2012-06-27, Nasze rozmowy
Z poseł Krystyną Sibińską rozmawia Jan Delijewski
- Jak się pani czuje w sejmie?
- Już w tej chwili dobrze. Na początku tylko był to dla mnie inny, nieznany świat, do którego trudno było się przyzwyczaić.
- Były jakieś pozytywne zaskoczenia?
- Pozytywnym zaskoczeniem jest praca w podkomisjach, gdzie jest bardzo rzeczowo, merytorycznie, gdzie odbywa się właściwa praca nad konkretnym tematami z udziałem przedstawicieli ministerstw, centralnych urzędów i instytucji.
- A rozczarowania?
- Rozczarowaniem jest poziom uprawianej tam polityki, poziom debaty. Niestety, coraz więcej jest obszarów, gdzie polityka wypiera rzeczową debatę.
- Jest pani rodowitą gorzowianką?
- Nie urodziłam się w Gorzowie, ale mieszkam tutaj już połowę swoje życia. Tu też urodziły się moje dwie córki. Jestem więc gorzowianką.
- I nie ma pani problemów z lojalnością? Ważniejszy interes miasta czy partyjny
- Nie mam z tym problemów. Zawsze najważniejsze jest miasto i jego interes przedkładam nad cokolwiek.
- Ale kiedy usiłowała pani publicznie bronić racji gorzowskiego szpitala spotkała się pani z reprymendą …
- Z czyjej strony?
- Powiedzmy, że partyjnej koleżanki.
- Tak tego nie określiłabym. Po prostu miała miejsce sytuacja, w której wystąpiły dwa odmienne stanowiska - zarządu województwa i moje. Są między nami rozbieżności związane z przyszłością naszego szpitala i tyle.
- To jaka, według pani, powinna być przyszłość gorzowskiego szpitala?
- Gorzowski szpital jest bardzo dobrym szpitalem. Zarówno pod względem jakości świadczonych usług, jak i stopnia jego zorganizowania jest na dobrym poziomie. Problemem jest zadłużenie. I jest to problem do rozwiązania przez nowego dyrektora. Mam nadzieje, że się z tym upora, ku zadowoleniu nas wszystkich.
- Zarząd województwa uważa, że jedynym słusznym i koniecznym rozwiązaniem jest przekształcenie szpitala w spółkę prawa handlowego. Pani też tak uważa?
- Jeżeli przekształcenie szpitala w spółkę sprawi, że szpital będzie mógł dalej funkcjonować na dotychczasowym poziomie, ale już bez długów, to tak. I temu będę kibicować. Oczekuję przy tym, ze ranga, poziom i zakres działania nie mogą ulec zmianie na gorsze. Rachunek ekonomiczny nie może być zagrożeniem dla pacjentów.
- Właśnie, często podaje się pozytywne przykłady działania przekształconych już szpitali, chociażby w naszym regionie, ale nikt głośno i wyraźnie nie dodaje, że mogą one tak działać, bo jest w pobliżu wojewódzki szpital publiczny w Gorzowie, gdzie chętnie odsyłają niechcianych pacjentów. Co się stanie, jak tego publicznego szpitala w Gorzowie nie będzie?
- Nie może tak się stać, że gorzowski szpital w jakikolwiek sposób przestanie spełniać dotychczasową rolę. Ten szpital, nawet przekształcony, ma być dostępny dla pacjentów tak, jak do tej pory, a nawet bardziej.
- Da się pogodzić zadania i obowiązki szpitala publicznego z rygorami spółki prawa handlowego, która z mocy prawa zobowiązana jest kierować się przede wszystkim rachunkiem ekonomicznym?
- Nie wyobrażam sobie, żeby z gorzowskim szpitalem było inaczej. I to jest już zadanie dla zarządu województwa, który musi dostrzegać zobowiązania i powinności tego szpitala wobec tej części regionu. Trzeba więc zrobić wszystko, żeby te dwa interesy z sobą pogodzić – interes społeczny z interesem ekonomicznym.
- Szykuje sie pani do przedterminowych wyborów prezydenckich w Gorzowie?
- Zawsze mówię, że przyjdzie na to czas. Kiedy wyjaśni się sytuacja obecnego prezydenta Gorzowa.
- Nie powie pani, że w kręgach gorzowskiej platformy nie myśli się o przedterminowych wyborach? Tym bardziej, ze dookoła trwają różne przygotowania, a niektórzy potencjalni kandydaci wręcz przebierają już nogami.
- Ja nie przebieram nogami. Uważam, że na to jest za wcześnie, że na wszystko przyjdzie czas. Teraz jest czas sądu.
- Na ile tzw. afera martwych dusz zaszkodziła, osłabiła gorzowską platformę?
- Bez wątpienia odbiło się to na naszej organizacji. Z drugiej strony zmobilizowało nas do tego, żeby pewne rzeczy uporządkować. Wprowadziliśmy m.in. bardzo rygorystyczny regulamin przyjmowania nowych członków, by nigdy więcej nie dochodziło do takich sytuacji.
- Ale sił i możliwości wpływania na lubuską platformę przez aferę mocno wam ubyło?
- Lubuska platforma rządzi się takimi samymi prawami, jak inne partie w regionie. Zawsze środek ciężkości jest tam, gdzie są władze. Kłania się zwykła arytmetyka – gdzie więcej członków i głosów, tam mają więcej do powiedzenia w zarządzie czy radzie regionu. Podobnie, zresztą, jak w samym sejmiku.
- To prawda, że w kręgach partyjnych rozmawia się o ewentualnej zmianie na stanowisku marszałka?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo.
- A gdzie powinna znajdować się siedziba Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy?
- Nie znam szczegółów tej sprawy, znam ją tylko z medialnych przekazów. Będę tutaj ufała w zapewnienia pani marszałek, ze znajdzie najlepsze rozwiązanie dla województwa.
- Dla pani jakie byłoby to najlepsze?
- Trudno mi powiedzieć, nie znam tej instytucji. Nie chcę więc dokonywać żadnych ocen czy cokolwiek przesądzać. Najważniejsze, żeby nie stracili na tym sami zainteresowani, czyli pracownicy i petenci.
- Czy zdarzyło się, że wszyscy gorzowscy parlamentarzyści spotkali się wspólnie z władzami miasta, bo porozmawiać o ważnych dla miasta sprawach, podjąć jakieś wspólne działania?
- Do takiego spotkania nie doszło, ale spotykaliśmy się w różnych konfiguracjach i rozmawialiśmy o sprawach miasta. Przynajmniej ja miałam takie spotkania z prezydentem, wiceprezydentami, przewodniczącym rady. Była ścisła współpraca w czasie oceny projektu strategii rozwoju woj. lubuskiego i w wielu punktach byliśmy zgodni, mówiliśmy podobnie. Jakaś współpraca więc jest, ale powinniśmy pójść dalej i brać przykład z Zielonej Góry, gdzie w sprawach miasta występują wszyscy razem, bez względu na opcje.
- Dziękuję za rozmowę
Z Krzysztofem Kołeckim, dyrektorem Zakładu Instalacji Komunalnej INNEKO w Gorzowie, rozmawia Robert Borowy