Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

Gorzów chce dużo wygrać, ale nie bierze udziału w grze

2015-09-02, Nasze rozmowy

Z Maciejem Szykułą, byłym wicemarszałkiem województwa, rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_12319.jpg

- Po ostatnich wyborach PSL pozostaje w samorządowej koalicji, ale pan nie jest już wicemarszałkiem. Dlaczego?

- Przede wszystkim dlatego, że nie zdobyłem mandatu radnego a innym się udało. To głównie zadecydowało o tym, że nastąpiły zamiany w zarządzie województwa. Ale PSL i północ ma swojego wicemarszałka i pod tym względem niewiele się zmieniło. Pozycja PSL jest teraz nawet mocniejsza niż poprzednio, gdyż przybyło nam mandatów.

- Wicemarszałkiem nie został także Józef Kruczkowski, który zdawał się być pewniakiem i sam na to bardzo liczył i się przeliczył, co sprawiło, że uniósł się honorem i zrezygnował z przynależności do PSL. Nie był godny tego stanowiska?

- Józek Kruczkowski, mimo zdobycia mandatu radnego, też nie uzyskał rekomendacji kierownictwa naszej partii. Na przeszkodzie tutaj była głównie ocena jego dokonań,  w tym nierozwiązana sprawa zadłużenia powiatu, co miało związek z upadkiem kostrzyńskiego szpitala i długami po nim. Nie bardzo więc rozumiem jego żale i pretensje.

- Gorzowianie mają do pana także pewien żal, że za mało zrobił pan dla miasta i północnej części regionu.

- Nie wiem czy mają żal, bo ja tego jakoś nie doświadczam. Generalnie starałem się robić to, co leżało w moich kompetencjach. Sporo nawet udało się zrobić dla Gorzowa, choć najczęściej w takich obszarach, o których za wiele się nie mówiło. To m.in. inwestycje w gorzowskim teatrze, które jeszcze tam trwają; to remont starej willi w bibliotece na Sikorskiego, to również szereg innych działań i przedsięwzięć. Nie zapominajmy przy tym o całej ekonomii społecznej, która służy bezpośrednio ludziom.  Powołaliśmy przecież w Gorzowie Ośrodek Wsparcia Ekonomii Społecznej funkcjonujący z bardzo dobrym  skutkiem. Powstały centra integracji społecznej w Strzelcach Krajeńskich, Dobiegniewie, Witnicy, dzięki którym kilkadziesiąt osób znalazło zatrudnienie.

- Ale można było zrobić więcej, chociażby w zakresie inwestycji?

- To nie była moja domena, te zadania nie leżały w moich kompetencjach. Naturalnie, byłem członkiem zarządu województwa, brałem udział w podejmowaniu decyzji w tym zakresie, ale mój głos nie był jednak decydujący. Siła złego na jednego… Byłem w mniejszości.

- Dlaczego polityka zielonogórska i prozielonogórska tak wyraźnie dominuje w lubuskiej rzeczywistości?

- Dlatego, że w Zielonej Górze znajduje się centrum polityczne, decyzyjne, samorządowe. To tam jest realna władza i tam są pieniądze. I obowiązuje zasada, że bliższa koszula ciału. Nie chodzi przy tym tylko o kierownicze gremia, ale i zwykłych urzędników, którym na ogół jest znacznie bliżej do Zielonej Góry, Nowej Soli czy Żagania niż do Gorzowa lub Drezdenka. Inna sprawą jest to, czego często doświadczałem, że brakowało i nadal brakuje z Gorzowa i szeroko rozumianej północy gotowych projektów, wniosków, pomysłów, inicjatyw, które można byłoby rozpatrywać i przyjmować do realizacji. Często osobiście jeździłem tutaj i namawiałem, wręcz prosiłem o złożenie wniosków, bo były pieniądze do wzięcia, a nie zawsze byli chętni. W Zielonej Górze jest jednak inaczej. I oni to wykorzystują. A przecież wiadomo, że aby wygrać na loterii, trzeba najpierw zagrać. Gorzów chce dużo wygrać, ale nie zawsze bierze udział w tej grze.

- Skąd jednak bierze się  ta słabość gorzowskiej polityki?

- Problem tkwi w ludziach i układach, jakie w ostatnich latach powstały. Przecież nie jest tajemnicą, że np. gorzowska Platforma przeżywała i przeżywa wciąż poważny kryzys, co ogranicza jej wpływy i oddziaływanie w regionie. Były różne próby zmiany tego stanu rzeczy i się nie powiodły. Przywództwo w innych partiach także nie leży po naszej stronie. Poza tym swoje robi demografia i arytmetyka, która daje przewagę Zielonej Górze i południu.

- W pełni utożsamia się pan z polityka obecnego kierownictwa zarządu województwa, chociażby w sprawie lotniska w Babimoście?

-  Oczywiście, że nie w pełni. Także w odniesieniu do lotniska w Babimoście. Jednakże uważam, że nie można było zrezygnować z próby zagospodarowania tego lotniska, bo lotnisko w regionie jest potrzebne. Jednak koszty inwestycji i skala dofinansowania przerosła moje wyobrażenia i oczekiwania. Zaszliśmy jednak trochę za daleko, ale też w takiej sytuacji trudno teraz z tego lotniska zrezygnować.  Trzeba jednak poważnie się zastanowić nad jego przyszłością, sposobem funkcjonowania, by nie było nadmiernym obciążeniem dla budżetu województwa. Skoro lotnisko nie przynosi oczekiwanych efektów, to koniecznie trzeba coś tam zmienić.

- Ale gdyby nie inwestycje i  samorządowe dopłaty nie byłoby nawet połowy tego ruchu, który i tak jest tam niewielki. To nie jest rozrzutność i marnotrawstwo samorządowych pieniędzy?

- Nie znam wszystkich kosztów, wyliczeń i wyników, ale nie nazwałbym tego marnotrawieniem publicznych pieniędzy. Zawsze te wydatki można uzasadnić koniecznością inwestowania w infrastrukturę i promocję, by stworzyć warunki do osiągnięcia zakładanych celów w przyszłości. Teraz sprawa polega na tym, by rzecz całą gruntownie przemyśleć i podjąć działania, które zracjonalizują to, co się dzieje na tym lotnisku i wokół niego.

- Ile jest prawdy w tym, że po wyborach parlamentarnych może zmienić się również samorządowa koalicja w regionie?

- Trudno rozpatrywać to kategoriach prawdy i fałszu. W polityce, jak w życiu, nic nie jest pewne i ostateczne. Sytuacja jest dynamiczna, wszystko może zmienić. Na razie jednak koalicja PO-PSL w regionie ma się dobrze i trzyma się mocno.

- Ale jakieś rozmowy się toczą… Zresztą, niedawno wspominała coś na ten temat poseł Elżbieta Rafalska.

- Jakieś rozmowy się toczą, zawsze się toczą i nie przywiązywałbym  do nich specjalnej wagi, aczkolwiek wszystko może się wydarzyć. W poprzedniej kadencji sejmiku też toczyły się różne rozmowy, a jednak koalicja przetrwała, mimo posiadania ledwie jednego głosu przewagi. Bardziej istotne są tu merytoryczne dyskusje i rozmowy w poszukiwaniu konkretnych rozwiązań, niż czysto polityczne układanie się i dogadywanie. Nie zawsze przecież opozycja musi nie zgadzać się na rozwiązania proponowane przez koalicje rządzącą. Na tym także polega urok demokracji. Jeżeli po wyborach parlamentarnych dojdzie do zmian na krajowej scenie politycznej, to może mieć to oczywiście także przełożenie na samorząd, ale dzisiaj są to tylko spekulacje.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x