Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

Krzyśka Korsaka życie na maksa

2024-02-01, Nasze rozmowy

Z Krzysztofem Korsakiem, współwłaścicielem Smacznej Diety, autorem webinarów antyhejtowych, byłym dziennikarzem, pisarzem, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_39010.jpg
Fot. Ze zbiorów K. Korsaka

- Krzysztof Korsak….

- To ja jestem. Dzień dobry. (śmiech). Krzysztof Korsak, słucham jazzu, moje hobby to chomiki…

- Poza tym, że twoje hobby to chomiki, to na serio piszesz ostatnio bardzo dużo o hejcie. Prowadzisz wykłady. Dlaczego zdecydowałeś się walczyć z hejtem?

- W sumie przez przypadek.

- Ale nie ma żadnych przypadków.

- Od zawsze siedzę w rozwoju osobistym. Chodzę na szkolenia, mnóstwo na ten temat czytam, robię kolejne kursy. Zwyczajnie miałem taką potrzebę, aby tą wiedzą w jakiś sposób się zacząć dzielić. I w pewnym momencie poczułem się gotowy, aby napisać pierwszy post właśnie o tym, a nie związany typowo ze mną. Czułem, że temat hejtu rozumiem i umiem o nim pisać tak, aby komuś pomóc. Ale też czułem, że sobie samemu tym pisaniem pomagam.

- Ale tematem hejtu wyszedłeś nie tylko w Internecie, ale przede wszystkim do ludzi.

- Napisałem ten post. I zobaczyłem, że wzbudził on olbrzymie zainteresowanie. Miał kilkaset lajków, około 200 komentarzy. Pomyślałem, że skoro to tak grzeje ludzi, to może pójdę sobie do jakiejś szkoły i tym się zajmę. Miałem akurat czas, bo miałem przerwę w wykładach na uczelni. Napisałem w Internecie, że pierwszym trzem szkołom, które się zgłoszą, zrobię darmowy wykład.

- I?

- I zgłosiło się 25 szkół w godzinę. Poszedłem do pierwszej szkoły i zaczęła się lawina. Mam już za sobą ponad 20 takich wykładów i coś ze 30 szkół, które stoją w kolejce. Zacząłem też pisać posty o hejcie, zrobiłem webinar na ten temat.

- Jaka jest twoja metoda na hejt?

- Jednym słowem to się nie da opisać. Ale spróbujmy. Jeśli pomyślimy o tym, co jest dla nas najlepsze: najlepszy samochód, marka ciuchów, telefon – i tak wyliczać można długo, i to będzie jedna strona. Natomiast po drugiej mamy to, co mamy – określony samochód, określone dżinsy, określony telefon. W tym momencie pomiędzy jedną a drugą stroną rodzi się przestrzeń. Przestrzeń z naszymi niezaspokojonymi potrzebami. I zwykle wypełnia się ona cierpieniem, napięciem, a nawet gniewem. I to działa w taki sposób, że owe uczucia i tak nas w pewnym momencie rozsadzą. Będziemy zwyczajnie musieli się oczyścić z tego osadu. Musimy to wyrzucić z siebie.

- Jak?

- Zazwyczaj robimy to przez trzy rzeczy. Przez hejt właśnie, przez jakieże polskie kulturowo narzekanie albo przez wpadanie w uzależnienia. I to mogą być drobne – jak choćby nałogowe przeglądanie Facebooka lub kompulsywne zakupy.

- I co teraz?

- Jeśli ja znam te schematy, patrzę na osobę, która mnie obraża, to ja zwyczajnie widzę, że ona cierpi. Znaczy to, że w hejcie na mnie wcale nie chodzi o mnie, tylko o to, że ta obrażająca osoba ma problem z napięciem, z cierpieniem i ona musi to jakoś wyładować. Zatem ja nie chcę jeszcze dobijać tej osoby. Ja jej w jakiś sposób współczuję. Smutno mi, że ona cierpi. Tak naprawdę to chciałbym ją przytulić…

- Przecież to chyba niemożliwe.

- Też mi się kiedyś wydawało, że to nie jest możliwe. Kiedyś to bym się odgryzał i wchodził w głębszą polemikę czy inaczej mówiąc – pyskówkę. Ale to nie ma sensu.

- Dlaczego?

- Bo to jest tak, że jak jedziesz samochodem i wyzywasz kogoś stojącego na ulicy czy jadącego innym samochodem, to przecież ta osoba absolutnie nie ma świadomości, że została zwyzywana. To ty w tym czasie wypiłaś jakąś truciznę emocjonalną. Tak to działa. Zatem, jak ktoś mnie teraz obraża, to ja wiem, że to ta osoba ma problem emocjonalny, cierpi.

- A jak dzieciaki przyjmują twoje wykłady?

- Przykład – jak dzieciaki wezmą smartfon, przez dwie minuty na nim coś porobią, to mogą zobaczyć ze 100 obrazków kolorowych, jakieś tańce, nie wiadomo, jakie rzeczy. A jak mają wziąć książkę, to przez dwie minuty mają tylko druk. Tam nic nie mruga, nic nie tańczy. Zatem ja muszę tak do nich mówić, aby konkurować z tym Tik-Tokiem i tym wszystkim, co oni mają w swoich telefonach. A ponieważ słuchają, to wydaje mi się, że potrafię z nimi złapać kontakt. I jeśli mówię o przyziemnych rzeczach, to po to, aby przez taki język wtłoczyć im więcej wiedzy. Bo co z tego, że ktoś ma wiedzę, a nie umie jej przekazać.

- To teraz o czymś innym. Zajmujesz się hejtem, uczysz, ale jednocześnie stać cię na to, aby jechać 500 km i zobaczyć, jak wygląda wioska Gorzów w Małopolsce.

- No tak. Moją wizją życiową jest – życie na maksa. Oczywiście na mojego maksa.

- Czyli?

- Rozszerzam perspektywę sobie i innym, po to się uczę też nowych rzeczy. Dla mnie to jest forma przygody, forma zabawy. Mnie to zwyczajnie sprawia radość. A jeszcze lepiej jak ta radość jest połączona z tym, że ja dostaję energię od ludzi, a z drugiej mogę komuś pomóc. No i życie na maksa, to nie jest wieczna analiza, wieczne myślenie prowadzące do jakiegoś perfekcjonizmu, a po prostu działanie.

- Określ to.

- Mogę mieć jakiś cel. Dla przykładu – zrobiłem sobie akcję na Facebooku – Jak dotrzeć do gwiazd, gdzie staram się dotrzeć do Roberta Lewandowskiego i pogadać z nim przez 15 minut. I ja nie analizuję za dużo, nie siedzę i wymyślam, tylko wchodzę w działanie. I z tego mi wychodzą różne rzeczy. Działanie napędza kolejne rzeczy. I ja teraz poznaję nowych ludzi, jestem w nowych miejscach. Skupiam się na drodze, a nie na siedzeniu i myśleniu.

- Chodzisz jeszcze na stadiony piłkarskie?

- Tak, głównie na mecze reprezentacji, ale też spełniam takie marzenia z dzieciństwa – byłem na kilku ciekawych meczach. Byłem na debiucie Lewandowskiego w Barcelonie na CampNou. Byłem też na El Clasico czyli Real Madryt – FC Barcelona na stadionie Realu Madryt. A ostatnio byłem na meczu Manchester United – Manchester City na słynnym Old Trafford, czyli Derby Manchesteru. Byłem też na meczach NBA, co też było spełnieniem dziecięcych marzeń. Bo jako zupełne dziecko budziłem się w nocy, żeby na jakimś małym telewizorku w kuchni oglądać mecze. Ale z drugiej strony ktoś zaraz może powiedzieć – jeździ, bo go stać. Ale jak miałem lat 20 czy 25 lat i mnie nie było stać, to jeździłem na stopa po Europie.

- Przykład.

- Proszę bardzo. Miałem 25 lat, pojechałem na stopa przez Europę. Wyprawa trwała 15 dni. A miałem 200 zł w kieszeni. Byłem w Hamburgu, objechałem całą Szwajcarię, dojechałem aż do Marsylii. Można? Można. Ale z drugiej strony przy innej okazji spałem w najbardziej luksusowym hotelu świata w Abu Dhabi. Fakt, że jedną noc, ale jednak. Bo mnie chodzi o doświadczanie różnych stron życia.

- Pamiętam, że zrobiłeś niezwykły prezent swojej mamie, już chorej wówczas i na wózku. Zawiozłeś mamę do Watykanu.

- No tak. Bo życie na maksa to też jest robienie czegoś dla innych. Moja mama w życiu to może była z dwa razy w Niemczech za granicą. I to u rodziny, to co to za wyjazd. Ona nawet nie przypuszczała, że może. Bo jej jako niepełnosprawnej w wielu rzeczach trzeba pomóc. No i na mamy 60. urodziny dostała w prezencie podróż. Przy okazji jeszcze tata mój się załapał. Pojechaliśmy samochodem do Rzymu, Watykanu, ale po drodze przejechaliśmy pięć państw, miedzy innymi zobaczyliśmy zamek Neuschwanstein. Przy innej okazji zabrałem rodziców do Krakowa, Auschwitz i Wadowic – to też było marzenie mamy. Co jakiś czas zabieram rodziców do restauracji. Tatę, który jest megafanem siatkówki, zabrałem na mecz – były mistrzostwa świata w siatkówce w Polsce, i na Stadionie Narodowym był mecz, pojechaliśmy razem. Tym razem to mama się załapała. Fajne to.

- Co lubisz jeść?

- Wiesz, ja się w tym też skupiam na doświadczaniu, nie tylko na smaku. Jak gdzieś jestem, to zamawiam coś, aby spróbować, doświadczyć. Jak jestem gdzieś na wycieczce, to się ze mnie śmieją, że mnóstwo jem. A ja naprawdę to mnóstwo degustuję. Dla przykładu jadłem żywego robaka, bycze jądra, mózg jagnięcy…

- Co lubisz jeść?

- Na co dzień korzystam z oferty mojej firmy, czyli Smacznej Diety, od poniedziałku do piątku. A na weekendy jadam różnie. I taką rzecz, którą sam sobie robię to są kanapki, gdzie mam bagietkę albo bułkę orkiszową, dużo masła, sałata, dobra szynka, dobry ser. Do tego na patelni robię świeże grzyby z cebulką i nakładam to na tę zimną bagietkę. Uwielbiam też jajecznicę. Ale też lubię kebaby, ale musi to być mięso własnej roboty, a nie takie tanie mielonki. Lubię też pizze, porządne hamburgery. I lody.

- Dzięki za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x