2025-01-09, Pod rozwagę - Augustyn Wiernicki
W ostatnim dziesięcioleciu polska gospodarka odniosła spektakularny sukces. Rozwijała się ponad dwukrotnie szybciej niż przodujące kraje Unii Europejskiej. Jedni wskazywali nas jako solidny przykład, inni zaś nam zazdrościli, a niektórzy naszą dobrą passę rozwojową próbowali przyhamować.
Dzisiaj rywalizacja i chęć panowania przenosi się w sferę monopolistycznej i finansowej hegemonii tych najbogatszych. Główny napęd polskiej gospodarki zwalnia i domaga się wsparcia nową strategią rozwoju, nowym „paliwem”: napędowym. W ciągu jednego roku ta nasza gospodarka dostała zadyszki i przestała sprawnie działać. Co się stało? W UE przestały działać prawidłowo zasady konwergencji, co oznacza, że gospodarki różnych krajów powinny stawać się do siebie podobne, powinny zmierzać do osiągania podobnego poziomu rozwoju i zmierzać do wyrównywania poziomu życia obywateli wszystkich państw. To natomiast wymaga wyrównywania się poziomów gospodarczego rozwoju wszystkich państw, przy czym te słabsze musiałyby szybciej dorównywać tym bogatszym. Ale czy tak jest?
Polska członkiem Unii Europejskiej stała się 1 maja 2004 roku. Minęło więc już 20 lat we wspólnocie. Dystans rozwojowy i nasz poziom życia do bogatych znacznie się zmniejszył. Nie da się już z bogatszych robić taniej siły roboczej, bo ci dawniej biedni weszli na wyższy poziom życia i osobowego rozwoju i na warunkach niewolniczych pracować dla zachodu nie chcą. Wymyślono więc nową rywalizację, w której żadnych szans te biedniejsze nie mają; wyścig gospodarczy pod nazwą Zielony Ład i opłaty za emisję CO2, którego te biedniejsze produkują znacznie więcej i na tą dekarbonizację pieniędzy nie mają. No i zaczęły się przez to kłopoty w gospodarce UE. Europejska gospodarka mocno zwalnia, a gospodarka Polski też hamuje.
Rynek niemiecki wchodzi w stan stagnacji, ze względu pogłębiającego się kryzysu i rosnących kosztów działalności tamtejszych przedsiębiorców. Niemcom też żyje się gorzej więc oszczędzają na wszystkim, nawet na dużo tańszych usługach z Polski. To zły znak dla nas, bo jesteśmy od niemieckiej gospodarki mocno uzależnieni, a prognozy dla Niemiec i Europy są dramatyczne. Rolnictwo europejskie także jest zagrożone zieloną polityką i umową UE-Mercosur oraz napływem taniej żywności i produktów rolnych z Ukrainy; rolnicy demonstrują, a ceny żywności rosną, ludzie ubożeją, a szefowa UE, jakby na złość, zapowiada zaostrzenie polityki Zielonego Ładu. W tej sytuacji kryzys „zatopi” gospodarkę UE.
Eksperci z Niemieckiego Instytutu Ekonomicznego wskazują, że żaden z dotychczasowych kryzysów nie był tak skomplikowany i poważny jak obecny. Dyrektor NIE Michael Huther mówi: ,,W ciągu ostatnich 100 lat byliśmy świadkami wielu kryzysów, ale żaden z nich nie był tak złożony i wieloaspektowy jak ten”. Większość branż niemieckich ocenia obecną sytuację jako gorszą niż przed rokiem. Federalny Urząd Statystyczny odnotował 22,9-procentowy wzrost liczby upadłości w porównaniu z październikiem 2023 - podał w listopadzie Deutsche Welle.
Samochodowy niemiecki przemysł, narodowa lokomotywa, jest w głębokim kryzysie. Ani media niemieckie, ani przedsiębiorcy nie widzą szans szybkiej poprawy. Ludzie naprawiają stare samochody zamiast kupować nowe elektryki; w warsztatach trzeba stać w kolejce. Zapaść w przemyśle samochodowym pociąga w kłopoty i w bankructwa tysiące mniejszych zakładów kooperujących z tymi firmami. Przemysł samochodowy to od lat flagowy segment niemieckiej gospodarki i wielka lokomotywa niemieckiego dobrobyt. Takie niemieckie marki jak VW, Audi, BMW czy Mercedes chwieją się. A ich parkingi fabryczne zapełnione są nowoczesnymi elektrykami, których klienci nie chcą kupować. Niemcy i Francja ponoszą ogromne konsekwencje swej polityki Zielonego Ładu. Wciągnęli w tą wątpliwą grę internacjonalizmu wiele innych krajów, Polskę też. Efektem tego jest niemiecka bankrutująca gospodarka.
Dla ideologicznej dekarbonizacji, której symbolem jest walka z CO2, Niemcy poświęcili na „ołtarzu” Zielonego Ładu swój najlepszy na świecie przemysł samochodowy, a w nim silniki Volkswagena, Audi i Mercedesa, które bez naprawy przejeżdżały milion kilometrów i zamienili je na wątpliwej jeszcze jakości silniki elektryczne z palącymi się często litowymi akumulatorami. A wszystko przez zieloną ideologię, którą Niemcy i Francja tak zawzięcie preferują. To spowodowało ogromny wzrost kosztów w ich gospodarce, a w całej Europie doprowadziło do dramatycznego wzrostu cen energii. Sytuację w Niemczech pogorszyła wojna Rosji z Ukrainą i odcięcie od taniej rosyjskiej ropy. Nie przewidziano, że elektryczne auta chińskie z konkurencją niemiecką sobie poradzą, bo są tańsze i wcale nie gorsze. Do gry wchodzi nowa polityka USA, której przewodzi Donald Trump, a on tę zieloną ideologię ma „gdzieś” i wraca do ropy i gazu. Niemcy myśleli, że ich przemysł motoryzacyjny jest na tyle silny, że nic mu nie może zagrozić.
Niestety, pycha zawsze idzie przed upadkiem. Ale u nas nie ma się z czego cieszyć, bo ucierpią także polscy przedsiębiorcy, a UE spychana jest na dalsze miejsca w konkurencji światowej. Wiele firm w Polsce musi już zaciskać pasa, niektórzy z branży produkcji części do niemieckich i francuskich samochodów mają 40-procentowy spadek zamówień z VW, Audi i Peugeota. - Tak źle nie było od wojny – mówi prof. Joerg Rocholl, rektor European School of Management und Technology w Berlinie. Rodzi się pytanie, czy Unia Europejska będzie dalej dużym rynkiem wspomnianych koncernów? Jest obawa, że ulice Europy zaleją samochody z Chin i Dalekiego Wschodu! Czyżby niemiecka potęga gospodarcza odchodziła do lamusa? Wszystko możliwe… Za błędy Merkel i Scholza niemiecka gospodarka już płaci gigantyczną cenę, a to dopiero początek tego procesu.
Tylko czy rachunek za te niemiecko-francuskie błędy ma płacić cała UE, w tym także Polska? Dotychczasowi liderzy europejskiej gospodarki zakopują się we własnych problemach, które stworzyli sobie i innym na bazie ideologicznej dekarbonizacji. To już zaszło za daleko. Przez ten kryzys w Niemczech upada rząd socjalistyczno-liberalny. Szykuje się więc nowy układ polityczny z Chrześcijańską Demokracją na czele, a w siłę rośnie nacjonalistyczna AFD. Co będzie w Niemczech? Czy UE też zmieni swoją upartą politykę Zielonego Ładu i wojnę z CO2? Analitycy dość stanowczo mówią, że w Niemczech nie ma co liczyć na szybkie zmiany, gdyż ich problemy mają już podłoże silnie strukturalne. Takie zdanie ma też Andrzej Kubasik, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego (wg: Next.gazeta.pl).
Kiedy jedne potęgi gospodarcze słabną lub upadają to równocześnie szybko ich rynek przejmują nowi gracze i stają się nowymi potęgami. „Największy biznes robi się przez umiejętne wykorzystanie okazji”- uczył mnie profesor Bohdan Jan Gruchman w poznańskiej AE. Kto więc pierwszy wykorzysta tę okazję? Pojawia się pierwsza taka gwiazda UE, a jest nią Hiszpania, która już odnotowuje wzrost PKB na poziomie 3,4 proc. Polski PKB w tym czasie też nie był zły i wyniósł 1,7%, co oznacza, że hiszpańska gospodarka rośnie jednak dwa razy szybciej. Nawet mały Cypr wykorzystuje tą sytuację i rośnie szybciej niż cała UE. Dyrektor PIE Andrzej Kubisiak wylicza, że Hiszpania dobrze wykorzystała KPO i realizuje inwestycje napędzające rozwój.
Niestety, w Polsce mamy inwestycyjny zastój, KPO opóźniono działaniami polityków, którzy o to zabiegali w UE, Bruksela uruchomiła procedurę nadmiernego zadłużenia wobec Polski, a więc będą cięcia wydatków i obniżenie poziomu życia, w dodatku wystąpił niewiadomo dlaczego spadek wpływów do budżetu z tytułu podatków, szczególnie z akcyzy i VAT, a deficyt budżetu sięga prawie trzysta miliardów. - Zachodnie firmy prawie nie płacą podatków i nie widać na to lekarstwa - mówi o tym raport Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Ta dramatyczna prognoza dla Europy i Niemiec jest okazją dla polskiej ekspansji gospodarczej. Tylko, że to wymaga wielkich programów inwestycyjnych; nie wolno ich zamrażać i opóźniać, bo wtedy swoją szansę oddajemy innym. Przecież jeszcze do 2023 roku byliśmy gospodarczą gwiazdą Europy. I co się stało? Przedsiębiorcom polskim trzeba powiedzieć: ”Nie wychodźcie z rynku niemieckiego, bo tam w ich kryzysie rodzi się też wasza szansa. Wchodźcie też na inne rynki”. Tylko, że taką drogę aktywności gospodarczej muszą inicjować i wspomagać działania rządu przez jego przedstawicielstwa gospodarcze, ambasady i ataszaty. Ale tej aktywności nie widać. Mam wrażenie, że ministrowie nasi zamiast budować gospodarcze kontakty w świecie zajmują się zastępczo całkiem czymś innym, aby tylko nie gospodarką. Duże Inwestycje są kołem zamachowym gospodarki. Nie patrzmy, że Berlin ma duże lotnisko, budujmy swoje i niech nikomu nie przeszkadza polski Centralny Port Komunikacyjny i żadna nasza stocznia, PKP Cargo, ORLEN, PGNiG, Polska Miedź, polskie rurociągi, rafinerie czy porty przeładunkowe.
To ostatnie „polskie srebra” i jedyne spółki narodowe, a one finansowo szorują po dnie. Dlaczego? Zacznijmy myśleć w kategoriach interesu narodowego, jak Czesi, którzy od lat zmagają się z kryzysem gospodarczym i niskim wzrostem, a teraz zmieniają model gospodarki. Czechy, aby wrócić na ścieżkę rozwoju przyjęły Strategię Gospodarczą opartą na czterech filarach: 1. rozwój kapitału ludzkiego, a więc szkolnictwo i szkoły wyższe, 2. rozwój infrastruktury strategicznej, 3. wsparcie industrializacji, 4. inwestycje strategiczne. Dodatkowo Czesi wyznaczyli sobie 11 innych strategicznych priorytetów gospodarki. Zmienili swój niesprawny model gospodarki, który ma być wdrażany także przez przyszłe czeskie rządy. A u nas ? Nie dość, że nie ma żadnego strategicznego planu rozwoju to jeszcze kwestionuje się plany rozwojowe poprzedników. W stosunku do Czech, za kilka lat, będziemy ubogimi sąsiadami! Szef Europejskiej Rady Innowacji Michiel Scheffer diagnozuje polską sytuację gospodarczą tak: ,,Dużym wyzwaniem dla Polski jest odejście od gospodarki opartej na podwykonawstwie. Zasadniczo Polska przetrwała lata 90. dzięki zagranicznym zakładom. To dobrze, ale jeśli pozostanie gospodarką podwykonawczą lub gospodarką opartą o zakłady zagraniczne, moc decyzyjna pozostaje gdzie indziej” (Business Insider, 28.12.2024).
W tej syntetycznej diagnozie zawarty jest cały dramatyzm rozwoju polskiej gospodarki, która grzęźnie w szponach zależności od obcego kapitału. Obecnie nie tworzymy wielkich firm i w UE przestajemy się liczyć. Nasze małe, lokalne firmy w porównaniu z tymi np. niemieckimi silnymi kapitałowo i innowacyjnie w rywalizacji rynkowej mają się nijak. Musimy się przygotować do światowego konfliktu gospodarczego i musimy wytrzymać szykującą się wojnę handlową UE z Chinami i USA. Europa, przez to swoje zielone szaleństwo i walkę z CO2, niczym z wiatrakami, utknęła w pułapce marnego rozwoju. Zielony Ład jest w obecnym kształcie nie do utrzymania i musi zostać głęboko zrewidowany, mówią politycy. Chiny i USA poszły do przodu, bo tą zieloną polityką zbytnio się nie przejmowały, a UE utknęła w luksusowych dołkach startowych. Europa może stać się chińską lub amerykańską kolonią – ocenia były premier Włoch Enrico Letta. To są głosy także dla Polski niepokojące. Sondażownia United Surveys podaje, że 52,9 % respondentów uważa, że życie w Polsce stało się trudniejsze i tylko 32,6% badanych jest odmiennego zdania. W dodatku ten konflikt na górze w resorcie sprawiedliwości budzi wielkie wątpliwości w funkcjonowaniu polskiego sądownictwa, a to może być początkiem reakcji domina. Rząd powinien jak najszybciej ogłosić strategiczny plan rozwoju gospodarczego Polski. W tej przedstawionej sytuacji jest to problem naglący. Do rządowych sektorów trzeba zaangażować wybitnych ekonomistów i gospodarczych praktyków. Ostatnio słyszę, jak niektórzy gospodarze miast chwalą się nowymi inwestycjami, którymi są galerie handlowe i hipermarkety oraz ogromne centra logistyczne, ale nie dodają, że to handlowy kapitał zagraniczny, który przejmuje nasz rynek zbytu.
Już w 1947 roku komuniści w Polsce wywołali bitwę o handel, bo wiedzieli, że bez własnego handlu nie będą panować nad zbytem produkcji. Dzisiaj należałoby co niektórym politykom powiedzieć: ,,W gospodarce po pierwsze handel, głupcze”. Ta edukacja przydałaby się i dzisiaj. Nie może być tak, że głównymi osiągnięciami w lokalnych środowiskach są ścieżki rowerowe, hale i boiska sportowe oraz ciągłe przebudowywanie centrów miast. To są inwestycje zapewne potrzebne, ale kosztotwórcze, nierozwojowe gospodarczo i nie pierwszoplanowe. Omijanie praw ekonomii gospodarczej prędzej czy później da społeczeństwie boleśnie znać. ,,Po pierwsze gospodarka, głupcze”- powiedział Bill Clinton i wygrał na tym haśle wybory na prezydenta USA w roku 1992. Dzisiejszym kandydatom w wyborach na prezydenta Rzeczypospolitej też o tym przypominamy. „Polska ma trwać wiecznie”- powiedział Wincenty Witos. Słowa Witosa też niech zapamiętają…
Augustyn Wiernicki
Zdjęcia: pixabay.com
W ostatnim dziesięcioleciu polska gospodarka odniosła spektakularny sukces. Rozwijała się ponad dwukrotnie szybciej niż przodujące kraje Unii Europejskiej. Jedni wskazywali nas jako solidny przykład, inni zaś nam zazdrościli, a niektórzy naszą dobrą passę rozwojową próbowali przyhamować.