Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Pod rozwagę - Augustyn Wiernicki »
Janusza, Marii, Reginy , 21 listopada 2025

Powinniśmy odzyskać kontrolę nad własnym rynkiem zbytu

2025-11-21, Pod rozwagę - Augustyn Wiernicki

Trzydzieści pięć lat temu polskie rolnictwo przeżyło eksperyment tzw. transformacji ustrojowej. Głównym jej zadaniem było przejście z gospodarki socjalistycznej do gospodarki opartej na liberalnej ekonomii rynkowej.

medium_news_header_44998.jpg
Fot. pixabay.com

Ten wątek z historii gospodarczej Polski, zaczynającej się planem Balcerowicza/Sachsa/Sorosa, syntetycznie opisałem w poprzednim numerze naszego miesięcznika oraz na portalu EchoGorzowa.pl, w dziale ,,Pod rozwagę”. Wtedy, począwszy od ustaw Balcerowicza z 1990 roku, rozpoczął się ten horror likwidacji wszystkiego, co ponoć socjalistyczne, także polskie wielkotowarowe gospodarstwa rolne. Zastosowano tu pewien przekręt myślowy, że wszystko, co socjalistyczne to trzeba zlikwidować. Przecież ziemia, hodowla, uprawy i maszyny, często nowe hale, ten nowy Ursus, gdzie zaczynano już produkować nowoczesny angielski ciągnik Ferguson czy choćby Stolbud z linią produkcji nowoczesnych okien i kilka innych zakładów, to nie było socjalistyczne, to był efekt ciężkiej pracy polskiego robotnika i polskiego inżyniera.

Socjalistyczna była tam tylko ekonomia i socjalistyczny system zarządzania, który był niewydolny i opierał się na politycznym nadzorze aparatu komunistycznego nad gospodarką. Obok gabinetu dyrektora fabryki, Państwowego Gospodarstwa Rolnego (PGR), czy innego większego przedsiębiorstwa był zawsze zlokalizowany gabinet pierwszego sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR. Dyrektor do swej nominacji zawsze musiał mieć rekomendację sekretarza PZPR, a jeśli ją utracił, to i tracił swoje stanowisko. To tworzyło warunki niewydolności organizacyjnej, partyjne kumoterstwo, uprzywilejowaną pozycję członków partii i ograniczało dyrektorowi decyzyjność rozwojową. Ta socjalistyczna konstrukcja na podłożu Manifestu Komunistycznego Marksa i jego ekonomii socjalizmu musiała się zawalić.

Stąd później mieliśmy Okrągły Stół i jego ustalenia o wprowadzeniu reformy gospodarczo-ustrojowej. Wtedy robotnicy i strona społeczna tego gremium Okrągłego Stołu nie rozumieli, że ta reforma to nic innego jak likwidacja polskich przedsiębiorstw. Profesor Witold Kieżun nazwał to „Patologią Transformacji” i opisał w książce pod tym samym tytułem. Ta patologia dotknęła też polskie rolnictwo, cały jego sektor handlu i zaopatrzenia oraz przemysł produkcji maszyn i pojazdów dla rolnictwa. Starsi to wszystko wiedzą i pamiętają, ale już młodsi, którzy tego okresu historii gospodarczej nie przeżyli, to tyle wiedzą, ile im poprawność polityczna dostarczy. Na pewno nie wiedzą, że Polska słynęła, jak na ówczesne czasy, z nowoczesnego państwowego rolnictwa. Państwowe Gospodarstwa Rolne były zorganizowane w ogromne kombinaty rolne, które dysponowały kilkadziesięcioma tysiącami hektarów ziemi ornej i pastwisk. Takich wielkich kombinatów w Polsce było kilkadziesiąt. Każdy kombinat rolny prowadził produkcję rolną oraz wielotysięczną specjalistyczną hodowlę zwierzęcą. W kombinacie rolnym była szeroka działalność socjalna, tanie stołówki na bazie własnych produktów rolnych, a w tym wycieczki i wczasy pracownicze, realizowano pracownicze budownictwo mieszkaniowe, za trzynastą pensję i roczną premię mogli sobie kupić jeden z tańszych samochodów osobowych, nie wspomnę o wysokości rocznych premii dyrekcji i specjalistów.

Dlaczego nawet w tym ekonomicznie wadliwym systemie socjalistycznym było to możliwe? Decydowała o tym wykształcona kadra i tzw. efekt skali, który równocześnie związany był z niskim jednostkowym kosztem wytwarzania przy masowej produkcji. Duże kombinaty osiągały duże zyski z tytułu ogromnej skali produkcji i eksportu. Wtedy ekonomia rolna wykorzystywała te same prawa ekonomii, które i dzisiaj decydują o rentowności przedsiębiorstwa, o jego możliwości rozwoju i ekspansji na rynku. Na studia rolnicze i ogrodnicze trudno było się dostać, bo każdy potem chciał być kierownikiem/dyrektorem w kombinacie lub jego specjalistą. Taki kombinat zatrudniał inżynierów agronomów, inżynierów zootechników, ekonomistów, żywieniowców, lekarzy weterynarii, genetyków roślin i zwierząt, biochemików, ale także technologów spożywczych, bo tam prowadzono często przetwórnie spożywcze wg zasady; „z pola do przetwórni, do handlu oraz prosto na stół”. Ekonomia socjalizmu tego jednak ogarnąć nie potrafiła, bo wszędzie w Państwowych Gospodarstwach Rolnych rządzić i ingerować w procesy gospodarcze chcieli funkcjonariusze polityczni. Gospodarka oparta na ekonomii socjalizmu zaczęła się walić.

Reformatorzy gospodarki podnieśli oprocentowanie kredytów wszędzie, także dla gospodarstw rolnych nawet do 120 proc., by ratować inflację. Zaczęło się źle, gospodarstwa stawały się niewypłacalne. Rozpoczęta w roku 1990 transformacja gospodarcza celowo zadłużała rolnicze przedsiębiorstwa zamiast wyeliminować ekonomię socjalizmu i polityczny nadzór nad rolniczymi przedsiębiorstwami. Postanowiono jednak finansowo „zagłodzić” te wielkie rolne przedsiębiorstwa i doprowadzić je po prostu do upadku i likwidacji. Wystarczyły niespełna dwa lata, a rolnictwo wielkopowierzchniowe przestało w Polsce istnieć, a ich rynek przejęły obce firmy. I chyba o to chodziło. Na wieś wkradła się bieda, bezrobocie, a co bardziej wykształceni, np. inżynierowie, wyjechali za chlebem na zachód Europy. Polska wieś zaczęła przedstawiać obraz nędzy i rozpaczy. Jeszcze do dzisiaj te ślady upadku przedsiębiorstw rolniczych na wsi są widoczne. Starsze pokolenie z tamtych lat już odchodzi, a młode pokolenie niewiele o tych czasach wie. Nie wdając się w głębsze szczegóły transformacji, można powiedzieć, że: „polska wieś i gospodarka rolna, po 1990 roku zaliczyły pierwszy etap jej likwidacji”.

Dzisiaj polscy rolnicy, którzy na nowo w trudzie odbudowali gospodarstwa, znowu coraz głośniej zgłaszają swój sprzeciw wobec polityki rolnej rządu oraz UE. Rolnicy pytają, czyżby czasem nie rozpoczęto kolejnego etapu, może ostatecznego, likwidacji polskiego rolnictwa? Już narasta atmosfera niezadowolenia i gotowości strajkowej. Wielu rolników jest już zmęczonych tymi trudnościami i zamierza zakończyć pracę w rolniczym gospodarstwie, a przynajmniej ją ograniczyć. Rolnicy wskazują kilka najważniejszych problemów, które znowu ograniczają produkcję rolną:

  1. Niskie ceny płodów rolnych w skupie u pośredników i w hipermarketach. Hurtownie rolne i sklepy wielkopowierzchniowe stosują często nieuczciwe praktyki handlowe, zmuszają rolników do sprzedaży produktów poniżej kosztów produkcji. Rolnik nie ma wyjścia, ponieważ nie posiada alternatywnej sieci zbytu. W okresie tzw. transformacji ustrojowej wszystko uznano za socjalistyczne i przeznaczano na sprzedaż lub do likwidacji. W to miejsce wpuszczono sieci zagraniczne i dzisiaj to one dyktują naszym rolnikom warunki cenowe na granicy opłacalności. To nie był przypadek, że polski rynek zbytu, na pewno potrzebujący unowocześnienia, przeznaczono do likwidacji, a całą przestrzeń polskiego rynku zbytu oddano w obce ręce. Rynek opanowały sieci Lidla, Aldi, Kauflanda, Tedy, Selgros i Makro, a ostatnio Woolworth. One ustalają ceny i warunki zbytu, sprowadzają tańsze produkty z różnych stron świata, dobijając polskiego rolnika. Polski rząd nie ma na to rady. Aparat państwa z ministerstwem rolnictwa na czele i jemu podległymi agencjami rolnymi i instytutami ekonomiki rolnictwa, nie ma żadnych kompetencji w przedmiocie kształtowania i ochrony polskiego rolniczego rynku. Ten rynek przejęła do swych kompetencji Unia Europejska i nie uwzględnia polskich interesów. Stąd w kształtowaniu się cen jest „wolna amerykanka”. Nie stworzyliśmy infrastruktury w tym względzie, która tej wojnie cenowej i handlowej mogłaby się przeciwstawić. Nie mamy swojej sieci sklepów, które byłyby alternatywą w konkurencji z tymi zachodnimi.
  2. Kolejnym co do ważności wyzwaniem polskiego rolnika jest wzrost kosztów produkcji rolnej. Szczególnie obciążającym jest wzrost cen nawozów paliw, pasz, energii elektrycznej, maszyn specjalistycznych i ciągników. Najbardziej osłabiającym polskie rolnictwo jest jednak Zielony Ład. Wzrost cen w sektorze zaopatrzenia rolnictwa i energii znacznie wyprzedza ceny produktów rolnych, przez co rentowność produkcji rolnej spada, a ceny żywności rosną. Niewiele fabryk produkcji maszyn rolniczych ostało się w Polsce, a ostatni ciągnik, słynny Ursus, został niedawno sprzedany ukraińskiemu milionerowi. Polski przemysł nawozów sztucznych też dzisiaj został ograniczony do Zakładów Azotowych Puławy S.A. oraz Anwil Grupa Orlen i kilka mniejszych zakładów. Polskim nawozom zagrażają tańsze nawozy z Rosji i Ukrainy.
  3. Polski rolnik, ogrodnik czy sadownik musi mieć w końcu alternatywną możliwość sprzedaży i przerobu swoich produktów w polskich firmach. Minister rolnictwa proponuje zorganizowanie polskiej państwowej sieci sklepów dystrybucji produktów rolnych. Pomysł dobry, ale może go wyprzedzić ukraiński milioner, który już ma rozwiązanie dla swoich ukraińskich produktów rolno-spożywczych w Polsce. Chce przejąć likwidowane w Polsce sklepy Carrefour i zbudować sieć dystrybucyjną składającą się z 768 dużych i mniejszych marketów. Byłaby to ogromna konkurencja towaru ukraińskiego na rynku polskim. Dobry pomysł ma Marek Sawicki, poseł PSL, który mówi, że należy rozważyć polonizację sieci Carrefour. Na pewno byłoby to taniej i szybciej, aby zorganizować narodowego dystrybutora. Niemcy mają zorganizowaną niemiecką sieć dystrybucji i wychodzą poprzez firmy-córki daleko poza swoje granice, a w Polsce mają tysiące spółek handlowych obsługujących dystrybucję niemieckich towarów. Dlatego w polskich rękach też musimy mieć sieci handlu dostępne dla polskich producentów. Polacy powinni odzyskać kontrolę nad własnym rynkiem zbytu. Rolnicy najbardziej obawiają się skutków umowy handlowej UE - MERCOSUR. Może być to początek końca polskiego rolnictwa. Umowa ta, mówią rolnicy, faworyzuje import tanich produktów rolnych z Ameryki Południowej. Niepokojące jest, że te produkty nie spełniają standardów sanitarnych i środowiskowych. Otwarcie rynku na produkty Mercosur doprowadzi do nieuczciwej konkurencji. Europejskie rolnictwo osłabnie, a szczególnie małe i średnie gospodarstwa. Skurczy się sektor produkcji min. mleka, mięsa, cukru i zboża. Polskie rolnictwo ma tu małe szanse przetrwania. Rolnicy obradujący na ten temat w lipcu br. wyrazili niepokój wobec kierunku polityki UE, który mieć będzie poważne konsekwencje dla europejskich producentów.
  4. Ukraina i UE uzgodniły nową wersję strefy wolnego handlu. Ta umowa określa dostęp produktów rolnych do rynku europejskiego. Tania żywność i płody rolne z urodzajnych ukraińskich ziem, uprawianych przez obcy i nieukraiński kapitał, zaleje europejski rynek, a szczególnie Polskę. Te gospodarstwa na Ukrainie mają od kilkadziesięciu tysięcy do kilkuset tysięcy hektarów. Są to latyfundia magnatów finansowych. Konkurowanie z nimi jest skazane na porażkę. Co więc będzie z polskim rolnictwem i z dobrą i zdrową polską żywnością?

Rolnicy wręcz już krzyczą, że to będzie ostateczny „rozbiór polskiego rolnictwa” z przyzwoleniem Brukseli. Nie wolno osłabić bezpieczeństwa żywnościowego Polski. Czekamy na głos polskiego rządu, a szczególnie polskiego premiera. Liczymy na silne stanowisko prezydenta RP w obronie polskiego bezpieczeństwa żywnościowego. To szaleństwo stopniowej likwidacji rolnictwa w UE, a szczególnie w Polsce, trzeba zatrzymać. Wszyscy stańmy po stronie polskiego interesu narodowego i zadbajmy o polski chleb na polskim stole.

Augustyn Wiernicki

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x