2022-05-30, Czy warto nad Wartą?
Kolejne newsy o kolejowych niedomaganiach w Gorzowie stały się codziennością. Przyzwyczailiśmy się. Autor również. Bez zmiany podejścia osób decyzyjnych lepiej nie będzie.
Niektórzy z Was piszą, że trzeba mocniej, ostrzej… Punktować, wskazać winnych... Inni zaś, że to szukanie dziury w całym. Przecież ,,jest super, a kolej nikomu nie jest potrzebna". Nie zamierzam wpisywać się w jakiekolwiek oczekiwania. Robię to co uważam za słuszne, by choć spróbować coś zmienić. Możecie się z tym zgadzać, lub nie. Mimo wszystko, warto szukać dobrych rozwiązań. Także w trudnych relacjach gorzowsko-zielonogórskich, o których ostatnio w mediach wiele. Być może z perspektywy południowej stolicy jesteśmy, jak ktoś celnie napisał, jedynie ,,zamorskim terytorium", które wiecznie czegoś chce. Nie doceniamy rzuconej raz na kilka lat kości. Coś w tym jest. Często bywam w Zielonej Górze. Słyszałem to niejednokrotnie. Głównie od osób, które w Gorzowie bywają rzadko, a jeszcze rzadziej podróżują koleją. Z okien samolotu Babimost-Warszawa nasze problemy wydają się odległe, a ciągłe bzyczenie dobiegające znad Warty jedynie irytuje, zakłócając błogi spokój...
By zachować obiektywizm: To mit, że południe jest krainą kolejowej szczęśliwości. Wystarczy wybrać się chociażby w okolice Żagania, by zobaczyć, że tam również mieszkańcy lekko nie mają. Nawet zielonogórzanie skazani są na autobusową komunikację zastępczą, jeśli chcą wydostać się w kierunku Poznania lub Gorzowa. Rozkopana linia kolejowa porasta pokrzywami kolejny rok z rzędu, a końca modernizacji nie widać. Mało tego! Cieszę się, że powstaje most w Milsku. Tam także mieszkają ludzie, którzy codziennie dojeżdżają do pracy.
Pytam jednak głośno: Co z Gorzowem?! Współstolicą, zamieszkałą przez 120 tysięcy mieszkańców. Miastem, które wnosi pokaźny wkład do budżetu województwa. Bodajże największy w regionie. Dwa szynobusy raz na kilka lat, w dodatku na najbardziej obciążony odcinek Kostrzyn-Krzyż to kropla w morzu potrzeb. Wiem, że na południu także brakuje pojazdów, ale to Gorzów generuje największe potoki pasażerskie. Tabor nie jest wieczny, zużywa się. Także technologicznie. Potrzeby co do jego pojemności również rosną. Ludzie chcą korzystać z kolei. To, co 15 lat temu było standardem, dziś nadaje się co najwyżej na mniej obciążone linie.
Może któryś z rzędu artykuł kolejnej redakcji, pobudzi do refleksji, że w lubuskim należy mocniej postawić na kolej, modyfikując priorytety? Znając budżet nie liczę na cud, ale przynajmniej na gest dobrej woli. Super, że jesteśmy (cyt.) zieloną krainą nowoczesnych technologii. Ba! Nawet kosmicznych... Jak jednak cieszyć się lubuskim podbojem kosmosu z perspektywy mieszkańca, dla którego podróż od stacji A do stacji B jest jedną wielką niewiadomą?!
Nie jestem psem ogrodnika. Jeśli port lotniczy, winiarstwo i kosmiczne technologie to lubuskie marzenia południa - szanuję. Warto mieć cel, wizję. Naszym marzeniem jest elektryfikacja oraz nowoczesny, pojemny tabor z dumnym herbem województwa na burcie. Jak ostatni Mohikanin dalej naiwnie wierzę, że lubuskie może rozwijać się równomiernie. Zarówno Gorzów jak Zielona Góra, Sulechów, Żagań. Są dwie drogi: Możemy zamknąć się w twierdzach na linii północ-południe. Podgryzać się pod aksamitnym dywanem lub udawać Greka. Możemy także poszukać dobrych rozwiązań. Może warto zacząć po ludzku rozmawiać?...
Robert Trębowicz
Ekonomista, publicysta. Forum Interesów Komunikacyjnych Gorzowa
Czas upływa szybko jak woda w dorzeczu Kłodawki. Jackowi Wójcickiemu, pierwszemu obywatelowi miasta Gorzów, zegar na katedralnej wieży (gdyby działał…) odmierzyłby równe dziesięć lat sprawowania urzędu.