Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Szenwald: A wszystko zaczęło się od 12 czytelników i 360 książek

2021-08-18, Nasze rozmowy

Ze Sławomirem Szenwaldem, dyrektorem Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Zbigniewa Herberta rozmawia Renata Ochwat

Dyrektor WiMBP - Sławomir Szenwald
Dyrektor WiMBP - Sławomir Szenwald Fot. Robert Borowy

- Panie dyrektorze, książka profesora Marcelego Tureczka o pograniczu „Pogranicze. Przeszłość bez historii…” ma zaledwie kilka tygodni, a wychodzi na to, że wydaliście jedną z najważniejszych książek w ogóle w ostatnim czasie, jeśli nie najważniejszą w swoim wydawnictwie.

- Bardzo cieszy mnie taka opinia. Cóż tu powiedzieć. Wiedziałem, że kiedy prof. Marceli Tureczek powiedział, że ma pewien tekst, nawet się zbyt wiele nie pytałem. Była decyzja, że oczywiście wydajemy. Zwłaszcza, że to publikacja dotyczące regionu, co jest zawsze dla nas ważnym warunkiem. Chodzi tu o region międzyrzecki, ale i o granicę polską z okresu po I wojnie światowej, więc cały czas jeszcze wiąże się to z tematyką jubileuszu odzyskania niepodległości. Generalnie nam to wszystko pasowało. Wiadomo też, że biblioteka od czasów moich świetnych poprzedników stara się o znakomitych autorów, ale te i o to, aby książki były wydawniczo ładne.

- Ona jest ładna.

- To wydawnictwo zrobiliśmy w wersji light. Powiedziałbym – nowocześnie, czyli okładki już nie są twarde. Książka nie jest na papierze kredowym, bo miałem sygnały, że taka książka jest bardzo ciężka, trudna do utrzymania w ręce, więc troszeczkę ją odchudziliśmy. Ważne w tym wydawnictwie jest też i to, że okładka jest także autorstwa pana profesora. Mamy więc spójność treści i wyglądu. Dodam, że tekst jest napisany bardzo ładnym językiem, znakomitą polszczyzną, merytorycznie. No i przede wszystkim są to niezwykle ciekawe sprawy, bo dotyczą pogranicza, terenu, na którym teraz mieszkamy. Dodam, że czytałem i oglądałem te miejsca razem z panem profesorem i jestem zafascynowany. To są generalnie ciekawe sprawy.

- Dla przykładu?

- Chociażby ówczesna codzienność, relacje nauczyciela i dzieci w danej szkole, kiedy granica przebiegała w zasadzie prawie przez budynek szkolny. Mamy możliwość poznania, jak to życie wyglądało, jak ta społeczność sobie radziła z faktem, że tutaj są Niemcy, a tutaj są Polacy. Była jakiś szlaban, który ich dzielił. Historie, które zebrał pan Marceli Tureczek, są niesamowite. Bardzo często są to historie, które były przekazywane ustnie. Nie wszystko było spisane. Mamy tu rzadki przykład połączenia pracy naukowca z lekką formą przekazu. Pan profesor mógł sobie pozwolić, i nam się to bardzo spodobało, na pewną publicystykę, eseistykę. I jest to połączenie świetne.

- Jak ta książka trafia do odbiorców?

- Znakomicie. Już mogę powiedzieć, że bardzo wiele tych książek za cegiełki trafiło do czytelników. Bo my nie sprzedajemy i nie zarabiamy na książkach, przekazujemy je za cegiełki, które są kosztem druku. Ale niewykluczone, że ta książka trafi też na regularny rynek księgarski. Chcemy bowiem poszerzyć krąg odbiorców. Nie ukrywam, że jak książki funkcjonują tylko w naszym obiegu, to nie ma ich nigdzie więcej. Może ten krąg nie jest zamknięty, ale na pewno jakoś ograniczony.

- Panie dyrektorze, ale przecież już za chwilkę wychodzi kolejna poważna publikacja, również poświęcona sprawom pogranicza.

- Dokładnie tak. Faktycznie zbiegło się to w czasie. Twory nam się pewna seria. Mamy tez i trzecią. Ta będzie poświęcona historii biblioteki. Zaczynamy zatem wchodzić w rytm comiesięcznej premiery książkowej. Od razu powiem tez, że to też wynika z pracowitości bibliotekarek i bibliotekarzy, którzy pracowali w czasie pandemii w bibliotece. Mieli cały czas dostęp do wszystkich źródeł. W domu, podczas pracy zdalnej nie da się pewnych rzeczy zrobić. Pracowaliśmy wszyscy tu w budynku i jakoś tę pandemia przeżyliśmy. Teraz mamy owoce tej pracy. To właśnie książka pana profesora Tureczka, to za chwilę książka dwójki redaktorów, z których jeden jest naszym pracownikiem – to pan Grzegorz Urbanek. We wrześniu natomiast, jeśli tylko w drukarni nie zepsuje się rolki, ukaże się kolejna, ogromna książka poświęcona historii tworzenia biblioteki w Gorzowie Wielkopolskim w latach 1946- 2020.

- Ale przecież to jest też historia pogranicza. Przecież do 30 stycznia 1945 roku tu był Landsberg, niemieckie miasto. Potem przyszła polska administracja i trzeba było stworzyć coś na nowo. W momencie styku trzeba było wybudować coś, co było podstawą dla wielu, czyli bibliotekę.

- Dokładnie, od podstaw. Od pierwszej książki i to dosłownie od pierwszej. Jak w 1945 roku Polacy przyjechali i wymieniali się nawzajem książkami. W 1946 roku powstaje biblioteka powiatowa z zasobem Na początek 360 książek, no bo ileż ci Polacy mogli e sobą ich przywieźć.

- Można więc powiedzieć, że zaczynało się wszystko niczym w średniowieczu, gdzie wielkie biblioteki tyle książek miały.

- Dokładnie tak. Proszę pamiętać, że w tamtym czasie były kłopoty z przewożeniem bagażu. Mówimy zatem o pewnym fenomenie, kiedy w miejscu poniemieckim powstaje polska biblioteka, do której trzeba przywieźć polską książkę. Potem trzeba też trzeba wychować czytelników. W tej książce wszystkiego się państwo dowiedzą.  Może ubiorę to bardzo krótkie słowa. Od tych 360 książek na początku w 1946 roku, do pół miliona książek w tej chwili, Od tych 12 czytelników, którzy byli zapisani, bo jest taka notatka, zachowała się z 1946 roku, sporządzona odręcznie i tam jest napisana liczba czytelników w Gorzowie - 12.

- Niesamowita historia.

- Tak. Dzisiaj mamy 21 tysięcy. Po pandemii zresztą. 

- Panie dyrektorze, jak to się stało, że Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna, która ma za zadanie upowszechnianie czytelnictwa, czyli przede wszystkim udostępnianie księgozbioru, staje się poważnym domem mediowym.

- Biblioteka ma za zadanie prowadzić działalność oświatową, kulturalną i informacyjną. Dlatego to nie jest nic nowego. Współczesna koncepcja zakłada, że biblioteki dziś powinny być szeroko rozumianymi centrami kultury. Takimi kulturotekami, czyli centrami, które są blisko słowa. Mamy w Gorzowie świetny budynek biblioteki wojewódzkiej. A jeśli jest budynek, jeśli jest infrastruktura pozostawiona przez moich wspaniałych poprzedników, co muszę i chcę podkreślić, to nie pozostaje nic innego, jak tylko iść w oświatę, kulturę i informację. Istotne jest też i to, że cały czas kupujemy nowości wydawnicze. Bo nic nie zachęci czytelników lepiej do przyjścia do biblioteki, niż nowości wydawnicze. Trzeba pamiętać, że Polacy książki wymieniają głównie miedzy sobą, następnie otrzymują je w prezencie, potem korzystają z własnych bibliotek i księgarń, a na czwartym miejscu są dopiero biblioteki publiczne. Dlatego my, polscy bibliotekarze staramy się podpatrywać biblioteki skandynawskie, gdzie ludzie się spotykają. Zamiast iść do kawiarni, idą do biblioteki. Na tym nam bardzo zależy. Nawet mamy już takie trzy kąciki do rozmów. I nawet kawy można się u nas napić. I teraz tylko patrzymy, gdzie ludzie chętnie siadają. Bo mają do wyboru – czerwone, nowoczesne i wygodne fotele, czy na takich, które specjalnie kupiliśmy – krzesłach Thoneta, czyli stoliki i krzesełka kawiarniane w stylu lat 20-30 minionego wieku. One są takie, jak kiedyś w Cafe Wenecja. No i zdradzę, że przydadzą się nam do projektu z Cafe Wenecja – szykujemy na wrzesień. To cafe, bo będziemy się w końcu mogli spotkać, z publicznością i jak w kawiarni. Bo koncepcja biblioteki jest właśnie taka – możemy się spotkać niezobowiązująco. Za kawę i za bilet nie trzeba płacić. Bo biblioteka nie może pobierać opłat za swoją działalność.

- Ja jednak wrócę do domu mediowego, bo w pewnym momencie biblioteka weszła na taki poziom wydawniczy, zyskała takich autorów, zaczęła wydawać takie książki, których nie powstydziłyby się poważne instytuty naukowe.

- Trzeba tylko teraz trzymać kciuki, aby takich autorów nadal udało się pozyskiwać. Bo to jest trudne zadanie – pozyskiwanie dobrych autorów. Jeśli tylko to się uda, to jesteśmy w stanie zrobić wszystko, bo mamy znakomicie przygotowany zespół, który jest zespołem wydawców, menedżerów całego procesu wydawniczego. A tylko powiem, że do tego potrzebna jest ogromna wiedza. A my to mamy. Działalność wydawnicza jest dla nas ogromnie istotna. Bo – cytując klasyka – jeśli nie my, to kto? My chcemy o regionie się jeszcze jak najwięcej dowiedzieć, jak najwięcej go popularyzować, i będziemy się dziejami regionu zajmować.

- I ostatnia rzecz. Biblioteka od pewnego czasu idzie w działania ponadgraniczne. Mam na myśli spotkania polsko-niemieckie, polsko-rosyjskie, polsko-ukraińskie. Ale były wyjazdy studyjne. Czy ten kierunek w dalszym ciągu będzie kontynuowany?

- Tak, oczywiście. Dziś świat się szybko globalizuje. Trzeba korzystać z tych dobrodziejstw, że możemy jechać dokąd chcemy, do wielu krajów wiz nie ma. Jeśli tylko pandemia odpuści, to rzeczywiście będziemy dalej o projektach międzynarodowych. Na razie odbywało się to online. Przypomnę choćby spotkanie z autorką książki z Moskwy. I powiem tak – pandemia nie ma żadnych plusów, ale pokazała nam, że może czasami rzeczywiście warto skorzystać z tej protezy komunikacyjnej, która jednak pozwala spotkać się nam tu o 10.00 z autorką w Moskwie i to bez odbywania podróży całodobowej. Spotkania i działania z partnerami zagranicznymi sprawiają, że oferta biblioteki jest bardziej atrakcyjna. Bo spotykamy się niejednokrotnie z ludźmi, którzy mają odmienne podejście kulturowe, posługują się innymi językami. Rozszerza nam się świat.

- Dziękuję bardzo.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x