2025-08-19, Czy warto nad Wartą?
Zastanawiam się, czy członu „wielkopolski” w nazwie miasta nie powinniśmy zmienić na „patopolski”.
Nie ma tygodnia, by miejscowe kozactwo nie wywinęło czegoś spektakularnego, przynoszącego miastu niechlubny rozgłos medialny. Jazda na podwójnym gazie, (pato)nindze walczący na noże, dzieci w szafach, wandalizm, miejscowi kloszardzi okupujący centrum.
Mieszkańcy co bardziej cywilizowanych zakątków Polski zastanawiają się, co ludki w tym Gorzowie palą, że daje ostro na psychę. Rtęć w Warcie wykluczam. Nie idźmy drogą dawnej imperatorowej lubuskiej Elżbiety Anny. Niewątpliwie coś niezdrowego wisi nad naszym miastem.
Jakby miejskich nieszczęść było mało, medialnej chluby nie przynosi nam kolej, która kuleje jak stara szkapa z Magadanu. Teoretycznie to bezpłatna promocja. Bez konieczności pompowania w żużel. Pytanie jednak, czy o taką promocję nam chodzi.
W powszechnej świadomości zakotwiczyło się, że Gorzów Wielkopolski to takie dziwne miasto w lubuskim, do którego dojazd koleją przynosi nie mniej atrakcji niż przejażdżka kolejką górską po zardzewiałych szynach.
O rzekomych pluskwach wielkości słoni, które zagryzają pasażerów w autobusach komunikacji zastępczej nie wspomnę. Powiadają, że w szynobusach widziano także szczury grające w brydża. Nie ma jednak pewności, czy podróżni widzieli je na jawie, czy we śnie. Niemniej jednak nawet bez zoologicznych akcentów dobrze z taborem nie jest.
Nie pomagają kolejne zaklęcia, deklaracje, obietnice. Czas najwyższy sprowadzić kolejowego egzorcystę, zanim ostatni sprawny szynobus wyzionie ducha w sennych peronach gorzowskiego dworca. Może to klątwa ostatniej gorzowskiej czarownicy, która spłonęła na stosie?
Robert Trębowicz
Zastanawiam się, czy członu „wielkopolski” w nazwie miasta nie powinniśmy zmienić na „patopolski”.