Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Kamińska: Gorzowianie najmniej piszą o Gorzowie

2021-12-08, Nasze rozmowy

Z dr Krystyną Kamińską, dziennikarką i wydawcą rozmawia Renata Ochwat

Krystyna Kamińska
Krystyna Kamińska Fot. Bogdan Bloch

- Ostatnio w Zielonej Górze zostałaś nagrodzona Laurem im. Janusza Koniusza. Co to jest za wyróżnienie?

- Patronem jego jest Janusz Koniusz, długoletni prezes Oddziału Związku Literatów Polskich, ale także wieloletni działacz Lubuskiego Towarzystwa Kultury. On łączył misję pisarza, literata, z działalnością społeczną na rzecz kultury. Tą nagrodą honorowana jest nie tylko twórczość, ale i inne działania na rzecz literatury, czy szerzej - kultury. Przyznaje ją Oddział w Zielonej Górze Związku Literatów Polskich. W tym roku dostałam ją ja i Marek Wawrzkiewicz - prezes Zarządu Głównego Związku Literatów.

- Odkąd Ciebie znam, a znamy się długo, to zawsze siedzisz przy jakichś tekstach. Zawsze coś redagujesz.

- Bardzo długo pisałam różne rzeczy, ale kiedy skończyłam pracę dziennikarską, więcej czasu poświęcam na sprawy wydawnicze, czyli na opracowywanie książek do druku. Również zajmuję się pisaniem komentarzy o książkach, recenzowaniem i propagowaniem książek. Na Uniwersytecie Trzeciego Wieku prowadzę sekcję „Rozmowy o książkach”.  Moim zdaniem o książkach nigdy za wiele.  

- Czyli robisz rzeczy, które są niezauważalne, a które są niezwykle istotne z pozycji czytelnika. Dostajesz bowiem materiał do ręki i niekiedy z zupełnej surówki budujesz książkę.

- Naprawdę jest to praca, której nie widać. Czytelnik nie dostrzeże żadnej literki poprawionej na etapie pracy redakcyjnej, natomiast natychmiast zauważy wszystkie błędy, które korektorka pominęła. Również nie widzi wcześniejszej pracy nad kształtem książki, nie wie, jakie fragmenty zostały usunięte, a co rozbudowano, jak zmieniał się tytuł i tak dalej.  Rzeczywiście moja praca jest mozolna i długa, a po prostu niewidoczna. Stąd właśnie jej uznanie i ten Laur okazał się dla mnie takim zaskoczeniem.

- Jesteś chyba jedyną osobą regionie, która przeczytała wszystko, co ludzie napisali lub piszą, a piszą na potęgę….

- Naprawdę nie przeczytałam wszystkiego, bo książek jest bardzo dużo i choćby dlatego nie sposób je ogarnąć. Z drugiej strony tematyka tych książek jest tak zróżnicowana, że ja o książce mogę poinformować, ale nie jestem w stanie jej zrecenzować, bo przecież mój zasób wiedzy nie jest wszechstronny. Swoje uwagi odnotowuję w Internecie. Przez dłuższy czas w „Echu Gorzowa”, obecnie na stronie naszej biblioteki. Staram się, aby przybliżyć książki tematycznie związane z Gorzowem i regionem oraz autorów tu mieszkających.

- Zatem o czym piszą gorzowianie?

- Gorzowianie najmniej piszą o Gorzowie.

- Naprawdę?

- Niewielu jest tych, których Gorzów inspiruje. Co prawda mamy sporo wierszy, nawet ich antologię, są także nieliczne powieści, ale Gorzów nie stał się miastem, które może inspirować płodnego literata, czyli kogoś, kto pisze dużo i ma miasto w sercu. Podczas uroczystości w Zielonej Górze swoją nagrodę wręczało Towarzystwo Miłośników Zielonej Góry „Winnica” za najlepszą książkę tematycznie związaną z Zieloną Górą. Ta nagroda funkcjonuje od kilku lat i na pewno mobilizuje miejscowych twórców. W tym roku dostał ją Przemysław Piotrowski, autor powieści kryminalnych wydawanych przez ogólnopolskie wydawnictwo. W Gorzowie nie mamy podobnej nagrody, która by promowała zainteresowanie miastem. Od niedawna co pół roku ukazuje się „LandsbergOn” z podtytułem „Gorzowski Magazyn Fantastyczny”, w którym młodzi autorzy stawiają na świat wyobrażony, ale wyrastający z Gorzowa. Choć dobrze mu życzę, jednak pismo nie może się przebić do świadomości czytelników.

- Z historią chyba jest lepiej...

- Mamy dosyć dużo różnych prac historycznych, jednak także nie wykształciło się środowisko historyków związanych z miastem i historią miasta. Podam dobry przykład z sąsiedztwa. Wokół „Ziemi Międzyrzeckiej”, rocznika ukazującego się od około 20 lat, skupiło się grono historyków i naukowców, którzy opracowali historię Międzyrzecza chyba do dna. W Gorzowie nie mamy podobnego pisma podejmującego tematy tylko naszego miasta, nie wytworzyło się więc środowisko, które inspiruje, mobilizuje. Tylko pojedyncze osoby dociekają różnych rzeczy. Dariusz Rymar do dna rozeznał dzieje „Solidarności”, Jerzy Zysnarski zasłużył się przede wszystkim wydaną w 2007 roku „Encyklopedią Gorzowa”, a Robert Piotrowski kilkoma dobrymi  monografiami zabytkowych obiektów. Tyle że „Encyklopedia” wymaga suplementu, a Robert chyba od pięciu lat niczego nowego nie wydał i nie widzę, kto chciałby panów wspierać.

- Ale przecież w Archiwum Państwowym wychodzi Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny...

- Jest to pismo naukowe dla połowy naszego świata, czyli całego dużego regionu. Wychodzi tylko raz do roku. Gorzów jest tam obecny, ale nie najważniejszy.

- Dobrze, ale przecież Muzeum Lubuskie zaczęło wydawać swój rocznik.

- No tak, ale to rocznik pracowników muzeum. Ja nie przeczę, że trochę rzeczy o Gorzowie jest, ale nie ma to takiego zasięgu, który by mnie zadowalał.

- Z czego to wynika, jak sądzisz?

- Z rozproszenia. Z braku pewnych centrów, które mogłoby mobilizować. Dla mnie dobrym przykładem jest Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta z cyklem „Nowa Marchia - Prowincja zapomniana - Ziemia Lubuska - wspólne korzenie”, który od początku koordynuje Grażyna Kostkiewicz-Górska, kierownik działu regionalnego. Warto zwrócić uwagę, jak wiele osób przychodzi na te spotkania. To są ludzie zainteresowani dziejami regionu, już pasjonaci, choć jeszcze nie autorzy. Właśnie z tego kręgu powinny wyjść następne książki, następne prace.

- Ale jednak od czasu do czasu Gorzów pojawia się w literaturze, bo można znaleźć takie ślady.

- Marginalnie i żeby pokazać, że to miasto na końcu świata.

- Czyli zgadzasz się z moją tezą, że Gorzów zawsze był miastem marginalnym?

- Nie chciałabym tego tak nazywać. Po prostu Gorzów nie wytworzył własnej kultury humanistycznej. To było miasto robotników, miasto fabryk. Przecież zrodziło się tak samo jak Łódź z wybuchu przemysłu w drugiej połowie XIX wieku. Tu dominowało środowisko robotnicze, które nie zbudowały swojej indywidualnej, regionalnej kultury. Potem był powojenny ciąg dalszy, także oparty na przemyśle. Stilon bardzo ważny dla nauki, dla społecznego i cywilizacyjnego rozwoju miasta, nie wytworzył trwałych wartości kulturalnych. Pewnie to nie była jego rola, ale takie zmiany winny się toczyć równolegle, a się nie potoczyły. Zabrakło wyższej uczelni, wtedy nawet dobrej biblioteki.

- Dlaczego tak uważasz?

- Zwróć uwagę, jak szybko ten Stilon przestał istnieć w pejzażu miasta. Przecież nie ma żadnego miejsca, gdzie można się dowiedzieć czegokolwiek o historii Stilonu. O tym, jakie było jego miejsce w życiu miasta. Po prostu zginął. Nikt się Stilonem nie zajmuje.

- A da się tę sytuację odwrócić?

- Ależ oczywiście.

- To co trzeba zrobić?

- Trzeba znaleźć ludzi, którzy kochają Stilon.

- Ale wydawałoby się, że tych ludzi jest sporo.

- Zrobiłam pewną próbkę w gronie słuchaczy Uniwersytetu III Wieku. Zapytałam, jak ludzie pamiętają Stilon. Co pamiętają?

- I co wyszło?

- Po 20 latach od likwidacji wielkiego zakładu pozostało tylko to, co Stilon robił na rzecz ludzi – mieszkanie, żłobek, przedszkole, szkoła, jakieś wycieczki, grzybobrania, inne wspomnienia z kręgu społecznego. Natomiast pamięć o ciężkiej pracy w Stilonie już kompletnie nie istnieje. A na pytanie, co w Stilonie wytwarzano, odpowiedź jest taka, że kasety magnetofonowe. A przecież to był promil produkcji, w sumie na tle ton sztucznej przędzy kasety były nieważne.

- Fakt. Ale wróćmy jeszcze do literatury. Mam wrażenie, że tę lokalną, gorzowską, w tym i trochę tę stilonowską, bo i taka była, rozkręcił tak naprawdę twój nieżyjący mąż – Ireneusz Krzysztof Szmidt. Wydaliście razem mnóstwo tomików poetyckich lokalnych poetów. I mam wrażenie, że teraz to jakoś siadło.

- Na pewno rolę Irka trzeba w tym aspekcie bardzo mocno podkreślić. On mobilizował ludzi, widział talenty i starał się je wyciągać, pokazywać. Stwarzał warunki do zaistnienia. Ciąg dalszy to już jest zawsze decyzja osobista, czy ktoś chce pisać, czy też nie, czy chce uczestniczyć w życiu literackim, czy też nie. W tym roku ukażą się jeszcze trzy książki, które Irek zaprogramował, ale nie zdążył doprowadzić do końca. Będzie to powieść, zbiór opowiadań i tomik wierszy. Teraz są nowe władze oddziału Związku Literatów Polskich, szefuje mu Agnieszka Kopaczyńska-Moskaluk. Mam nadzieję, że pod nowym zarządem literaci nadal będą widoczni.

- Możemy mieć nadzieję, że literatura jednak Gorzów odkryje?

- Miejmy. Powiem tylko, że właśnie przygotowuję 87 numer „Pegaza Lubuskiego”, czyli lokalnego kwartalnika literackiego. W Bibliotece Pegaza Lubuskiego ukazało się 99 tytułów książek. Ja sama pracowałam przy około 300 książkach. Baza więc jest, brakuje tylko zapłonu, aby nasza gorzowska literatura wyszła na szerokie wody. Tematyka związana z miastem na pewno by ją łatwiej poniosła.

- Bardzo dziękuję za rozmowę, gratuluję nagrody i czekam na kolejne książki w twoim opracowaniu.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x