2025-01-23, Nasze rozmowy
Z Dariuszem Wróblem, prezesem Stali Gorzów, rozmawia Robert Borowy
- W jakim stanie finansowym znajduje się Stal po spłaceniu zaległych zobowiązań, o których poinformował pan w zeszłym tygodniu?
- Obecnie mamy praktycznie czystą kartę, nie licząc kredytów, które w części zostały wzięte na poprawę infrastruktury stadionowej. Kredyty te są na bieżąco obsługiwane. Nie stanowią one istotnego obciążenia dla naszych finansów, a ich suma w tej chwili to około trzech milionów złotych. Uważam, że w tym krótkim czasie, zaledwie czterech miesięcy zrobiliśmy coś co było niemożliwe do zrobienia.
- Dzięki komu udało się tak naprawdę ugasić największy w historii klubu pożar?
- Skoro padło to pytanie, to na pierwszym miejscu wymieniłbym pana Zbigniewa Głuchego z firmy Gezet. Pamiętam pierwsze spotkanie z kibicami i ze sponsorami. Nastroje wówczas panujące nie dawały zbyt wielkiego pola do nadziei. Wtedy myśleliśmy tylko o znalezieniu środków potrzebnych do uzyskania licencji. Przyznam, że nie byłem chętny zasiąść w fotelu prezesa, bo choć wierzyłem w projekt, to jednak potrzebna była grupa ludzi, od której czułbym to wsparcie. I pan Zbigniew Głuchy przekonał tych ludzi, przekonał ich do swoich pomysłów. Wtedy mówiliśmy tylko o pożyczkach. W tym trudnym momencie pomogli panowie Krzysztof i Andrzej Nuckowscy z firmy Budnex, Jacek Wojciechowski z Covers, Daniel Napierała i Daniel Miłostan.
- Czy już wiemy, dlaczego Stal wpadła w tak poważne zadłużenie idące w kilkanaście milionów złotych?
- Precyzyjna odpowiedź na to pytanie jest wciąż o tyle trudna, że nie zdążyliśmy jeszcze przeanalizować wszystkich dokumentów. To wymaga długiego czasu. Pamiętajmy też, że po moim przyjściu do klubu w październiku 2024 roku mieliśmy dwa audyty, nie licząc dodatkowej inicjatywy prezydenta, który chciał się również dowiedzieć o ówczesnym stanie finansowym klubu.
- Czyli był jeszcze jeden dodatkowy audyt?
- Tak, pierwszy audyt przeprowadził zespół licencyjny Polskiego Związku Motorowego, drugi natomiast, o czym publicznie nie informowaliśmy, jedna ze specjalistycznych firm na nasze klubowe zlecenie. Chcieliśmy mieć niezależne od siebie raporty. Powoli je analizujemy, ale tych segregatorów są pełne półki. Najważniejsze, żeby zweryfikować, jak powstały tak duże zobowiązania i czy nie dochodziło do niegospodarności. Audytorzy, którzy prowadzili dla nas badanie finansów na pytanie, czy coś rażącego rzuciło im się w oczy, stwierdzili, że nic takiego nie zobaczyli. Dlatego teraz musimy faktura po fakturze wszystko ocenić we własnym zakresie, podobnie jak sprawdzić przepływy finansowe.
- To zrozumiałe, że w tym przypadku chodzi o precyzję. Zapytam jednak ogólnie: co było główną przyczyną tak wysokiego zadłużenia, bo musiało on skąd się wziąć?
- Nie ma wątpliwości, że doszło do błędów w planowaniu i późniejszej realizacji budżetu. Ponadto chcemy zobaczyć w jakim czasie powstawały te zobowiązania, bo raczej nie w ciągu roku czy dwóch. Niestety, jedno co wiemy na pewno, to było sporo nieracjonalnych wydatków.
- Czy klub posiada środki na bieżącą działalność, bo trwają przygotowania do nowego sezonu, zawodnikom trzeba płacić w ramach podpisanych umów kwoty gwarantowane. Jak to wygląda?
- Radzimy sobie i tutaj wielkie podziękowania należą się władzom miasta za szybkie działanie i możliwość przelania dotacji na nadchodzący sezon ligowy. Oczywiście na bieżąco gromadzimy także własne środki. Sprzedajemy karnety, sprzedaliśmy loże, sponsorzy widząc, że wychodzimy na prostą ponownie nawiązują z nami współpracę.
- Gdyby miał pan dzisiejszą wiedzę nie tylko o stanie klubu, ale również o niechęci wobec Stali płynącej z części gorzowskiego środowiska, to wszedłby pan do tej rzeki?
- Emocje szarpały mną w różnych kierunkach. Były chwile, że żałowałem, iż wszedłem do tej rzeki. Chyba najbardziej denerwowałem się w chwilach, kiedy z pozoru błahe wydarzenia, które powinny zostać załatwione od ,,ręki’’ nagle stawały się tak poważnymi, że mogły rozbić klub. Naprawdę. Dzisiaj nie żałuję jednak swojej decyzji z jednego powodu. Kiedy obejmowałem funkcję prezesa niemal z wszystkich stron usłyszałem, że misja ratunkowa się nie powiedzie. Nawet od ludzi będących przez lata blisko klubu. To mnie zmotywowało, chciałem udowodnić, że możemy wspólnym wysiłkiem uratować Stal.
- Niedawno wybrane zostały nowe władze stowarzyszenia Stali i prezesem po raz pierwszy nie został prezes Spółki. Optował pan za tym?
- Tak, dla przejrzystości działalności klubu wszystkie władze powinny być oddzielone od siebie. Rozumiem jednak, że wcześniej prezesi spółki nie chcieli dzielić się władzą, bo bali się, że mogą w każdej chwili stracić pracę, jeśli nie będą kontrolować władzy w stowarzyszeniu a pośrednio w radzie nadzorczej. Wystarczyłoby, że prezes stowarzyszenia obraziłby się o jakiś drobiazg na prezesa spółki i mógłby go łatwo i szybko odwołać poprzez radę nadzorczą. Ja się tego nie boję, mnie to nie dotyczy. Czego mam się obawiać? Jestem tu nowy, niczego nie zepsułem. Ponadto dzisiaj zmienia się struktura właścicielska i wpływ stowarzyszenia na spółkę będzie niewielki.
- Dlaczego w tym trudnym czasie klub nie reagował na często kłamliwe materiały prasowe, stawiające markę Stal w fatalnym świetle?
- Jeżeli komuś sprawiało przyjemność stawianie wieńców, nazywanie nas bankrutem czy pisanie nieprawdy na wiele tematów, to nie chcieliśmy psuć im zabawy. Wbijanie z naszej strony kija w mrowisko nic by nie dało, jeszcze zapewne by niektórych nakręciło do pisania jeszcze większych bzdur. Dodawać takim osobom paliwa nie miało sensu. A nawet jakbyśmy reagowali, to kto napisałby sprostowanie? Szczerze mówiąc nawet nie wiem co pisano, bo nie interesowałem się tym. Bardzo rzadko coś czytałem, ponieważ skupiałem się i skupiam się nadal na realizacji wyznaczonego celu.
- Powróćmy do tego co się dzieje w Stali Gorzów. Na bazie programu naprawczo-rozwojowego jednym z elementów szukania oszczędności ma być optymalizacja kosztów. Czy tym kierunkiem są również zwolnienia w klubie, bo ostatnio wróble ćwierkały, że kilka osób odeszło?
- Dokładnie odeszły trzy osoby i to one złożyły wypowiedzenia, nie klub je zwolnił. Natomiast klub doszedł w pewnych kwestiach do ściany i musimy poszukać nowego modelu działania, pewnej świeżości jego prowadzenia. Od prezesa do ostatniego, najniższego ogniwa. Musimy przyjrzeć się dotychczasowej działalności, jak to wszystko było poukładane, czy jednak nie mieliśmy przerostu zatrudnienia. Nie wiem, czy nie byliśmy największym pracodawcą w PGE Ekstralidze, skoro było u nas zatrudnionych 21 osób. Mało tego, chyba wszyscy byli członkami stowarzyszenia, a więc nieformalnymi współwłaścicielami klubu. To wszystko działało na zasadach spółdzielni. Gdyby nasz organizm funkcjonował bez zastrzeżeń nikt by nie robił jego przeglądu. Skoro jednak coś nie zadziało, klub de facto upadł, to potrzebne są gruntowne zmiany. Niektóre już wdrożyliśmy w życie, przed nami kolejne. Wszyscy muszą zrozumieć, że teraz Stal Gorzów stanie się przedsiębiorstwem prywatnym i jego zarządzanie musi być oparte na wzorach firmy prywatnej, nie spółdzielni.
- Dlaczego nie będzie przedsezonowych derbów lubuskich oraz memoriału Edwarda Jancarza, skoro te wydarzenia zostały zapisane w programie naprawczo-rozwojowym i miały dostarczyć do klubowej kasy sporego zastrzyku finansowego?
- Od razu wyjaśnię, że w przygotowanym w ekspresowym tempie planie naprawczym zostały wpisane pewne założenia, z których część jest realizowana a część zapewne nie zostanie w pełni zrealizowana z rożnych powodów. Gdybyśmy mieli więcej czasu zapewne niektóre wpisane tam rzeczy byśmy wcześniej zweryfikowali i poszukali innych rozwiązań. Czynimy to dopiero teraz. Pamiętajmy również, że dopiero dzisiaj wiemy, na czym stoimy i możemy pewne założenia realizować. Wtedy nie wiedzieliśmy niczego, nawet tego, na jakie środki możemy liczyć od sponsorów, ze sprzedaży akcji czy miejskich dotacji.
- Czyli wpisanie derbów i memoriału było ad hoc?
- Nie, cały czas rozmawiamy z kolegami z Zielonej Góry i nie wykluczamy żadnego rozwiązania, bo to może być korzystne dla obu stron. Możemy wystąpić o dodatkowe środki np. wojewódzkie na takie mecze. Z punktu widzenia kibiców, marketingu derby przedsezonowe mają sens, ale muszą się odbyć w korzystnym dla wszystkich terminie. I tu może być największy problem, bo tych weekendów przed startem ligi jest niewiele. Z memoriałem problem jest inny. Koszty jego przygotowania i organizacji są dosyć wysokie, zawodnicy nie przyjeżdżają za czapkę gruszek. Żeby pokryć koszty musi przyjść kilka tysięcy ludzi i do tego musimy zebrać liczną grupę sponsorów. Gdybyśmy mieli gwarancję pogody można wejść w ten projekt. Ale na przełomie marca i kwietnia wiadomo jak jest z tą pogodą, a nie chcemy znowu zapraszać zawodników z niższej półki, żeby zminimalizować ewentualne straty. Żadnego rozwiązania jeszcze nie wykluczam. Czekamy na pełny kalendarz, zobaczymy, jakie terminy są wolne przed startem ligi i wtedy zaczniemy analizować, co warto zorganizować.
- Czy jako prezes jest pan zadowolony z obecnego składu zespołu?
- Wszystko okaże się w trakcie sezonu. Wiadomo w jakim czasie obejmowałem ster prezesa, ze względów finansowych nie było nas stać na pozostawienie Jakuba Miśkowiaka, musieliśmy wdrożyć w życie inny pomysł. Powiem uczciwie, że szukaliśmy innych kandydatów na pozycję U-24, ale w każdym wariancie trzeba było wyciągnąć mniejsze lub większe pieniądze bez gwarancji, że dany zawodnik spełni nasze oczekiwania. Inną sprawą jest, że z jednej strony rozmawialiśmy o podpisywaniu kolejnych kontraktów, z drugiej nikt nie wiedział, czy za miesiąc będziemy istnieć. Musieliśmy najpierw zasypać pierwszy dołek, czyli znaleźć 4,5 miliona złotych, a w tym czasie rozstrzygały się kwestie transferowe.
- Czy w ramach działań promocyjnych klub nadal będzie organizował różne społeczne wydarzenia na terenie miasta?
- Tak, jestem zwolennikiem wychodzenia do kibiców, organizowania różnych eventów na terenie miasta i pod tym względem nasze działania marketingowe się nie zmienią. Mogą się zmienić techniczne ich elementy, zastanawiamy się nad wyborem takich wydarzeń, formy ich organizacji, ale to, że chcemy być blisko kibiców pokazała już grudniowa prezentacja zespołu. Wszystkie dobre pomysły, które sprawdziły się w poprzednich latach będziemy kontynuować, a te słabsze modyfikować.
- Dziękuję za rozmowę.
Z Katarzyną Buchlą, psychologiem, rozmawia Maja Szanter