Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

Wystarczy zadzwonić i przyjdzie fachowiec, który wbije kołek

2015-07-22, Nasze rozmowy

Z Krzysztofem Łamanosem, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Fenix i instruktorem modelarstwa rozmawia Ryszard Romanowski

medium_news_header_11946.jpg

- To prawda, że wasz klub modelarski przestał istnieć?

- Dokładnie 1 stycznia 2015 roku klub modelarski Feniks został przez prezydenta miasta zlikwidowany. Rok temu byliśmy jedynym klubem w województwie. Przez ten czas w Zielonej Górze otwarto chyba ze cztery pracownie.

- Co w tej sytuacji zrobią adepci modelarstwa, bo doświadczeni modelarze chyba jakoś sobie poradzą?

-  Adepci zmienią zainteresowania. Nie jest żadnym odkryciem, że podobne do naszego,  otwarte dla każdego,  kluby dawały zajęcie, pozwalały rozwijać zainteresowania i zdobywać wiedzę. Teraz mamy problemy z dopalaczami. Głośne są Katowice. Tam mieszka mnóstwo ludzi, ale z tego co wiem jest tam podobna ,,czarna dziura’’, jak w Gorzowie.  Główną rozrywką młodzieży są dyskusje przy piwie. To jest chyba głębszy problem całego państwa. Trwa bezustanna pogoń za pieniędzmi Wielcy politycy uważają, że jeżeli im jest dobrze, to w Polsce też jest dobrze. Nie chcę spłycać,  ale nie każdy chce bić się o in vitro, o kościół itp.  Znikają kluby dostępne dla wszystkich, na których nie dało się zarobić, ani zbić politycznego kapitału. Wydaje mi się, że nie o to chodzi, aby samorządy na wszystkim zarabiały. Może warto, żeby spojrzały bardziej dalekosiężnie.

- Jakie były argumenty władz miasta?

- Teraz dziwnie w mieście się podchodzi do modelarstwa. Urzędnicy nie wiedzą jak je zakwalifikować. Pani z wydziału kultury nie bardzo wiedziała  czym jesteśmy.  Tymczasem w Dzienniku Ustaw modelarstwo  zakwalifikowano jako sport kwalifikowany i to na wysokiej  33 pozycji.  Pozycji jest 74 czyli jesteśmy w dosyć elitarnej grupie. Jeżeli urzędnicy nie znają przepisów prawa, to jak mogą poruszać się w jego obrębie. Jeżeli obywatel robi wykroczenie, to  mówi się, że nieznajomość prawa niczego nie tłumaczy. Tymczasem w wydziale kultury i sportu urzędnicy mogą nie wiedzieć, że modelarstwo jest sportem i próbują kierować mnie do wydziału spraw społecznych lub obywatelskich.  Nie przeszkadza to wypowiadaniu się im w mediach na temat modelarstwa i kształtowania w ten sposób opinii mieszkańców.   Skończyła się sekcja modelarska, bo urzędnicy nie wiedzieli jak nas zakwalifikować. Nikt nie zaprosił mnie na rozmowę, a w końcu 25 lat byłem na etacie instruktora modelarstwa.  Przykre, że tak się dzieje po 25 latach działania klubu.

- Klub Feniks był jedynym spadkobiercą bardzo długiej tradycji gorzowskich klubów modelarskich. Dlaczego nie próbowałeś walczyć o jego przetrwanie?

- Nawet nie brałem pod uwagę, że tak to może się kończyć. Bardzo rozczarował mnie prezydent. Przed wyborami   zaangażowaliśmy się w jego kampanię wyborczą. Stworzyliśmy komitet wyborczy Fenix. Jak zadawano nam pytania  czy mamy swojego kandydata na prezydenta mówiliśmy, że nie, bo mamy bardzo podobny program jak Ludzie dla Miasta. Automatycznie naszym kandydatem był  Jacek Wójcicki, który wygrał te wybory. Rozmawialiśmy w kuluarach o tym, gdzie przenieść sekcję po likwidacji  Grodzkiego Domu Kultury. Mówiliśmy o pomieszczeniu w budynku OSiR, ale niestety  nic z tego nie wyszło. Może to wina urzędników, którzy nie chcą się pochylić nad tematem? Urzędnicy stwierdzili, że zrobili jakieś badania i uznali, że Gorzów jest za mały i nie ma w nim ludzi, którzy chcieliby się zajmować modelarstwem.  Pewnie myśleli, że klub modelarski to coś takiego jak kino, przez które przewinie się co wieczór ze 200 osób.  W końcu 12 lutego trafiłem na rozmowę do pani wiceprezydent Stanisławskiej. Dowiedziałem się, że miasto nie chce modelarstwa, bo to zbyt duże wydatki. Tak się złożyło, że miałem listę inwentarzową. Przez 25 lat w meblach była to kwota 11, 30 zł. Należało do tego doliczyć 6 super drogich taboretów po prawie 100 zł za sztukę.  Taboretów mi nie przeszacowano, bo były zbyt nowe. Miały tylko 15 lat.  Miałem też na stanie szlifierkę kątową  za 450 zł. Oprócz lokalu, mediów i pensji instruktora tyle przez  ćwierć wieku gorzowskie samorządy kosztowało modelarstwo. Mówię w liczbie mnogiej, bo do 2002 roku byliśmy Wojewódzkim Domem Kultury. 

- Z jednej strony mówi się o reaktywacji szkolnictwa zawodowego i dotacjach unijnych na innowacje a z drugiej likwiduje klub w mieście, gdzie zajmowano się m. in mechaniką i robotyką. Dlaczego według ciebie tak się dzieje?

 -Teraz nie mówi się o nowoczesności, technologii, praktyczności lub ergonomii. Te wszystkie terminy zastąpiło szeroki termin innowacja. Nie wszyscy go w pełni rozumieją.  Za długo byliśmy jako państwo tłamszeni i pozbawiani technologii. Doprowadziło to do tego, że przez ostatnie 25 lat niewiele się w tej dziedzinie działo.  Poza tym mamy słabych polityków, którzy o technologiach nie mają większego pojęcia. Nie jest to tak, że nie potrafimy nic wymyślać. Polacy mają osiągnięcia w technice i medycynie, tylko jakoś nam nie idzie tak, jak w innych krajach, a szczególnie w Chinach.  Tymczasem świat pędzi do przodu. W klubie często zadawałem dzieciom pytanie co za ich życia zmieniło. Niewiele z nich pamiętało Walkmany, ale niektóre jeszcze pamiętały sprzęt na kasety video, elektryczne maszyny do pisania,  odtwarzacze DVD i analogowe aparaty na klisze Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych można było w Gorzowie oglądać lokomotywę parową. To wszystko przez kilka lat zniknęło. Skonstruowano nowe, doskonalsze urządzenia.

- Jeżeli absolwent dobrych szkół niezainteresowany modelarstwem i techniką skończy z rozsądku np. politechnikę, to czy będzie w stanie cokolwiek wynaleźć?

- Będzie bardzo trudno. Na ogół wynalazcy i twórcy nowych rozwiązań to wykształceni hobbyści. Przez 25 lat widziałem w klubie różnych ludzi. Absolwenci marketingu  nie potrafili złożyć nawet prostego plastikowego modelu. Nie potrafili odczytać rysunków, nie mówiąc już o doborze kleju. Nawet instrukcje w formie komiksu  nie wystarczały, bo trzeba było składać elementy po kolei. Krok po kroku i nie dało się niczego pominąć.  Miałem też osoby po studiach technicznych z dużymi umiejętnościami projektowania np. na obrabiarki numeryczne CNC. Byli genialni w detalach, ale nie potrafili zmontować całości, np. skleić konstrukcji z elementów, założyć silnika, instalacji itp.  Był dyrektor dużej gorzowskiej firmy, który widział w gniazdku plus i minus. Zaczynamy być takim społeczeństwem, jak Amerykanie. Nie musimy się znać nawet na banalnych sprawach. Wystarczy zadzwonić i przyjdzie fachowiec, który wbije kołek w ścianę, wyczyści rury lub wymieni żarówkę. Cały czas jednak  będzie grupa ludzi, która będzie chciała coś wymyślać, ale znacznie większa nie będzie chciała z techniką mieć nic wspólnego.

- Spotykasz jeszcze ludzi, którzy chcą coś wymyślać i zajmują się modelarstwem w swoich domach?

- Jest takich wielu. Kupują kosztowne modele np. samochodów spalinowych i przy pierwszej awarii nie wiedzą co robić. Nie znają nawet zasady działania silnika. Kiedyś jeden z nauczycieli mówił, że nadejdą czasy, gdy za fachowca uważać się będzie nie absolwenta szkół technicznych z praktyką, ale człowieka po krótkim przeszkoleniu. Będzie tańszy. Chyba żyjemy w takich czasach. Najważniejszy stał się nie dyplom czy świadectwo, a certyfikat. Wydaje mi się, że największe pieniądze zarabiają teraz te firmy, które szkolą i certyfikują.  Dostajesz papier i idziesz na głęboką wodę. Jak się uda, to dobrze, a jak nie, to szukasz następnego kursu. Na kursy trafiają ludzie, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z techniką w jakiejkolwiek formie. Boję się, że z funduszy unijnych przeznaczonych na innowacyjność nie wynikną żadne innowacje. Pieniądze pochłoną szkolenia i firmy konsultingowe.

-  Czym zajmowaliście się w klubie, bo zabawki, które można kupić w sklepach są bardziej zaawansowane technicznie niż modele budowane 30 lat temu?

-Modelarstwo zrobiło się dosyć dostępne. Niektórzy mówią, że są to zabawki. Zgoda, ale bardzo skomplikowane. Wojsko uwolniło swoje technologie. W którymś momencie, chyba w 2000 roku Futaba wypuściła aparaturę z radiami o zasięgu około 5 km, a nawet radia o zasięgu około 20 km.  Wszystko skończyło się po 11 września, bo wyobrażono sobie, co by się stało, gdyby modelarstwem zajęli się terroryści. Została aparatura o zasięgu około 2 km, o której w czasach PRL nie  można było nawet pomarzyć. Jeżeli używamy tego do zabawy na bulwarze jest to zabawką, ale gdy startujemy w zawodach robi się z tego model zawodniczy. Modelarstwo to sport techniczny, z całej stawki zawodników jeden wygrywa. Zwykle jego model czymś różni się od pozostałych. Często są to drobiazgi.  Człowiek jest znaczącym dodatkiem, ale wygrywa sprzęt, który trzeba umieć zbudować

- Siedzimy nieopodal zrujnowanego, dawnego budynku Ligi Obrony Kraju, która była niegdyś najważniejszym w kraju opiekunem sekcji modelarskich. Czy pamiętasz dlaczego wtedy w Polsce  mówiono o Gorzowie, że to miasto modelarzy?

- W latach 70 w mieście było co najmniej 12 klubów. Były na każdym z osiedli, w MDK, w Komendzie Hufca ZHP. Pracownie modelarskie były w szkołach podstawowych i średnich. Wyjazd na zawody wojewódzkie oznaczał kwalifikacje w zawodach miejskich. Byli juniorzy i seniorzy w każdej z klas, jak modele swobodnie latające, Jaskółka, modele na uwięzi, ślizgi itp. Na zawodach miejskich w jednej klasie spotykało się kilkudziesięciu zawodników. Najlepsze trójki z zawodów wojewódzkich trafiały na zawody centralne. W Myśliborzu mieliśmy mistrza świata w modelach redukcyjnych pana Wojciecha Kośbę. Ale dzisiaj tego już nie ma. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x