Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

To jest szczyt hipokryzji, ale oni tak mają

2014-03-05, Nasze rozmowy

Z prezydentem Tadeuszem Jędrzejczakiem rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_6676.jpg

- Na jakiej podstawie twierdzi pan, że należy się nam nie 30 a 50 milionów euro, czyli 20 mln euro więcej na Zintegrowane Inwestycje Terytorialne, na rozwój miasta i sąsiednich gmin w ramach Miejskiego Obszaru Funkcjonalnego?

- Sprawa jest prosta. Jesteśmy takim samym obszarem funkcjonalnym jak Zielona Góra i jej otoczenie, i tam będą dodatkowe środki. My chcemy więc dostać tylko to, co proporcjonalnie, jak to wynika z przeliczników i zaproponowanych inwestycji, nam się należy. Złożyliśmy odpowiednie projekty, podpisaliśmy jako pierwsi umowę na ZITy, mamy przygotowaną strategie i chcemy ją realizować. Zgodnie z przewidzianymi celami, procedurami i założeniami.

- Pójdzie pan do prokuratury z doniesieniem na panią marszałek Elżbietą Polak w sprawie wydawania pieniędzy  unijnych, co pan zapowiedział, a do czego pani marszałek pana zachęca?

- Chyba nie będziemy mieli wyboru. Jeżeli potwierdza się dane, które w tej chwili mamy, o nieprawidłowościach przy rozdziale środków na różne projekty, o braku efektów przy realizacji wielu z nich, to będziemy musieli coś z tym zrobić. Nie może być tak, że dużo pieniędzy daje się poza procedurami konkursowymi, że zmienia się regulaminy konkursu w trakcie ich trwania albo się zwleka z ich ogłoszeniem, bo Zielona Góra jeszcze nie jest gotowa itd. Poza tym wymyśla się dla południowej części dodatkowe priorytetowe inwestycje, żeby tylko nie dofinansować w pełnym zakresie wcześniej zgłoszonych przez nas i już zaakceptowanych. To jest w ogóle skandal, to co się dzieje.

- Nie przesadza pan jednak porównując zachowania marszałek Elżbiety Polak  i lubuskich polityków PO   do Ukrainy pod rządami prezydenta Janukowycza ?

- Nie przesadzam, bo jest to właśnie taka polityka prowadzona po uważaniu. Polityka dla swoich i realizacji swoich celów politycznych.  Zresztą dobitnie powiedział to Marek Cieślak, starosta żarski, kiedy składał rezygnację z członkostwa w PO, na znak protestu przeciwko tej polityce. Określił ją hasłem: całe województwo buduje swoją stolicę. Oczywiście miał na myśli Zieloną Górę. Jest to polityka o tyle niezrozumiała i trudna do zaakceptowania, że np. budżet województwa składa się z rządowych subwencji i dotacji, w 10% z tzw. Janosikowego, a pozostałą tworzą przychody z udziału w podatkach od osób prawnych i fizycznych, czyli CIT i PIT. W praktyce to oznacza, że północna część województwa dostarcza do lubuskiego budżetu dwie trzecie z tytułu tych podatków, gdyż to tu są przedsiębiorstwa, które płacą najwięcej podatków i zatrudniają najwięcej ludzi, którzy też płaca podatki.

W samym Gorzowie w zakładach przemysłowych pracuje 23 tysiące ludzi, czego 6 tysięcy dojeżdża tu do pracy. Tymczasem wraca tutaj z budżetu, na inwestycje i inne działania,  tylko niewielka część tych pieniędzy. Dlatego tym bardziej domagamy się równoprawnego traktowania, także przy dzieleniu pieniędzy unijnych. Zwłaszcza, że wydaliśmy znaczne pieniądze na uzbrojenie terenów przemysłowych, infrastrukturę, na zwolnienia podatkowe i inne rzeczy, czyli zainwestowaliśmy, ale już korzyści podatkowe z tego tytułu płyną w głównej mierze do Zielonej Góry. Żeby tam można było rozwijać Uniwersytet Zielonogórski, budować park naukowo-technologiczny i prowadzić wiele innych inwestycji oraz działań służących temu miastu. Oni więc biorą prawie wszystko, jak swoje, a my musimy niemal do wszystkiego dochodzić sami. Podobnie rzecz się ma z Drezdenkiem, Kostrzynem… W Drezdenku powstaje potężna kopalnia gazu, w Kostrzynie prężnie rozwija się specjalna strefa ekonomiczna, czyli rozwija się przemysł, który ma olbrzymie znacznie dla gospodarki województwa, ale województwo na budowę obwodnicy czy mostu w tych miastach pieniędzy już nie ma, bo ważniejszy jest most w Milsku, trasa aglomeracyjna w Zielonej Górze i inne drogi w południowej części regionu. I my się na to wszystko nie zgadzamy.

- To dlaczego do tej pory się zgadzaliśmy?

- A kiedy ja się zgadzałem? Proszę pytać o to innych, radnych wojewódzkich, parlamentarzystów, bo oni na taką politykę przyzwalają. Dla nich ważniejsze jest znalezienie się na liście wyborczej niż mówienie prawdy o funkcjonowaniu tego województwa. Tak to się odbywa, przy biernej postawie  mediów, które w większości są zielonogórskimi i chwalą panią marszałek na każdym kroku, bo są na jej utrzymaniu.

- Pomysł budowy centrum pediatrycznego w Zielonej Górze za pieniądze z LRPO, przy jednoczesnym wskazywaniu na Program Polski Zachodniej jako źródło finansowania radiologii w Gorzowie uważa pan za właściwy i wskazany?

- Oczywiście, że nie. Po pierwsze dlatego, że ten szpital czy centrum pediatryczne, jak nazywają, który tak naprawdę ma być nowym oddziałem szpitala wojewódzkiego, nie był ujęty w żadnym dokumencie strategicznym, które były tworzone przy konstruowaniu Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego. Powstał nagle i niespodziewania. Powstał zaś dlatego, że Uniwersytet Zielonogórski od kilku lat stara się o utworzenie wydziału lekarskiego. A ponieważ jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej, to trzeba mu pomóc.

Nie mamy nic przeciwko temu szpitalowi, ale nie zgadzamy się na jego budowę za 80 milionów złotych z naszych wspólnych pieniędzy. Taki szpital, mający 100 łóżek, można wybudować za mniej niż 40 milionów. Więc o co tu chodzi? O laboratoria i całe zaplecze dla uniwersyteckiej medycyny. Inaczej tego wytłumaczyć się nie da. Inna sprawa, że ten wydział i tak prędko nie powstanie, jeśli w ogóle powstanie.

- To jak pan przyjął stanowisko rady miasta Zielonej Góry popierające stworzenie centrum onkologicznego w Gorzowie z jednoczesnym apelem do rady miasta Gorzowa o poparcie pomysłu budowy szpitala dziecięcego w ich mieście?

- To jest szczyt hipokryzji, ale oni tak mają. Tym większy, że w dokumentach urzędu marszałkowskiego, odnoszących się do Programu Polski Zachodniej, pojawiają się zapisy nie tylko o radioterapii w Gorzowie, ale i w Zielonej Górze. Zaś w samym programie nigdzie nie jest napisane, że radioterapia w Gorzowie powstanie. Radni Zielonej Góry mówią więc, że wybudujemy szpital dziecięcy, bo za swoje, a radioterapię w Gorzowie być może, a jak nie powstanie, to trudno, nic się nie stanie.

To jest właśnie znakomity przykład filozofii funkcjonowania tego województwa. Na dodatek pokazujący pewną perfidię działania. Chodzi o to, żeby w Zielonej Górze stworzyć, wybudować jak najwięcej instytucji, obiektów, placówek i co tam jeszcze się da, ale takich, które w przyszłości znajdą się na utrzymaniu budżetu centralnego i wojewódzkiego, a służyć będą głównie temu miastu i okolicy.

- Skąd bierze się pańska niechęć do PWSZ, która chce samodzielnie dojść do akademii?

- Ale to nieprawda, że nie lubię PWSZ czy jestem nieżyczliwy tej uczelni. Po prostu jest określony cel do zrealizowania, ale różnimy się zasadniczo co do drogi dojścia do tego celu. Tym podstawowym celem jest oczywiście utworzenie akademii, co najlepiej uczynić łącząc  gorzowski wydział AWF z PWSZ. Problem w tym, że władze PWSZ się na to nie zgadzają. Dlatego jako prezydent miasta, który nie może siedzieć z założonymi rękami i biernie przyglądać się biegowi wydarzeń, podjąłem działania zmierzające do usamodzielnienia się wydziału AWF, na bazie którego będzie można w przyszłości wywołać akademię.

- Bez oglądania się na PWSZ?

- Tak, aczkolwiek ciągle mam nadzieję, że władze uczelni prędzej lub później zmienią zdanie. Na razie na PWSZ nie maja żadnego wydziału  z prawem do doktoryzowania, nie ma zbyt wielu samodzielnych pracowników nauki na pierwszym etacie i daleka droga jeszcze przed nimi. Jeżeli jednak nie zmienią tam zdania, to będziemy tak długo wspierać AWF aż powstanie tam drugi wydział z prawem do doktoryzowania i będziemy mieli akademię.

- Dlaczego jednak chciał pan pozbawić PWSZ  dotacji zapisanej w budżecie, o co była awantura na ostatniej sesji rady miasta, na której oskarżano pana o chęć skłócenia wszystkich ze wszystkimi i niegodne działania?

- Tu nie chodziło wcale o pozbawienie PWSZ dotacji, która ma być ewentualnie wkładem własnym przy ubieganiu się środki unijne  na stworzenie laboratorium środowiskowego. Rzecz w tym, że uczelnia tych pieniędzy wcale w tej chwili nie potrzebuje, a pilnie są potrzebne na adaptację obiektów przy ul. Dunikowskiego na rzecz Zespołu Szkół Specjalnych. Te pieniądze dla PWSZ można było poszukać w późniejszym czasie. Radni jednak zdecydowali inaczej, nie oglądają się na prawne uwarunkowania i podpisane z MZK umowy zabrali 600 tysięcy z puli przeznaczonej na komunikację publiczną, co niesie z sobą poważne reperkusje i  konsekwencje, ale tym radni już się nie przejmują, bo oni nie ponoszą przecież żadnej odpowiedzialności. Ani za funkcjonowanie MZK, ani w zakresie dyscypliny finansów publicznych, ani w żadnych innych sprawach. Zmuszając mnie przy tym do decyzji, po której mogę być oskarżony o łamanie prawa.

- Co pan w tej sytuacji zrobi?

- Jedyne co mogę zrobić,  to skierować do Regionalnej Izby Obrachunkowej zapytanie w tej sprawie. Inaczej może mi grozić odpowiedzialność, której skutkiem będzie pozbawienie stanowisk mnie i skarbnika miasta.

- Co będzie z drzewami w alejce na Marcinkowskiego, w obronie których zbierane są podpisy mieszkańców miasta?

- Nie bardzo rozumiem całą tą akcję zbierania podpisów, która stała się chyba jakimś działaniem politycznym. Nie ma bowiem jeszcze żadnych decyzji o wycince drzew. Owszem, w związku z koniecznością przeprowadzenia tam remontu pojawił się projekt, który bierze pod uwagę istniejący stan rzeczy, potrzeby remontowe i dostosowanie całego układu komunikacyjnego do obecnych wymogów, co zakłada wycięcie iluś tam drzew. Nikt jednak nie zamierza robić tam cokolwiek na siłę i upierać się przy czymś, co nie podoba się mieszkańcom. W tej sytuacji są trzy wyjścia. Możemy nie robić tam wielkiego remontu i zostawić całą alejkę w takim kształcie jakim jest. To będzie oznaczało wyłączenie jej z ruchu samochodów i autobusów, co może nie byłoby takie złe, ale trzeba to sprawdzić. Równie dobrze możemy doprowadzić do takiej zmiany projektu, by przeprowadzić remont bez wycinania drzew. Wreszcie możemy zrobić tam skwer, jeżeli mieszkańcy tak chcą. W każdym razie sprawa nie jest na dzisiaj, bo w tym roku nie ma na to pieniędzy.

- Wystartuje pan w najbliższych wyborach samorządowych jesienią? Dotychczasowe pańskie deklaracje nie są dość wyraźne i jednoznaczne.

- Bo tego jeszcze nie wiem. Jak zakończą się te wszystkie rozmowy, negocjacje i działania związane ze środkami unijnymi, z tymi różnymi projektami i inwestycjami, to będę wiedział czy warto. Jeżeli będę startował w wyborach, to po coś. Po to, żeby zrealizować zaplanowane zamierzenia w projektowanym kształcie. Dobrze współdziałając z radą miasta, która składa się z ludzi odpowiedzialnych, mających na względzie przede wszystkim dobro miasta  a nie swoje czy partyjne interesy.

- Dużo mówi się o tym, że nawet jak pan nie będzie chciał kandydować, to jednak będzie musiał ze względu na silną presje swojego bliższego i dalszego otoczenia, które stanowi całkiem spory elektorat. I nie chodzi tylko o współpracowników w urzędzie miasta, ale miejskie spółki, zakłady budżetowe, instytucje, placówki… Bierze pan to pod uwagę?

- Takie gadanie świadczy tylko o tym, że celem moich przeciwników politycznych nie jest budowanie Gorzowa i praca na rzecz miasta, ale funkcje i stanowiska w mieście. Bo kto o tym mówi? Ci, którzy są żądni władzy. Na takie patrzenie na sprawy miasta ja się nie zgadzam.

- To kogo uważa pan za najgroźniejszego kontrkandydata w wyborach na prezydenta miasta?

- Ale ja jeszcze nie wiem kto będzie kandydował. To, że ktoś tam sam się zgłasza nic jeszcze nie znaczy. Każdy jednak może być groźny i nikogo nie wolno lekceważyć, z wszystkimi trzeba się liczyć. Jak będą kandydaci, to będziemy mogli o nich porozmawiać.

- A co z inicjatywą „Lepsze Lubuskie” grupy samorządowców z Vadimem Tyszkiewiczem na czele? Niby jest pan tam, a jakby pana nie było.

- No właśnie. Jest dokładnie tak, jak pan mówi. A to dlatego, że umowa była taka, iż będzie to inicjatywa pozapartyjna i niepolityczna, czyli samorządowa alternatywa dla partii politycznych. Tymczasem szybo się okazało, że jednemu blisko do partii rządzącej, drugi pokazuje się na wiecach pana Gowina, inni zaś z kolei zabiegają o jakieś partyjne wsparcie i rzecz cała stała się niepoważna. W związku z tym jest jak jest. Jeszcze niczego nie przekreślam, dyskutujemy jeszcze o tym, ale nie wiadomo czy coś z tego wyjdzie. Gdyby wyszło, byłaby to w sejmiku poważna siła, bo nikt większości raczej  tam nie zdobędzie. Tym bardziej licząca się siła, że w  sejmiku więcej znaczą podziały geograficzne niż partyjne.

- Za kilka dni rozpocznie się znowu proces przed sądem okręgowym w sprawie tzw. afery budowlanej, w której po rozprawie apelacyjnej jest pan już mniej oskarżony, ale jednak oskarżony. Jakiego przebiegu rozprawy pan się spodziewa?

- Nie wiem czy można mówić, że rozpocznie się proces, bo sędzia wezwał strony na posiedzenie organizacyjne, na którym ma rozpatrywać wniosek o ponowne skierowanie sprawy do prokuratury. W piątek 7 marca dowiemy się więc jaka jest decyzja sędziego. Jeżeli sprawa trafi z powrotem do prokuratury, to będzie znaczyło, że sąd ma wątpliwości wobec aktu oskarżenia, a raczej tego co z niego pozostało. Proszę pamiętać, że sąd apelacyjny nie tylko oddalił część zarzutów a z części uniewinnił, ale także poddał krytycznej ocenie sam przebieg gorzowskiego procesu, w którym zapadły wyroki skazujące. Spodziewam się więc korzystnego przebiegu rozprawy. Tym bardziej, że jestem niewinny, że zarzuty wobec mnie są nieprawdziwe.

- Dziękuję z rozmowę

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x