Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Żołyński: Bez publiczności teatr kompletnie nie istnieje

2021-06-16, Nasze rozmowy

Z Cezarym Żołyńskim, aktorem i reżyserem Teatru Osterwy rozmawia Renata Ochwat

Fot. archiwum Cezarego Żołyńskiego
Fot. archiwum Cezarego Żołyńskiego

- Co to za pomysł był, aby zrobić spektakl o nosorożcu, a dokładniej o Stefanii?

- Przyszedł oto taki pomysł do głowy, żeby dzieciaki też w jakiś sposób utożsamiać z miastem. Mnie się wydaje, że jest to ciekawa maskotka, postać, z którą mogą się utożsamić ci najmłodsi. A ponieważ taki nosorożec został znaleziony pod Gorzowem, to dlaczegoż by nie? Ktoś ma krasnale, ktoś ma czarownice, ktoś inny Bachusiki, a my możemy mieć nosorożca.

- Trudno się utożsamić z nosorożcem. Prościej jednak z krasnoludkiem.

- Tak, ale jak się przyjdzie na spektakl do Teatru Osterwy, to można się zakochać w tym nosorożcu. Jest to możliwe, żeby się w Stefanii zakochać.

- No to jak się można zakochać w nosorożcu? Bo mnie tu wyobraźnia się kończy.

- Przede wszystkim w historii nosorożca, która stworzyła Iwona Kusiak. Historia prawdziwa tego odnalezionego nosorożca nie jest tożsama z tym, co się dzieje na scenie. To zabawa trochę o tolerancji, trochę o samotności, trochę o tym, że każdy z nas szuka swego miejsca i próbuje je znaleźć. No i ten nosorożec znajduje je w naszym mieście.

- Jesteśmy u progu wakacji, z reguły to taki czas odpoczynku. Wszyscy myślą, że w tym czasie aktorzy nic nie robią. Prawda to?

- Wiesz, to jest różnie, to kwestia indywidualna. Teatry mają czasami wolne, a czasami pracują. Teraz był czas pandemii, to już zupełnie czas się poprzestawiał. Ja mogę mówić za siebie. Ja w wakacje pracuję. Inni też pracują i to ciężko.

- Jak aktorzy przeżyli właśnie tę pandemię?

- To nie był łatwy czas. Próbowaliśmy grać jakieś koncerty on line. Ja robiłem jakieś słuchowiska, bajki dla dzieciaków z moich ulubionych Gwiezdnych Wojen. Ale w pewnym momencie brakuje publiczności. I to jest straszne. Dobrze, że była moja praca w radiu, gdzie mam świadomość, że jednak ktoś mnie słucha. I wówczas zupełnie inaczej się prowadzi audycję.

- Wytłumacz mi, na czym polega fenomen publiczności. Dlaczego publiczność musi być w teatrze?

- Nie wiem, na czym to polega. Nie wiem, ja to czuję, że bez publiczności nie ujedziesz. To pewna energia, która płynie od nas ze sceny, i od widowni na scenę. Bez tego zwyczajne nic nie ma.

- Jak przychodzi publiczność i dzwoni komórka…

- To przeszkadza. Ale jak publiczność siedzi zaczarowana, to pomaga. Ta pandemia, wbrew pozorom, uświadomiła nam, albo lepiej utwierdziła nas w przekonaniu, że bez publiczności teatr kompletnie nie istnieje.

- Nie można grać do pustej sali.

- No nie. Jak mówiłem, graliśmy koncerty on line, z Mariuszem Smolińskim, Markiem Popisem, Sylwią Beech i Mariuszem Ambrożukiem. No graliśmy. I to jest coś takiego, że stoisz na scenie. Niby masz tę energię, patrzysz w przestrzeń, a tam jest pusto. Siedzi pan akustyk, siedzi pan od światła, uśmiechają się do nas, podnoszą kciuki, ale poza tym jest pełna pustka. Ja to nawet chciałem jakichś swoich znajomych zaprosić, żeby tak smutno nie było, ale przecież i tego nie można było. To było przedziwne doświadczenie. Grasz do pustej sali, do nikogo. Wiesz, czasami zdarza się, że gdzieś przyjeżdżasz, na jakiś koncert, nie ma pełnej publiczności, ale jednak ktoś cię słucha. Grasz wówczas dla tych kilku, kilkunastu osób i jest sympatycznie. A tu była kompletna pustka i jeszcze ta świadomość, że tak będzie, bo nikt nie przyjdzie, nie wejdzie, nie spóźni się. Nic. Pusto. Nawet nie zadzwoni żadna komórka.

- Przez wakacje będziesz przygotowywał pewien ciekawy projekt dla Filharmonii Gorzowskiej. Często się zdarza, że ludzie związani z różnymi instytucjami kultury współpracują ze sobą?

- Dla mnie to jest rzecz bardzo normalna, że to tak jest. Tak zresztą powinno być. Wszędzie to wygląda inaczej. Dla mnie to fajna sprawa, jeśli się współpracuje ze sobą. Mamy swoje środowisko artystyczne i współpracujemy ze sobą. Dzięki takiej współpracy poznałem kilku bardzo ciekawych ludzi, o których wiedziałem, że są, ale tylko tyle. Prosty przykład. Graliśmy jakiś czas temu projekt Cohen z Przemkiem Raminiakiem, znakomitym pianistą, ale w pewnym momencie Przemek przestał mieć czas, dlatego na jego miejsce wszedł Mariusz Smoliński, i nagle się okazało, że to znakomity muzyk i fajny facet.

- Jak ta współpraca wygląda w Gorzowie?

- Różnie. Ale idzie ku dobremu. W ubiegłym roku powstała inicjatywa Dobry Wieczór Gorzów. Kilka instytucji na jednej scenie, czyli fajna jakość. Wcześniej były Zjednoczone Siły Kultury. To jest bardzo dobre.

- Cezary, czy ty kiedyś masz zamiar robić spektakle dla dorosłych?

- Nie. Nie mam zamiaru (śmiech). Nie mam takiej potrzeby kompletnie. A ostatnio utwierdziłem się w tym, kiedy na Nocnym Szlaku Kulturalnym podeszli do mnie ludzie tacy w moim wieku, ale z synem – takim dwudziestokilkuletnim, i właśnie ten syn utwierdził mnie w przekonaniu, że nie ma potrzeby rzucać rzeczy dla dzieci. On bowiem jako dziecko grał u mnie Dyrektora Cyrku w jakimś spektaklu szkolnym. No i to było niezwykłe. A jego przesympatyczny tata stwierdził, że jestem tak kojarzony z tą twórczością. I mnie to pasuje. Bo to jest bardzo fajne.

- Dlaczego?

- Bo uczysz się niesamowitej pokory i szczerości oraz czystości myślenia. Tu nie musisz kombinować. Musisz być prawdziwy w tym, co chcesz przekazać. I to się wówczas sprawdza. Publiczność dziecięca wtedy bije brawo. I tu dobry przykład. Zrobiliśmy tego nosorożca. Podszedł do mnie znajomy i mówi – wiesz, mój trzyletni syn wytrzymał cały spektakl, całe półtorej godziny i się nie nudził. I to jest właśnie to. Jeśli złapiesz fajną relację, dobry sposób na robienie bajek dla dzieci i dzieciaki to kupują, to po co zmieniać. Robić coś dla dorosłych, żeby chodzili, kręcili nosami i mówili, że to można zrobić inaczej. To weź i zrób…. (śmiech).

- Cezary, ty jesteś też bardzo mocno w Gorzowie kojarzony z różnymi działaniami wokół Gwiezdnych Wojen. Będzie spektakl?

- To jest pomysł dyrektora teatru Jana Tomaszewicza, aby zrobić Gwiezdne Wojny. To miało być wcześniej, aniżeli Nosorożec. Sprawa rozbiła się o prostą rzecz – o pieniądze. Ale pomysł nie został zarzucony, tylko odłożony w czasie. I będzie spektakl inspirowany Gwiezdnymi Wojnami u Osterwy. Dlaczego nie? Pandemia zwyczajnie sprawiła, że musieliśmy to przełożyć. Ale będzie, bo wiem, że sporo osób a to czeka.

- Ile razy widziałeś Gwiezdną Sagę?

- Ojej, ojej, nie wiem. Ja tego nie zliczę. Nie ma takiej możliwości, aby to policzyć. Ciągle dochodzą nowe seriale na motywach Sagi. No jest tego mnóstwo. Warto oglądać Gwiezdną serię i kupić sobie jakąś figurkę. Ja sobie ostatnio znów kupiłem taką małą…. (śmiech).

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x