2024-12-13, Pod rozwagę - Augustyn Wiernicki
W nocy 13 grudnia 1981 roku wprowadzono na terenie całej Polski stan wojenny.
Uczyniono to dekretem Rady Państwa PRL, co było niezgodne z ówczesną Konstytucją PRL. Wszystkie decyzje podejmowane na podstawie tego dekretu były i są do dzisiaj nielegalne.
Wniosek o wprowadzenie stanu wojennego wystosowała do Rady Państwa Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON) – organ pozakonstytucyjny i nielegalny, utworzony przez juntę wojskową dowodzoną przez generała Wojciecha Jaruzelskiego, powołany przeciwko Solidarności. WRON przejął wówczas administrowanie Polską. W naszym kraju był wtedy głęboki kryzys gospodarczy, półki w sklepach były puste, dyżurowały na nich ocet i musztarda; za innymi artykułami stało się w kilkudniowych kolejkach, a żywność była na kartki.
W szeregach aparatu partyjnego PZPR oczekiwano ostatecznego rozliczenia się z Solidarnością. Sekretarze PZPR rozpowszechniali, że „Lada moment zrobimy z reakcją porządek”. „Solidarność ma plan mordowania członków PZPR, działają już takie grupy. Jedną z nich kieruje Jan Hańbicki z Lubiechni Wielkiej”– mówili. Hańbickiego szybko aresztowano i uwięziono w celi piwnicznej SB – w pałacyku przy ul. Kosynierów Gdyńskich w Gorzowie. On był rzeczywiście działaczem podziemia antykomunistycznego, ale co do mordowania komunistów to było perfidne kłamstwo obliczone na sianie strachu w komunistycznych szeregach oraz nienawiści do Solidarności. Hańbickiego oskarżono fałszywie, osadzono go w więzieniu, przerwano mu naukę i zniszczono życie. W stanie wojennym rozpoczęto w całej Polsce wielką czystkę: zwolniono setki dyrektorów szkół, kilkudziesięciu rektorów i dziekanów wyższych uczelni; wyrzucono ponad 200 tys. osób „niepewnych ideologicznie”. Działaczy opozycyjnych internowano i osadzono w więzieniach. Ten rozdział walki o niepodległość trwał dzięki wyborowi na Stolicę Piotrową polskiego kardynała Karola Wojtyły – Ojca Świętego Jana Pawła II. Opór i walka ze złem komunistycznym rozpoczęła się od słów Jana Pawła II na placu Zwycięstwa w Warszawie w 1979 r. gdzie wypowiedział słynne i umacniające rodaków słowa: „Niech stąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!”, a wcześniej powiedział w 1978 r.: „Nie lękajcie się! […]”. Wtedy właśnie uruchomiona została ogromna społeczna energia wielkiej robotniczej Solidarności, która w 1980 r. powstała w Stoczni Gdańskiej i następnie objęła większość zakładów Trójmiasta oraz przeniosła się na całą Polskę. 30 sierpnia 1980 r. w Szczecinie, 31 sierpnia w Gdańsku, a 3 września w Jastrzębiu podpisano z władzą porozumienie tzw. 21 postulatów, w tym legalizację NSZZ „Solidarność”. Tak się zaczęła droga do ustrojowych zmian, które brutalnie wyhamowano wprowadzeniem stanu wojennego.
Zanim wprowadzono stan wojenny, to Solidarność liczyła już w tamtym czasie ok. 10 milionów członków. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że komuna może zaatakować tak masowo zorganizowane społeczeństwo. Warto przypomnieć, że pierwszym przewodniczącym Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” w Gorzowie Wlkp. był Edward Borowski, wybrany 25 kwietnia 1981 r. na I Walnym Zjeździe Delegatów Regionu Gorzowskiego, w klubie Chemik. Zjazd poprzedzono mszą św. odprawioną przez ks. Witolda Andrzejewskiego, podczas której poświęcono sztandar zaprojektowany przez Jana Korcza i Jerzego Klincewicza. 1 maja 1981 r. po raz pierwszy w Gorzowie Wlkp. nie odbył się pochód pierwszomajowy. Międzyzakładowy komitet zorganizował w tym dniu mszę św. przy tzw. Schodach Donikąd, koncelebrowaną przez ks. Jerzego Płóciennika oraz ks. W. Andrzejewskiego z udziałem 11 tys. osób. Towarzyszyła temu orkiestra dęta ZWCh Stilon, a aktorzy Teatru im. Juliusza Osterwy recytowali wiersze m.in. Zygmunta Krasińskiego i Juliana Tuwima. Studenci w AWF organizowali Niezależny Związek Studentów na czele z Wojciechem Ziemniakiem, Wiesławem Suchogórskim i aktywnymi działaczami m.in. Januszem Dreczką i Anią Marczyk.
W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. aparat komunistyczny wyprowadził czołgi i wojsko przeciw społeczeństwu. Wieczorem 12 grudnia członkowie Komisji Krajowej „Solidarność” kończyli obrady w Gdańsku i nie spodziewali się, że większość z nich aresztują. Na tych obradach z Gorzowa Wlkp. byli E. Borowski i A. Konsik. Wielu gorzowskich działaczy przebywało w tym czasie we Wrocławiu na zjeździe demokratycznym na Politechnice Wrocławskiej. Byli tam Zbigniew Bełz, Stanisław Żytkowski, Ryszard Sawicki, Adam Opiel, Irena Ptaszek, Marek Koliński i Ryszard Kotarski, który wymienia też Jerzego Wierchowicza, Jerzego Synowca oraz Danutę Iżykowską. Część gorzowskich związkowców w tym czasie przebywała w Zarządzie Regionu: J. Gospodarek, F. Konaszewicz, J. Klincewicz, J. Bozacki, Zbigniew Wyszyński oraz Mirosław Haczkur (wg Dariusza A. Rymara, w: NSZZ Solidarność w Regionie Gorzów Wlkp. w latach 1980-1982). UB i milicja ok. północy zajęły Zarząd Regionu. Zaczęły się przesłuchania, rewizja, rekwirowanie dokumentów, niszczenie urządzeń poligraficznych... Był to istny horror, a cała akcja zakończyła się o trzeciej nad ranem. Wszystkich milicja zawiozła potem na „dołek” przy ul. Kosynierów Gdyńskich. Na drugi dzień, 13 grudnia, do Zarządu Regionu przyszedł drukarz Andrzej Majewski, żeby ratować sprzęt drukarski. Zdarł milicyjne plomby i jak mówi, zastał tam wszystko zniszczone. Zaczęły się łapanki i internowanie. Do domów przychodziło trzech – czterech funkcjonariuszy; mieli gotowe listy i zabierali do „suki” policyjnej, a później do zakładów karnych. Jerzego Klincewicza jako pierwszego internowali do Zakładu Karnego w Wawrowie. IPN podaje, że w regionie gorzowskim było 57 zatrzymanych w nocy z 12 na 13 grudnia. Niektórym udało się ukryć i uciec, jak np. Jerzemu Wandeltowi, który natychmiast spotkał się z ks. Jerzym Płuciennikiem w celu organizowania pomocy uwięzionym. Główny punkt pomocy był u ks. Witolda Andrzejewskiego, do pomocy któremu przyszły żona Jerzego Klincewicza oraz Grażyna Pytlak. 20 grudnia UB dokonał najścia na dom Bozackich. Byli tam działacze Solidarności – Majka Basikiewicz oraz drukarze Stanisław Jakubowski i Andrzej Majewski. Internowano Stefanię Hejmanowską, Grażynę Pytlak, Annę Szlachciuk, Danutę Iżykowską i Marię Tężycką, a następnie m.in. Teresę Klimek i Annę Marczyk.
Pamiętam dobrze dzień 12 grudnia 1981 r.
Około godz. 22.30 do drzwi mojego mieszkania ktoś mocno załomotał. Ze zdziwieniem z żoną ujrzeliśmy lekarza z Krosna Odrzańskiego Janusza C., naszego serdecznego przyjaciela. Przywiózł go żołnierz wojskowym gazikiem. Janusz mi powiedział: „Zgaś światło i dwa dni nie wychodź z domu”. I dodał: „Z dowódcą Wojsk Ochrony Pogranicza w Krośnie Odrzańskim przed chwilą spotkałem się w jego gabinecie przy lampce koniaku. Dowódca wskazał leżące na stole teczki oznaczone nazwiskami i powiedział: »Za chwilę wykonam tajny rozkaz. Popatrz, czy kogoś z tych ludzi znasz». Dowódca pozwolił mi zajrzeć do teczki prezesa Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu z Cybinki Augustyna Wiernickiego. Powiedział: »Weź mojego kierowcę z gazikiem i jedź powiadomić go, niech dwa dni nie pokazuje się. Jego mieszkanie będzie obserwowane. Ja o nim zapomnę«”. O godz. 6.00 radio podało wystąpienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który ogłosił stan wojenny dla całej Polski. Przed moim domem wcześnie rano pojawiła się zielona nysa, a w niej dwóch smętnych panów, zapewne z bezpieki. W południe odjechali. Telefony były wyłączone i żadnej z nikim łączności nie było. Szukali mnie pracownicy, bo nie wiedzieli, co mają robić.
Drugiego dnia boczną drogą poszedłem jednak do pracy. W moim gabinecie siedziało dwóch komisarzy wojskowych, młodych oficerów z WOP w Krośnie Odrzańskim, w randze porucznika i kapitana. Poczułem się niepewnie… Oficerowie ci zameldowali, że przejmują nadzór nad zakładem pracy. Wszystkie decyzje mam konsultować z nimi. Wiedziałem, że to już koniec mojej 10-letniej dyrektorskiej przygody... Wiceprezesów poinformowałem, że mam wizytę w klinice w Szczecinie, a oni pod nadzorem wojska przejmą zarządzanie firmą. Na podstawie Dekretu o stanie wojennym dostałem specjalną przepustkę do poruszania się służbowo po Polsce; byłem prezesem dużej firmy, na której ciążył obowiązek zaopatrywania m.in. w żywność części województwa zielonogórskiego. Pojechałem do kliniki i uzyskałem tam zwolnienie lekarskie. Było ono jednak niewiele warte, ponieważ wszystkie przepisy zostały na czas stanu wojennego zawieszone, a obowiązywał tylko Dekret o stanie wojennym oraz rozkazy komisarzy wojskowych. Komuniści dowiedzieli się, że mnie nie aresztowano, więc w trybie pilnym zwolniono mnie z pracy na mocy Dekretu z przyczyn politycznych. I tak z żoną oraz kilkumiesięcznym synem Jackiem w nocy wyjechaliśmy do Gorzowa Wlkp. To zwolnienie z mocy Dekretu skutkowało wyrokiem na miarę banicji: praktycznie uniemożliwiało mi podjęcie pracy gdziekolwiek. Stan wojenny bardzo skomplikował życie wielu ludziom. Ja rok byłem bezrobotny. Dopiero w 1983 r., podjąłem pracę razem z żoną w małym kiosku przy Placu Grunwaldzkim Gorzowie.
Komuniści przygotowywali ostateczne rozliczenie się z Solidarnością już w lutym 1981 r.; rozpatrywano wtedy różne warianty, w tym stan wojenny.
W sierpniu 1981 r. do Moskwy udał się wysłannik rządu w związku z planami wprowadzenia stanu wojennego i tam też wydrukowano 6 ton obwieszczeń Rady Państwa, bez daty, a 4 września ukryto je w gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. 13 grudnia o godz. 24.00. Oddziały ZOMO i wojska wywołały wojnę przeciw 10-milionowej Solidarności i rozpoczęto aresztowania działaczy opozycyjnych. Czołgi wjechały do gorzowskiego Ursusa, a na ulice wyprowadzono patrole wojska i policji. Przeciw społeczeństwu wyszło 100 tys. żołnierzy i milicjantów; wyjechało 1750 czołgów, 1400 pojazdów opancerzonych i 9 tys. samochodów. Kilka tysięcy milicjantów oraz żołnierzy obsadziło ważne stanowiska i obiekty, w tym radia i telewizji. Konsekwencje stanu wojennego były tragiczne – prócz tych gospodarczych: ZOMO zastrzeliło 40 osób, w tym 9 górników z kopalni Wujek, 21 było rannych, a 10131 osób internowano i uwięziono bez wyroku. 31 sierpnia 1982 r.; 5 tys. osób przy gorzowskiej katedrze protestowało przeciw stanowi wojennemu. Polacy uwolnili się od sowieckich komisarzy dopiero w 1989 r. Przeprowadzono równocześnie przemiany ustrojowo-własnościowe wg. planu Balcerowicza-Sachsa, które doprowadziły do likwidacji przemysłu i dewastacji polskiej gospodarki. Pojawiła się ogromna bieda. Konsekwencje tej gospodarczej demolki odczuwamy do dzisiaj. A dzisiaj, jakby w uzupełnieniu tej pierestrojki, ważą się w Brukseli losy Polski, czy ma być państwem samodzielnym, czy swoją wolność ma oddać w ręce komisarzy unijnych. Może znowu potrzebna będzie interwencja „Solidarność”?... nie na takie warunki umawialiśmy się… Non possumus!
Augustyn Wiernicki
W ostatnim dziesięcioleciu polska gospodarka odniosła spektakularny sukces. Rozwijała się ponad dwukrotnie szybciej niż przodujące kraje Unii Europejskiej. Jedni wskazywali nas jako solidny przykład, inni zaś nam zazdrościli, a niektórzy naszą dobrą passę rozwojową próbowali przyhamować.