2025-07-13, Pod rozwagę - Augustyn Wiernicki
„Jeździmy na Zachód i operowalibyśmy jedną walutą, a tak to ciągle trzeba złotówki przeliczać i wymieniać na euro. Euro by nam bardzo ułatwiło życie” - słyszę w rozmowie moich znajomych.
Myślę sobie, czy mieszkańcom na pewno tylko o te łatwiejsze zakupy i bliskość do niemieckich sklepów chodzi? Trochę z obawą na reakcję wtrąciłem się do rozmowy:
,,Pieniądze euro to nie sprawa tylko naszej wygody, to problem naszego interesu narodowego, to pytanie o wpływ rodzimej waluty na nasz rozwój gospodarczy, na suwerenność kraju i jego finansowe bezpieczeństwo”.
Ta rozmowa jednak zakończyła się szybko, bo wyczerpała się wiedza na temat euro, emisji pieniędzy i ich funkcji w gospodarce oraz społeczeństwie. Widziałem, że zdania są podzielone i chyba nawet co niektórzy rozmówcy poddani byli wpływom jakiejś ideologii, a nie ekonomii.
Przyzwyczajono nas, że można pozbyć się złotówki tylko po to, by było łatwiej i wygodniej. Przytępiono naszą wrażliwość na wyprzedaż naszej gospodarki, nawet naszych ,,rodowych sreber”, bo potrzebne były nam pieniądze. Ale nie podaje nam się wiedzy, skąd pieniądze się biorą, po co są nam polskie banki, gdzie i jak rodzi się dobrobyt. Komu to euro jest najbardziej potrzebne? Na te pytania spróbujemy odpowiedzieć w następnych wydaniach EchoGorzowa.pl.
Póki co, postanowiłem przeczytać kilka pozycji, w tym „Paradoks euro. Jak wyjść z pułapki wspólnej waluty” wybitnych ekonomistów Stefana Kawalca i Ernesta Pytlarczyka. Paradoksem jest to, piszą, że „projekt euro”, który miał stanowić ukoronowanie procesu integracji europejskiej, rozsadza tę integrację od środka, a „uporczywa obrona euro prowadzi do konfliktów i może spowodować dezintegrację UE i rozpad wspólnego rynku”.
Ta lektura nie pozostawia złudzeń co do tego, że wspólna europejska waluta była projektem przedwczesnym. Prof. Zdzisław Krasnodębski, poseł do Parlamentu Europejskiego, w odniesieniu do tej publikacji mówi, że proeuropejskość nie stanowi zaprzeczenia samodzielnego myślenia i szukania nowych rozwiązań dla UE.
Kawalec i Pytlarczyk stawiają pytania: „Dlaczego więc wspólna waluta euro jest zagrożeniem dla integracji europejskiej? Czy można „naprawić” strefę euro i spowodować, aby mogła ona bezpiecznie funkcjonować? Czy można rozwiązać strefę euro, zachowując UE i wspólny rynek?
Prof. Jerzy Osiatyński, członek Rady Polityki Pieniężnej, były minister finansów mówi: „Kawalec i Pytlarczyk od kilku lat starają się znaleźć odpowiedź na pytanie, jak wyjść z tego kryzysu przez przywrócenie walut narodowych, zachowując zarazem zdobycze Unii Europejskiej i jej wspólny rynek.(…)”. W 2014 roku prof. Marek Belka, były prezes NBP, a także premier rządu polskiego, był sceptyczny co do przyjęcia euro przez Polskę, która nie spełniała podstawowych warunków. Gospodarka polska wprawdzie poprawiła się, ale nadal jest niekonkurencyjna w stosunku do zachodnich gospodarek, jest dojona przez zachodnie koncerny, skolonizowana i opłacana haraczem obcemu kapitałowi - co roku ok. 100 mld zł z tytułu odsetek od kapitału i dywidend – pisze gazetaprawna.pl.
Zmienił się jednak później w tej sprawie pogląd prof. M. Belki, który wraz z Henryką Bochniarz i byłymi członkami Rady Polityki Pieniężnej, Jerzym Hausnerem, Andrzejem Bratkowskim, Janem Czekajem i Dariuszem Filarem wystosowali apel do ówczesnego wtedy premiera Mateusza Morawieckiego o wznowienie przygotowań wejścia Polski do strefy euro. Dlaczego to zrobili, a byli niedawno innego zdania?... Może poddali się presji międzynarodówki finansowej, a może tej obsesyjnej koncepcji państwa europejskiego ze wspólną walutą? Przecież wiedzą, że biednego i nieprzygotowanego, słabego i bezbronnego łatwiej ,,rekiny finansowe’’ połkną. Dzisiaj już wiemy, że takie pomysły jak federalizacja Europy, likwidacja państw narodowych, jedna wspólna waluta euro czy „religia Zielonego Ładu” to pomysły kosmopolityczne i o zabarwieniu neomarksistowskim. Wielu uznanych ekonomistów, także z USA, mówi i pisze, że podczas ostatniego światowego kryzysu gospodarczego Polska, mając swoją walutę i nie będąc w strefie euro, jako jedyny kraj w UE nie miała ujemnego wzrostu PKB, a eksport z Polski dla zagranicy był w tym czasie najbardziej opłacalny i zdobywał rynki zbytu dotychczas nie do zdobycia.
Na temat wejścia do strefy euro wypowiadał się wielokrotnie Mateusz Morawiecki, niedawno bankowiec, następnie minister finansów i rozwoju, a później premier Rządu Rzeczypospolitej. Na początku 2015 roku powiedział, że „przyjęcie unijnej waluty można rozważać za 20 lat, gdy Polska będzie bardziej podobna do krajów strefy euro pod względem wielu parametrów makro- i mikroekonomicznych”. Przeciwny pożegnaniu się ze złotym jest też Stefan Kawalec, były członek RPP i były minister finansów. Badania CBOS wskazują na wyraźny spadek w Polsce popularności wspólnej europejskiej waluty. W Polsce ponad 60 proc. społeczeństwa jest przeciwne pozbywaniu się naszej narodowej waluty ustanowionej staraniem ministra i premiera Władysława Grabskiego w 1924 roku. Dzięki swojej narodowej walucie i polskiemu systemowi bankowemu odbudowaliśmy Polskę zniszczoną zaborami i podczas pierwszej wojny światowej, ale też odbudowaliśmy Polskę i jej zniszczoną gospodarkę po drugiej wojnie światowej.
Strefa euro nie jest projektem ekonomicznym, jest projektem ideologicznym, który nie jest oparty na zdroworozsądkowych podstawach, podobnie jak Zielony Ład. Mówi to wielu polityków i ekonomistów. Do Eurolandu należy 20 krajów spośród 27 członków UE i wszystkie one, prócz nielicznych, mają ogromne problemy finansowe wegetując na pograniczu kryzysu finansowego. Grecja musiała nawet sprzedawać niektóre wyspy i lotniska, by ratować się przed bankructwem, a zagrożenie i tak nie minęło. Do podobnego stanu dobijają Włochy, Hiszpania czy Portugalia, Francja nie może wyjść z długów, a kilka innych krajów też pogrąża się w europejskim kryzysie. W Niemczech przemysł samochodowy wegetuje, a jeszcze niedawno był kołem zamachowym niemieckiej gospodarki dobrobytu. A biedna Bułgaria, jakby na złość, chce zostać członkiem strefy euro. - Nie należy się zbytnio spieszyć - oświadczył dość szczerze w Sofii unijny komisarz ds. gospodarki i finansów Pierre Moscovici podczas spotkania eurogrupy w kwietniu br. On wie więcej, w co pakuje się piękna, choć biedna, Bułgaria. Szwecja jest unijnym prymusem, bo pozostała poza strefą euro dzięki komisji prof. Larsa Calmforsa – warto skorzystać z opracowań jego i komisji szwedzkiej ds. euro. Mając tę wiedzę może nie działalibyśmy na oślep w sprawie euro? 70 proc. Czechów, 62 proc. Szwedów, ponad 50 proc. Bułgarów i ok. 60 proc. Polaków stanowczo nie chce euro, a Duńczycy już dawno zadecydowali o trwałym wyłączeniu ich kraju ze strefy euro. Wielka Brytania zrobiła to samo w kwestii euro, dodatkowo wychodząc z UE. Kraju funta szterlinga nie należy uważać za pozbawionego rozsądku, gdyż oni wiedzą, jakim dobrem i silnym narzędziem finansowym w sterowaniu rozwojem gospodarczym jest ich pieniądz, w dodatku emitowany przez własne angielskie banki.
Na szczęście w Polsce tylko 37 proc. wierzy, że euro w ciągu 10 lat może zastąpić złotego. Dlaczego więc taka niecierpliwość niektórych liberalnych polityków i ponaglanie wprowadzenia do Polski euro? Skąd taka nerwowość w UE wobec Polski, nawet za byle co? Czyżby bano się, że Polska rzeczywiście może gospodarczo wyrosnąć na lidera środkowo-wschodniej Europy i należy ją jak najszybciej ,,rozpuścić w mętnym roztworze” europejskiej waluty? Prezes Geopolitical Futures Georg Friedman, słynny amerykański politolog, podczas Europejskiego Forum Nowych Idei w 2017 roku w Sopocie powiedział, że Unia Europejska może mieć kłopoty z dalszą integracją państw. Polskę natomiast widzi jako państwo podążające drogą ku wiodącej pozycji w gronie państw środkowo-europejskich.
- Za 30 lat Polska będzie potęgą Europy Środkowo-Wschodniej z ambicjami odgrywania ogromnej roli na arenie międzynarodowej - mówi G. Friedman, laureat Nagrody Nobla z ekonomii. Równocześnie wskazuje państwa, których rola będzie coraz mniejsza. Do nich zaliczył Niemcy, których gospodarka zależna jest w 50 proc. od eksportu, a takich proporcji nie da się utrzymać przy wzrastających ambicjach gospodarczych wielu krajów, w tym Polski, rozwijających nowe produkty proeksportowe. Polska w latach 2024-2025 trochę przyhamowała przez europejski kryzys, ale to wydaje się chwilową zadyszką naszej gospodarki. Euro w obecnym kryzysie jeszcze nakręca niemiecką gospodarkę, ale tylko do czasu, bo większość państw UE ten mechanizm inżynierii finansowej już poznało i dalej godzić się z transferem euro do Niemiec nie chce. Ponadto Niemcy przez masową emigrację przestali się często czuć jak u siebie przez „kosmopolityzm elit” (dw.com Jacek Lepiarz). Polacy nie wprowadzając jeszcze euro widzą już te miliardy, które wypływają z Polski do państw bogatszych, a ten drenaż pieniędzy z Polski, po wprowadzeniu euro i wzroście cen, będzie jeszcze większy. Dopóki mamy własny pieniądz i spory udział w rynku bankowym, to jeszcze możemy panować nad polityką pieniężną i kontrolować przepływy pieniędzy i tę politykę finansową we własnym kraju prowadzić. Wprowadzając euro pozbędziemy się wszelkich ekonomicznych narzędzi polityki pieniężnej i finansowej. A może głównym dyrygentom UE o to chodzi? Grecja, Włochy, Hiszpania i wiele innych krajów UE już to przerabia boleśnie. Nie mamy co tęsknić za euro i próbować przyspieszać jego wprowadzania. Złotówka polska musi u nas pozostać stymulatorem rozwoju gospodarczego jeszcze przez wiele lat i być skutecznym narzędziem Polaków w doganianiu poziomu życia zachodnich społeczeństw. Jak ich dogonimy, to euro wprowadzimy!
Augustyn Wiernicki
„Jeździmy na Zachód i operowalibyśmy jedną walutą, a tak to ciągle trzeba złotówki przeliczać i wymieniać na euro. Euro by nam bardzo ułatwiło życie” - słyszę w rozmowie moich znajomych.