Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Dziekański: Jesteśmy miastem, które przestało wychodzić z domów

2022-04-06, Nasze rozmowy

Z Bogusławem Dziekańskim, dyrektorem Jazz Clubu Pod Filarami (szefem, jak chce) rozmawia Renata Ochwat

Fot. Archiwum prywatne Bogusława Dziekańskiego
Fot. Archiwum prywatne Bogusława Dziekańskiego

- Skończyła się pandemia koronawiarusa. Jak klub przeszedł przez ten czas?

- Pod względem zdrowotnym można powiedzieć, że bezpiecznie. Tylko jedna osoba od nas zachorowała. Natomiast wykorzystaliśmy ten czas na naprawę tego, co trzeba było naprawić. Co było trzeba nowego kupić, to kupiliśmy. Ale też w tym czasie nagraliśmy płytę. Ale kiedy o tym mówię teraz, w kontekście obecnych wydarzeń, to ten czas jawi się jako szalenie odległy.

- Co masz na myśli?

- To, że jakby to nie była prawda, że była jakaś pandemia. Dziś mamy na głowie o wiele większy problem związany z działaniami wojennymi na wschodzie Europy i napływem uchodźców z Ukrainy. I zobacz, wszystko zrobiliśmy, cieszyliśmy się, że na nowo wystartujemy, a tu znów zaczęło się ostre pikowanie w dół.

- I kolejne pojęcie, które musisz wytłumaczyć. Co to znaczy pikowanie w dół?

- Kiedyś ludzie chodzili po tym mieście. Teraz tak naprawdę chodzą młodzi, ale widać ich generalnie w weekendy. Od poniedziałku do czwartku miasto po południu pustoszeje. Mieszkam i pracuję w samym centrum i to widzę.  

WAŻNE! Potrzebna jest zgoda prezydenta miasta

- Mówisz, że Gorzów stał się pustym miastem?

- Może nie pustym, tylko miastem, które przestało wychodzić z domu. Na szczęście wychodzi w weekendy. Ale może z drugiej strony jest to znak czasów. Pamiętam, jak wiele lat temu byłem w Herfordzie, naszym mieście partnerskim, mniejszym trochę od Gorzowa, to byłem zdziwiony, że po 18.00 tam żywego ducha na ulicach nie było. To teraz i u nas się dzieje, taki znak przemian więzi społecznych i ekonomicznych. Także przemiany mentalne następują. Oznaczać to, że ludzie będą wychodzić na wydarzenia, na eventy, ale żeby wyjść z domu w ciągu tygodnia, to raczej nie. A z drugiej strony, jak tu wyjść z domu, kiedy się wybudowałaś pod Gorzowem. Masz dwójkę dzieci. Trzeba dojechać z nimi na jakieś dodatkowe zajęcia, zakupy, różne rzeczy. Jednym słowem, wielu ludzi zwyczajnie wypłynęło z miasta. Ten problem też dotyczy mieszkańców miasta.

- Masz na myśli, że jesteśmy uwikłani w obowiązki?

- Dokładnie. Kiedyś ludzie wychodzili z pracy i przestawali z nią mieć kontakt, telefon był na kablu i to nie w każdym domu, nie było telefonów komórkowych, nie było laptopów w których masz teraz swoją pracę, nie było tego przyśpieszenia cyfrowego i świata wirtualnego.

- Chcesz powiedzieć, że największy wpływ na relacje społeczne ma telefon komórkowy?

- To pewien przykład. Nasze życie zdominowały technologie cyfrowe, one nas wchłaniają, zawłaszczają naszą wyobraźnią. Wygrają ci, którzy przed tym się obronią i nie zamkną się w świecie wirtualnym, wyjdą ze świata lustrzanego, jaki funduje nam cyfrowa sieć. Ale zwróć uwagę, że nadchodzi, a właściwe już jest, pokolenie X, które się wychowało na smartfonach, komputerach. To jest ich kontakt z rzeczywistością. Oni miedzy sobą kontaktują się przez smartfony, palce ciągle na klawiaturze w sms-ach, oczy w facebooku. I w tych światach wirtualnych się zamykają. Jak do tego dołożysz to, co spowodowała pandemia, w tym wzmocnienie oddziaływania sieci na młode pokolenie, sytuacja ekonomiczna, zmiany klimatyczne, które ta wojna pogłębia, to powoduje zamęt w naszych umysłach, przestrach i niepewność. I to wszystko się nakłada na taki a nie inny koloryt miasta. Gdyby tu może były ze dwie silne uczelnie, była ta młodzież powyżej szkoły średniej, to może byłby jakiś rejwach. Ale może też i nie, bo dla przykładu w Poznaniu wybudowano duże centrum akademickie i się okazało, że centrum miasta, Stary Rynek, który do tej chwili tętnił życiem, opustoszał. Bo studenci siedzą u siebie w swoim centrum, a właściwie w swoich światach wirtualnych. Nasz świat, ten twój i mój, znika. Idzie nowa epoka, za którą nasz mózg nie nadąża. Postęp technologiczny jest szybszy od możliwości percepcji ludzkiego mózgu. I jeszcze jedno. Zastąpienie fizycznych relacji społecznych relacjami w świecie wirtualnym nadmierne korzystanie z nowych technologii, brak kontaktu z naturą szkodzi dobrostanowi społecznemu i emocjonalnemu człowieka.

ZOBACZ: Sam sprzęt niewiele jest wart 

- Jak to znika nasz świat?

- No znika. Pojawia się nowa jakość, chyba nie lepsza. Przed współczesnym pokoleniem więcej zagrożeń, o których mówiłem wcześniej, i wyzwań, jakich nie było przed nami. Zmiany klimatu zrodzą kolejne globalne problemy, w tym wielki ruch migracyjny. Czy tych innych, którzy przyjdą z inną kulturą będziemy umieli przyjąć we własnym kraju, innych krajach? Coś mi się wydaje, że ta wojna na Ukrainie nie będzie ostatnią wojną.

- Ale przecież ty masz do czynienia z bardzo młodymi ludźmi. Przecież podczas audycji Małej Akademii Jazzu spotykasz tych młodych ludzi, tych z nowego świata.

- Tak, spotykam. I powiem, że dla mnie dziś ważniejsze jest prowadzenie Małej Akademii niż zrobienie koncertu.

- Jak to?

- Koncert jest stałym elementem mojej aktywności. Kostki są poukładane.

- Znudziła ci się rola producenta?

- Nie, ale żeby ktoś tę produkcję obejrzał, potrzeba widowni. A tę sobie trzeba wychować. Dlatego tak ważna jest MAJ. Przez dwa lata, bo tyle trwa cykl Akademii, biorę na swoje barki młodych ludzi i razem z kolegami-muzykami staramy się ich otworzyć na świat, na muzykę, wzbudzić w nich pewne emocje. Wiesz, staram się im też uświadomić to coś, co naukowcy nazwali debilizmem internetowym. W trakcie spotkań z młodzieżą często mam swoje pięć minut. Tak jak Brad Terry w latach 90. na naszej akademii pod koniec spotkania z młodymi słuchaczami opowiadał o szkodliwości palenia papierosów i roli koncernów tytoniowych w tym biznesie, tak ja im mówię o zagrożeniach wynikających z zamknięci się w świeci on-line i o algorytmach, które zawłaszczają ich wyobraźnią. A przecież mamy świat off-line, realny który nas otacza, o którym nie możemy zapominać.

- Możesz wytłumaczyć, co to jest debilizm internetowy?

- Polega to na tym, że jak ktoś ma dziś przykręcić śrubkę to wchodzi do wujka Google i pisze – chcę przykręcić śrubkę. No i wujek Google mu to wszystko podpowie. Bo on sam nie pomyśli swoją głową, żeby wziąć śrubokręt i sam to zrobić. Bo nie wie, co to śrubokręt, co to wkrętak, a ten rowek czy krzyżyk na wkręcie do czegoś służy. Ja oczywiście upraszczam, ale świat dziś dokładnie tak wygląda. Nauka już ten proces opisała. Przestajemy ćwiczyć własny mózg. To źle wróży na przyszłość.

- A jak młodzież reaguje na Małą Akademię Jazzu po tej dość długiej przerwie?

- Tak, jakby nie było przerwy. Ale ucieszyło mnie, że od kadry pedagogicznej słyszę – fajnie, że jesteście, fajnie, że wróciliście. Oznacza to dla mnie, że Akademia jest potrzebna. Jest to wyciąganie młodzieży z pandemicznego czasu. Są potargani psychicznie, emocjonalnie, społecznie przez pandemię i zdalne nauczanie. Wracając z MAJ do szkół stawiamy na budowanie na nowo relacji z nimi i budzenie w nich emocjonalności, wrażliwości na otaczających ich świat. To się sprawdza i to mnie motywuje do tej aktywności. Mało tego, a jak widzę, że to działa, że idzie, to mnie się robi miękko w oczach. Bo to znaczy, że ta robota ma sens. I co ważne, od tego roku Mała Akademia jest w czterech szkołach średnich.

- Znakomita informacja zatem.

- Mamy trzy ogólniaki – I, II, IV oraz mój elektryk. Cieszę się, że mogliśmy wrócić na pokład tych szkół. Kiedyś już tam byliśmy, ale przyszła reforma, licea stały się trzyletnie i zwyczajnie nie było jak robić Akademii. Teraz znów mogliśmy wrócić. Super się ogląda takich nastolatków, których można w jazz w kręcać, ale też opowiadać o współczesnej popkulturze muzycznej, bo ta popkultura jest ich światem, który wyrósł z muzyki afroamerykańskiej z czego nie zdają sobie sprawy. Bo dzisiaj MAJ to nie tylko jazz, to szersza opowieść o współczesnym świecie.

PRZECZYTAJ:  Miasto jest brudne, bo mieszkańcy mają gdzieś jego wygląd

- Czyli można powiedzieć, że jazz jeszcze nie umarł i jego publiczność również…

- Z tym jazzem jest tak, że ciągle się on zmienia. Jest odbiciem czasów w jakim jest tworzony. Powiem tak, każde pokolenia ma swój jazz. Ale ten mój, twój jazz umiera.

- Znów jakaś zagadka.

- Umiera ten jazz, na którym ja się wychowałem. Odchodzą z tego świata wielcy kreatorzy tej muzyki, którzy wynieśli tą sztukę na wyżyny. Na ich muzyce budowałem swoją osobowość, wrażliwość i postrzeganie świata. Budowałem siebie na kodzie językowym, emocjonalnym i habitusie tej muzyki, który tworzy blues, jazz tradycyjny, swing, jazz nowoczesny, w tym  między innymi Luis Armstrong, Charlie Parker, Miles Davis, Wayne Shorter, John Coltrane, Chick Corea, Herbie Hancock, Joe Zawinul i wielu innych wielkich. Jako przykład powiem, że Leopold Tyrmand kochał jazz okrutnie. Ale kiedy się pojawił be-bop, on się od jazzu odwrócił, bo nie potrafił odnaleźć się w tej nowej estetyce. Dzisiaj zdarza się, że jazz to często muzyka dla muzyków, a nie dla fanów. Ktoś kiedyś powiedział, że jazz umarł na uczelniach i jest to prawda. Większość wielkich kreatorów jazzu to byli ludzie, którzy sami dochodzili do tego, co grali. Niektórzy z nich owszem, liznęli szkół, chodzili do nich, ale jazz był ich odkryciem, pokazaniem czegoś nowego. Teraz jest tak, że te obszary zostały opisane, zdefiniowane i maksymalnie dostępne. Jazzu nie nauczy ciebie uczelnia, ona da ci warsztat, nauczy technik, ale jazz trzeba mieć w sobie.

- Czyli?

- Chcesz posłuchać Marcusa Millera, wystarczy wejść w sieć i wyskakuje ci dziesiątki płyt różnych płyt, nagrań video. A myśmy się wychowywali w czasach analogowych. Trzeba było najpierw płytę dostać, kupić, potem posłuchać. Albo nagrać muzykę z radia. A dziś wszystko, a nawet więcej jest w zasięgu ręki. Wiesz,  spotykam młodych muzyków, którzy grają jazz, ale nie mają żadnej świadomości, czym ten jazz jest. A to jest przecież muzyka wolności i wolnej kreacji. Natomiast wielu młodych nie ma absolutnie tej świadomości. Kiedyś każdy, kto wchodził w jazz, znał płyty, wykonawców z danej epoki, style. A oni teraz znają wybrany utwór z płyty. Nie całość, tylko utwór. Takie czasy. Tyle tylko, że ja w takim świecie za bardzo nie chcę funkcjonować, bo on się robi płaski. Lecz z drugiej strony, jazz nie zna litości, jak powiedział kiedyś Tomasz Stańko, więc ciągle chcę się zmagać z tym światem i iść do przodu.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x