Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

Może to robić tylko grupa ludzi myśląca kategoriami rozwoju

2015-09-23, Nasze rozmowy

Z Jerzym Ostrouchem, byłym wojewodą lubuskim, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_12537.jpg

- Czy z perspektywy czasu może powiedzieć pan dlaczego tak naprawdę przestał być wojewodą lubuskim?

- Każda zmiana premiera w Polsce wiąże się z podaniem do dymisji całego rządu oraz wojewodów. Jest to automatyzm. Jak się potem okazało, premier Ewa Kopacz po blisko trzech miesiącach przyjęła moją dymisję. Miała do tego pełne prawo, a ja będąc na stanowisku wojewody musiałem być na to przygotowany.

- Zgoda, ale premier Kopacz wymieniła tylko dwóch wojewodów. W pańskim przypadku nic specjalnego się nie wydarzyło, nie działo. Nie był pan bohaterem żadnej afery. Mało tego, starał się pan być bardzo lubuski, o co gorzowianie mieli nawet trochę pretensji.

- Miałem poczucie misji i realizowałam najlepiej jak mogłem zadania, które są nakładane z mocy ustaw na wojewodę, jako przedstawiciela rządu w terenie. Z sygnałów, które do mnie docierały miałem wrażenie, że te działania były pozytywnie odbierane przez polityków oraz mieszkańców regionu. Do dzisiaj spotykam się z taką opinią. Mile zaskoczył mnie esemes. którego otrzymałem od jednego z konstytucyjnych ministrów rządu premier Kopacz, który dzień po moim odwołaniu napisał, cytuję: ,,inne względy okazały się ważniejsze niż służba państwu. Jestem bardzo zawiedziony postawą pani premier.’’

- Wcześniej były jakieś rozmowy, ostrzeżenia?

- Nie i dlatego skłamałbym, gdybym powiedział, że obojętnie przyjąłem decyzję premier. Zwłaszcza, że kilka tygodni przed odwołaniem byłem w KPRM i przedstawiłem prezes rady ministrów najważniejsze projekty realizowane w naszym województwie. Jako jedyny wojewoda podjąłem wówczas temat wynagrodzeń pracowników administracji państwowej, zaprezentowałem również zamierzenia związane z modernizacją gorzowskiego centrum administracyjnego. Było mi więc przykro, ale sam sobie nie mogę czegokolwiek zarzucić.

- Co było najtrudniejsze w sprawowaniu funkcji wojewody?

- Wojewodowie muszą potrafić przełożyć uniwersalną politykę rządu na własny specyficzny region. Dla mniej celem było wciągnięcie możliwie jak największej reprezentacji mieszkańców do dyskusji o regionie. Jestem zdania, że tylko tą drogą możemy poznać oczekiwania i wyjść naprzeciw. Dlatego pojawiały się raporty. Uważam, że poprzez prezentację rzetelnych informacji możemy naprawiać powstałe błędy. Jestem zadowolony, że udało mi się kontynuować i zainicjować kilka fajnych projektów. Choćby regionalny system ostrzegania, który wymyśliliśmy w naszym województwie. Tak bardzo spodobał się rządowi, że jest teraz rozwijany w całym kraju. Inny projekt, całkowicie autorski ,,Kibic na szóstkę’’ był realizowany z Polskim Komitetem Olimpijskim. Zainicjowaliśmy projekt ochrony przed przestępstwami z grupy handlu ludźmi. Pierwsza w kraju mapa potrzeb zdrowotnych, czy wreszcie działania związane z poprawą wyników nauczania dzieci i młodzieży. Długo mógłbym wymieniać.

- Kim w lubuskiej polityce jest Bożenna Bukiewicz?

- W przekonaniu wielu zapewne wydaje się - z wyraźnym podkreśleniem słowa ,,wydaje się’’ - że jest to najważniejsza postać lubuskiej polityki. Powszechnie znane są bardzo dobre relacje pomiędzy premier Kopacz a poseł Bukiewicz. Tylko wielka szkoda, że te relacje nie są umiejętnie wykorzystywane dla rozwoju województwa. Są natomiast – moim zdaniem - wykorzystywane do działań nie budujących spójności regionu, które nie oddziałują na rozwój województwa. Jest to niepokojące, tym bardziej że członkowie Platformy Obywatelskiej jakby pogodzili się już przed wyborami z utratą władzy przynajmniej na szczeblu centralnym. Około 50 procent członków tej partii stwierdziło wczesniej, że po jesiennych wyborach nie będzie już ona rządziła krajem. I to pokazuje, że partia ta nie potrafi budować wspólnoty w różnych przestrzeniach społecznych . Brakuje tam troski o rozwój samorządu, odsuwa się osoby o dużym potencjale i profesjonalnie przygotowane do pracy tylko dlatego, że są niewygodne dla poszczególnych działaczy. Taki sposób działania musi doprowadzić do katastrofy politycznej, którą zresztą pani Bukiewicz przewidywała już parę tygodni przed wyborami mówiąc, że fachowcy nie są potrzebni, skoro PO wyborów nie wygra. Dlatego podkreślam słowo „wydaje się”.

- Czy nie przemawia przez pana żal?

- Prezentuję własną ocenę tego, co obserwuję. I powiem nawet, że działania pani poseł Bukiewicz są przemyślane. Zaprzestała już myślenia w kategoriach budowy silnego, spójnego regionu. Liczy się tylko jej osobista pozycja i ewentualnie najbliższych współpracowników. Najlepiej świadczy o tym kształt listy wyborczej. Została ona tak skonstruowana, żeby przypadkiem ktoś nieakceptowany nie wszedł do sejmu. Pojawienie się dosyć licznej grupy kandydatów z północy województwa ma natomiast na celu maksymalne rozproszenie głosów.

 - A czy marszałek Elżbieta Polak jest samodzielna? Czasami ma się wrażenie, że chciałaby łączyć północ z południem województwa, lecz nic z tego nie wychodzi.

- Jej decyzje w znikomym stopniu wpływają na spójność regionu. I nie dotyczy to wcale relacji zielonogórsko-gorzowskich. Chodzi o to, że większość lubuskich samorządów pozostawionych jest samych sobie. Wielokrotnie o tym mówiłem będąc wojewodą. A sprawa nie jest błaha i w którymś momencie może zakończyć się rozpadem województwa. I jeszcze jedno ważne - polityków nie ocenia się przez to co myślą, co im się wydaje, ale przez pryzmat tego, co robią. A kiedy spojrzy się na podział środków unijnych, od razu widoczne są anomalie. Jeśli w sposób spokojny przeanalizujemy dostępność do świadczeń zdrowotnych Lubuszan to oczywistą reakcją powinna być niezgoda na utrzymywanie tego stanu. Pamiętajmy jednak, że marszałek jest wybierany. Jest to partyjny funkcjonariusz delegowany przez partię, która wygrywa wybory do sejmiku, ewentualnie jest w koalicji. Jego samodzielność jest mocno redukowana. Marszałek Polak jest najdłużej urzędującym marszałkiem województwa lubuskiego, co tylko potwierdza, że partia jest w pełni zadowolona z jej pracy.

- Katarzyna Osos to właściwa osoba na stanowisku wojewody lubuskiego?

- Nie chciałbym teraz oceniać mojej następczyni. Uważam, że przyjdzie na to czas po zakończeniu jej misji. Będzie wtedy pozbawione emocji, a oparte na elementach merytorycznych.

- Na czym polega podstawowy problem woj. lubuskiego? Na braku równowagi między Zieloną Górą a Gorzowem?

- Podstawowym problemem jest to, że nie patrzymy na nasze województwo jak na jedną, zwartą całość. A tylko poprzez działania zmierzające do zrównoważonego rozwoju możemy zbudować silny organizm. To, że całe centrum decyzyjne, zarówno polityczne, partyjne jak i samorządowe znajduje się w Zielonej Górze nie jest problemem. Problemem nie jest też spór pomiędzy Zieloną Górą i Gorzowem. Problemem są zawłaszczane przez zielonogórskie środowisko - kosztem całości województwa - największe w powojennej historii zewnętrzne środki na rozwój. Tłumaczenie, że każdy może uczestniczyć w konkursach, każdy może składać projekty, nie jest przekonujące. Obowiązkiem gospodarza regionu powinno być uruchomienie takich mechanizmów, żeby wspierać tych, którzy być może mają deficyt doświadczenia, nie umieją poruszać się w gąszczu przepisów, ale mają dobre pomysły i powinni partycypować w rozwoju. Innym problemem są częste zmiany kadrowe. Na przestrzeni 16 lat mieliśmy już dziesięciu wojewodów. Dla przykładu w województwach mazowieckim, wielkopolskim czy opolskim od ośmiu lat są ci sami wojewodowie. Łatwiej tam jest doskonalić funkcjonowanie administracji, zarówno nie zespolonej, jak i zespolonej. Proszę zauważyć, że wstrząsy omijają stare województwa, bo mieszkańcy i elity rozumieją na czym polega polityka regionalna. I unikają gierek politycznych, bo wiedzą doskonale, czym to może się skończyć.

- A merytorycznie jakie widzi pan słabości w regionie?

- Jako Lubuszanie zatraciliśmy energię w działaniu, która charakteryzowała nas jeszcze na początku lat 90. To wtedy wojewodowie gorzowski i zielonogórski Zbigniew Pusz i Marian Eckert znakomicie współpracowali na rzecz rozwoju zachodniej części kraju. Byli prawdziwymi partnerami dla ówczesnego premiera Brandenburgi Manfreda Stolpego, z którym dyskutowali o koncepcję rozwoju pogranicza. Do tego głos polityków lubuskich był bardzo dobrze słyszalny w Warszawie, często akceptowany. Przykładem takiej akceptacji jest samo powstanie województwa, utworzenie strefy gospodarczej czy powstanie wyższych szkół zawodowych. Kiedy dyskutowano na temat Polski zachodniej, to nasi wojewodowie i parlamentarzyści byli ekspertami. Dzisiaj nie liczymy się. Nawet nie potrafimy zbudować potencjału, pomimo wspomnianych bardzo dobrych relacji panujących pomiędzy częścią lubuskich polityków i premier Kopacz. I nie chodzi o załatwianie nierealnych i zbędnych projektów, ale tych strategicznych. Byliśmy o przysłowiowy włos od załatwienia elektrowni i kopalni węgla brunatnego. Prezes PGE pokazał scenariusz działań, według którego w 2024 roku z naszych złóż miał popłynąć prąd. Sprawa ostatecznie się rozmyła i to w czasie najlepszej koniunktury do dyskusji. Innym przykładem jest kwestia złóż miedzi. Martwi mnie także, że nie potrafimy, choć ku temu są naprawdę dobre warunki, załatwić sprawy elektryfikacji pomiędzy Krzyżem i Kostrzynem. A jak tego nie będzie, północna część województwa w najbliższych latach zostanie praktycznie odcięta od systemu kolejowego i tym samym reszty Polski. W ostatnich latach w Gorzowie było kilku ministrów, w tym również odpowiadających za sprawy kolejowe. Każdorazowo zatwierdzali modernizację, a potem projekty przestawały być ważne. Można było odnieść wrażenie, że dany projekt był skazywany na porażkę tylko dlatego, że wokół niego – przepraszam za kolokwializm – kręcili się niewłaściwi parlamentarzyści. I to wcale nie chodzi o posłów opozycyjnych, ale z partii rządzącej.

- Bez winy są tu tzw. gorzowskie elity polityczne?

- Nie chcę tutaj oceniać innych partii, ale w przypadku PO ewidentnie brakuje zdecydowania w działaniach. Politycy platformy godzą się na graną przez zielonogórskie struktury „muzykę”, choć wiedzą że szkodzi ona regionowi. Mało tego, zaczynają się do tego przyzwyczajać i akceptować taki stan rzeczy. Uznali, że skoro na południu mieszka więcej ludzi, to w pełni należy im się władza.

- Co można w tej sytuacji zrobić?

- To wokół Gorzowa należy zbudować lobby, które będzie oddziaływało na to, co się dzieje w urzędzie marszałkowskim. Gorzów powinien stanąć w obronie wszystkich samorządowych struktur województwa. Pewne działania udało mi się uruchomić. Choćby dyskusję o oddziałach pediatrycznych w województwie. W jej efekcie szybko powstała koalicja starostów, którzy stanowczo wypowiedzieli się, że opieka pediatryczna musi być zabezpieczona  już w szpitalach powiatowych. Przykładów można podać jeszcze kilka. Ale żeby przeciwstawiać się asymetrycznemu rozwojowi, musi być ktoś potrafiący łączyć, a nie dzielić. Może to robić tylko grupa ludzi myśląca kategoriami rozwoju miasta, regionu. Kłopot w tym, że zdecydowana większość polityków w pierwszej kolejności myśli, jak tu nie narazić się górom partyjnym.

- Miał pan kandydować do sejmu z listy Nowoczesnej.pl, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Dlaczego?

- Były dwie przyczyny. Pierwsza to uczciwość wobec wyborców. Obecnie pracuję poza województwem lubuskim i do domu przyjeżdżam tylko w weekendy. Początkowo wydawało mi się, że uda mi się połączyć pracę z prowadzeniem kampanii, ale po rozmowach z ludźmi, którzy chcieli mi w tym pomóc uznałem, że nie będzie to możliwe. Drugi powód to przekonanie, że nie kandydując mogę zrobić więcej dla północnej części regionu niż gdybym kandydował. Mam nadzieję, że ewentualne „moje” głosy oddane zostaną na kandydatów znanych z doświadczenia i kompetencji. I niekoniecznie wskazanych przez „bossów’’ zielonogórskich . Chodzi o to, żeby nie rozbijać głosów na wielu kandydatów. Byłyby to bowiem działania zbliżone do tego, co czyni lubuska PO.

- Myśli pan, że dzięki temu Jerzy Wierchowicz zdobędzie mandat?

- Dokonałem analizy list poszczególnych komitetów wyborczych. Jest kilkoro dobrych kandydatów z Gorzowa i należy im w tym pomóc. Moja rezygnacja zapewne ułatwi wybór, bo nasi mieszkańcy nie będą musieli teraz zastanawiać się na kogo oddać głos.

- Pana zdaniem Nowoczesna.pl, jako nowa formacja, ma szansę zaistnieć w świadomości wyborców?

- Przed nami jest jeszcze miesięczna kampania, w trakcie której notowania mogą istotnie wzrosnąć. Łatwo nie będzie, gdyż krajowa polityka została zdominowana przez dwa wielkie bloki partyjne, co jest szkodliwe szczególnie dla takich małych regionów jak nasz. W mojej ocenie nadchodzące wybory do parlamentu będą miały olbrzymi wpływ na to, co będzie się działo w kolejnych latach w najbliższych nam środowiskach.

- To kto wygra najbliższe wybory i będzie rządził przez następne cztery lata?

- Na to pytanie w tej chwili chyba nikt nie zna odpowiedzi. Chciałbym wierzyć, że wybory wygrają ci, dzięki którym pośrednio region lubuski odzyska energię i zacznie się wreszcie rozwijać, korzystając z ostatnich dużych środków unijnych.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x