Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

Radość przeżywana każdego dnia od wschodu do zachodu słońca

2015-09-30, Nasze rozmowy

Z Jerzym Gąsiorkiem, Gąsiorem, rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_12611.jpg

- Jak właściwie mam cię przedstawić? Jako emerytowanego dyrektora Biura Wystaw Artystycznych, poetę, artystę, właściciela wieży widokowej w Santoku?

- Gąsior jestem, miłośnik Hasiora i Santoka.

- No to się już przedstawiłeś. To jak ci jest na emeryturze?

- Wspaniale. Ja teraz dopiero wiem, że żyję. Ja odżyłem, kiedy przeszedłem na emeryturę kilka la temu, a dokładnie w 2006 roku. Moja praca może nie była aż tak stresująca w tej galerii, którą prowadziłem, ale jednak pochłaniała mnie bez reszty. Po przejścia na emeryturę znalazłem wreszcie czas dla siebie.

- Czyli nie tęsknisz za BWA, za wystawami, wernisażami i wszystkim tym co się z tym wiąże, a co przez lata organizowałeś i przeżywałeś?

- Nie. Jest tam nowy człowiek, ma inną wizję, politykę i nawet tego nie oceniam. Gustaw Nawrocki jest młodszy, ma inne preferencje, inne spojrzenie i ma prawo robić to, co robi. I chyba robi to w miarę dobrze.

- Gorzowska kolekcja dzieł Hasiora to dzieło twojego zawodowo spełnionego życia?

- Trudno powiedzieć, chyba  jednak nie, przynajmniej nie do końca. Moja fascynacja Hasiorem sięga lat 60-tych minionego wieku. Nie znałem jeszcze Hasiora, kiedy już robiłem trochę podobne rzeczy, te swoje asamblaże. Kiedy go poznałem, najpierw przez prace a później książkę Andrzeja Banacha zatytułowaną „Hasior”, to ogarnęła mnie wielka fascynacja nim samym i jego dziełami, bo to było to, co mi właśnie po głowie chodziło i co mnie do niego zbliżyło. Kiedy żył jeszcze  Hasior, to nawet nie śmiałem pokazywać publicznie swoich prac i dopiero po jego śmierci się odważyłem. Oczywiście, gdzie mnie do niego… Hasior jest kolorowy, barokowy, jest rozbudowany, a ja jestem siermiężny, monochromatyczny… Gromadzenie, tworzenie kolekcji dzieł Hasiora było więc poniekąd realizacją osobistej fascynacji. Nie myślałem wówczas, że tak się rozbuduje, że będziemy ją prezentować na wystawach w Polsce i na świecie. W tej chwili na kolekcję składają się 32 prace i jest ona największa po tej w Zakopanem. Mam satysfakcję, ale i też pewne niespełnienie, bo nie udało się zrealizować pewnych pomysłów związanych z Hasiorem. Chciałem bowiem, żeby zrobił cos tu nas, z materiałów używanych w Stilonie, ale nie udało się, nie zdążyliśmy.

- Tworząc poezję przeżywasz podobne niespełnienie?

- Z poezja to też była dziwna sprawa. To moje pisanie, to był rodzaj pamiętnika i nadal zresztą nim jest. Wydając te swoje tomiki nie traktuje tego jako poezję, ale jako zapiski ubrane w jakąś formę…

- Ile w tym wszystkim jest wewnętrznej potrzeby przeżycia czegoś, wyrażenia siebie, ile zaś chęci pokazania się światu?

- Ja nie należę do ludzi, którzy chcą się pokazywać światu, raczej jestem wycofany. To, że należę do Związku Literatów Polskich, to tylko i wyłącznie wina Irka Szmita, który przeczytał te moje wiersze i zaciągnął mnie do związku. I nawet mam mu to złe, bo przynależność do związku nakłada pewne zobowiązania, wymusza więcej staranności w pisaniu, a ja nie lubię takiego przymusu.

- Sztuką jest żyć i tworzyć w Gorzowie, czy też żadna to sztuka?

- Dla mnie duża sztuką. Dam taki przykład. O Santoku, którego jestem wielbicielem, choć też nie bezkrytycznym, napisałem 60 wierszy; o Gorzowie zaś słownie jeden i to mocno krytyczny. Ja chciałbym pokochać Gorzów… Nawet kochałem to miasto, kiedy tu przyjechałem w latach 60-tych, ale to był inny Gorzów. Miał swój klimat, charakter i to coś, czego dzisiaj nie ma. Dzisiaj jestem absolutnie przerażony tym, co obserwuję…

- Co tak bardzo cię przeraża?

- Przede wszystkim postępująca degradacja miasta i to w różnych obszarach życia, aczkolwiek ja najbardziej skupiam się na estetyce, architekturze. Dzieje się coś koszmarnego i końca tego nie widać. Zachwycamy się na przykład bulwarem, a ja mam zupełnie inne odczucia. To zmarnowane pieniądze i możliwości. Po co tam tyle chromu, tyle murów i jeszcze były te palmy połączone z choinkami… To jest chore.

- A kultura? Rozwija się jeszcze, czy już tylko się broni przed rozrywką, która wiedzie prym stając się kulturą?

- Pamiętajmy, że Gorzów to ciągle miasto proletariackie, a jakie społeczeństwo, taka kultura. Ale nie jest źle, całkiem sporo jest u nas tej kultury wysokiej i ma się wcale dobrze, choć jednym jej mało, innym zaś za dużo.

- A ta twoja wieża widokowa w Santoku to ucieczka od tej gorzowskiej rzeczywistości, tęsknota snoba, czy może wyraz odmienności?

- To moja wielka radość i azyl, do którego uciekam z Gorzowa, kiedy tylko mogę. I tą radością dziele się z innymi, bo chętnie zapraszam i goszczę tam ludzi, by również mogli się nacieszyć widokami.

- Nie trzymasz się jednak kurczowo swej wieży, bo co jakiś czas wyjeżdżasz w świat na rowerze. To gdzie byłeś i co tam zobaczyłeś?

- Byłem w wielu miejscach i to całkiem daleko. Najdłuższa była wyprawa do Armenii, trwała siedem tygodni i była niesamowitym przeżyciem. Później wyprawiłem się trasą przez Litwę, Łotwę do Tallina w Estonii i z powrotem przez pół Polski. Dwa lata temu przejechałem się rowerem do Santiago de Compostello. Byłem też rowerem na Bukowinie w Rumuni i kilku innych miejscach Europy. W tym roku udało mi się pojechać jedynie na wyspę Rugia, to ledwo pięćset kilometrów, ale wrażeń też sporo. Podczas tych wycieczek najbardziej interesują mnie oczywiście krajobrazy, ale także architektura oraz ludzie. To za każdym razem nowe i niezwykłe przeżycia, doznania… Tego nie da się w kilku zdaniach opisać…

- I z czym wracasz z takiej wyprawy do Gorzowa, do swej wieży w Santoku?

- Wracam naładowany pozytywnymi emocjami, wrażeniami, ale jednocześnie też wściekły, że widzę tu dookoła to, co widzę.

- W tak słusznym wieku, niczego ci nie wypominając, warto jeszcze coś wielkiego planować, mieć marzenia i pragnienia, które raczej się nie spełnią?

- Fakt, mam już przecież 74 lata, w tym wieku trzeba być już ostrożny z marzeniami, ale plany można mieć. Póki zdrowie dopisuje, pamiętam jak się nazywam i wiem, co wczoraj jadłem na obiad, to jeszcze planuję. Marzę zaś o tym, żeby Gorzów, ale i Santok zmieniał się na lepsze, nie na gorsze.

- To czym w ogóle jest dla ciebie życie, poza nieuchronnym procesem starzenia się aż do pewnej śmierci?

- Radością. Przeżywaną każdego dnia od wschodu do zachodu słońca. I oby trwała ona jak najdłużej. Nie patrzę przy tym na wiek, lata i co było. To co przeżyłem jest już za mną, ale i we mnie. Więcej mi nie trzeba.

Fot. Bogdan Bloch

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x