2022-03-08, O tym się mówi
Decyzja o wysłaniu pomocy medycznej ze szpitala w Gorzowie do szpitala w Iwano Frankowsku zapadła już pierwszego dnia wojny. Równo tydzień później sprzęt został przekazany Ukraińcom.
Rękawice nitrylowe, opatrunki włókninowe, kompresy z włókniny i gazy, bandaże podtrzymujące, igły do iniekcji, aparaty USG, respiratory transportowe, respiratory stacjonarne, pompy infuzyjne, stoły zabiegowe, wózki do przewożenia chorych… Wszystko razem warte 200 tys. zł zmieściło się na 18 paletach i po brzegi wypełniło ponad 16-metrowego tira.
Samochód z doświadczonymi kierowcami bez wahania podstawił Mirosław Maszoński, który od podstaw zbudował w Sulęcinie niedaleko Gorzowa prężną firmę transportową. Decyzję o wysłaniu transportu prezesi lecznicy Jerzy Ostrouch i Robert Surowiec podjeli już 24 lutego, kiedy na Ukrainę spadły pierwsze rosyjskie pociski. Tego dnia też zarząd lecznicy spotkał się z ukraińskimi pracownikami. Jest ich niemal 90.
- Współczujemy. Macie w nas przyjaciół. Nie jesteście sami - mówił na spotkaniu prezes Jerzy Ostrouch i pytał, co można zrobić „już, zaraz”. Pracownicy poprosili o ekspresową wypłatę części wynagrodzenia, póki jeszcze mogli przelać pieniądze rodzinom. Szpital zapłacił.
Zanim „medyczny” tir ruszył w trasę, na Iwano Frankowsk zaczęły spadać pierwsze bomby. Przez jakiś czas milczał telefon dyrektora lecznicy. Wszyscy oddechnęli z ulgą, gdy znowu się odezwał. - Zadzwoniliśmy do dyrektora z pytaniem o potrzeby. Kolejny telefon był do marszałek Elżbiety Polak. Od razu zadeklarowała, że samorząd województwa włączy się w akcję - mówił już na polsko-ukraińskiej granicy Robert Surowiec, wiceprezes gorzowskiego szpitala.
Przed wyjazdem kierowcy Telesfor Szumlewicz i Andrzej Tyńczyk nakleili na naczepę tira kartki z czerwonym krzyżem i napisem: pomoc humanitarna. Pracownicy szpitala doklelili swoje plakietki. Kilka godzin później setki kierowców na autostradzie A4 mijały tira z niebiesko-żółtymi napisami: Wielospecjalistyczny Szpital Wojewódzki w Gorzowie Wlkp. Pomoc dla Ukrainy.
Kilkanaście godzin później tir stanął na parkingu niedaleko przejścia granicznego Korczowa – Krakowiec. Dopiero następnego dnia, w eskorcie policji, mógł zbliżyć się do granicy. W tym samym czasie szpitalna ekipa pojechała do punktu PCK za Ustrzykami Dolnymi. Pomagają w nim gorzowscy lekarze. Maryna Nahorna, jej mąż Ivan Nahornyi i Andrii Kadukha od ponad roku pracują na oddziale ratunkowym. Pochodzą z Charkowa, gdzie zostawili rodziców. Chcą pomagać, więc poprosili w Gorzowie o urlop i pojechali na granicę. Koledzy z SOR-u urządzili szybką zbiórkę środków higienicznych, jedzenia dla dzieci itp., żeby Maryna, Ivan i Andrii nie jechali z pustymi rękami. Lekarze to co mogli, wzięli do pociągu.
W byłej podstawówce kłębią się tłumy uciekinierów przed wojną. Jedni z walizkami właśnie wsiadają do autobusu, który jedzie w głąb Polski. Inni próbują odpocząć na łóżkach polowych, rozstawionych w dawnych klasach. Przeszklone pomieszczenie, kiedyś pewnie kantorek woźnej, to teraz punkt pomocy medycznej. Gorzowscy lekarze chwalą, że wyposażony jak porządny SOR, chociaż na niego nie wygląda.
Z niby-oddziału wychodzi się prosto do niby-sypialni na dawnym szkolnym korytarzu. Wśród zgiełku, krzątaniny, zmęczenia i niepewności, ukraińska mama, bohatersko uśmiechnięta, na polowym łóżku bawi się z synkiem…
Tir z pomocą medyczną, eskortowany przez policyjny radiowóz, następnego dnia o świcie ruszył w stronę przejścia Korczowa. Z Polski do Ukrainy ruch prawie żaden. Z Ukrainy do Polski – eksodus. Przez radiostację strażnika granicznego słychać wzywanie karetki. Ukraińskie dziecko ma płytki oddech i drgawki…
Szpitalny tir wjechał do objętej wojną Ukrainy, ale nie dalej niż za przejście graniczne. Przerzut ładunku odbywał się „naczepa w naczepę”. Rusłan, szef firmy transportowej, wysłanej przez ukraiński szpital, uśmiecha się na widok darów. Wiceprezes gorzowskiego szpitala dzwoni do dyrektora szpitala w Iwano Frankowsku. Słucha podziękowań i dramatycznej relacji ze zbombardowanego miasta. O salach operacyjnych urządzanych w piwnicy szpitala opowiada „na gorąco” podczas zdalnej konferencji prasowej Urzędu Marszałkowskiego w Zielonej Górze. Już wiadomo, że będą kolejne transporty medyczne na Ukrainę…
Powrót do Polski, choć medyczny tir był ledwie „za miedzą”, trwał ponad trzy godziny. Pusty samochód był sprawdzany wzdłuż i wszerz. Wreszcie opuścił przejście i – zanim ruszył w drogę powrotną – zatrzymał się przy autostradzie, skąd w stronę Przemyśla, Rzeszowa, Krakowa, Katowic i innych miast wyjeżdżają zapakowane po sufit osobówki na ukraińskich tablicach. Na postoju ukraińskie mamy, bohatersko uśmiechnięte, udają przed dziećmi, że to wycieczka do innego kraju, a nie ucieczka z własnego.
Tekst i zdjęcia: WSzW
Gastronomik, Odzieżówka i CEZiB – te szkoły jako ostatnie pokażą swoją ofertę uczniom klas ósmych.