2025-12-12, Pod rozwagę - Augustyn Wiernicki
44 lat temu, w nocy 13 grudnia 1981 roku, na wniosek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) na terenie całej Polski wprowadzono stan wojenny.
Nielegalna junta wojskowa, utworzona przeciwko Solidarności, przejęła władzę nad Polską. Stan wojenny komuniści wprowadzili dekretem Rady Państwa PRL, który w świetle obowiązującego wówczas prawa był niezgodny z Konstytucją PRL. Wszystkie decyzje z tego dekretu wynikające były wtedy i są dzisiaj nielegalne. Półki w sklepach były puste, dyżurowały na nich ocet i musztarda; za innymi artykułami spożywczymi stało się w długich kolejkach, aby kupić cokolwiek na kartki żywnościowe, a za meblami trzeba było dyżurować całą noc.
Kilkanaście godzin przed ogłoszeniem stanu wojennego byłem na zebraniu założycielskim koła NSZZ „Solidarność Wiejska” w Rąpicach k. Cybinki. W społeczeństwie panował duży niepokój, a w szeregach aparatu PZPR wyczuwało się oczekiwanie jakiejś ofensywy przeciw buntującemu się społeczeństwu. Sekretarz PZPR w Lubniewicach powiedział mi wówczas: „Lada moment zrobimy z reakcją porządek. (…) Solidarność ma plan mordowania członków PZPR, działają już takie grupy” – mówił, a spod marynarki wystawała mu kabura z pistoletem.
Rozpowiadano, że taką grupą kieruje Jan Hańbicki z Lubiechni Wielkiej k/Rzepina, którego zaraz aresztowano i uwięziono w celi piwnicznej SB – w pałacyku przy ul. Kosynierów Gdyńskich w Gorzowie. Był on działaczem antykomunistycznym, ale co do mordowania komunistów to było perfidne kłamstwo obliczone na sianie strachu w komunistycznych szeregach oraz nienawiści do Solidarności. Hańbickiego bezprawnie osadzono w więzieniu i zniszczono mu życie: pozbawiono go nauki w szkole, skazano na bezrobocie na wiele lat.
Władze komunistyczne przystąpiły też do wielkiej czystki w administracji państwowej: zwolniono setki dyrektorów szkół, kilkudziesięciu rektorów i dziekanów uczelni, wyrzucono ponad 200 tys. osób „niepewnych ideologicznie”. Uruchomiono donosicielstwo i atmosferę strachu. Polacy mieli już dosyć tego „ustroju dobrobytu”. Ostatni rozdział walki o niepodległość rozegrał się dzięki wyborowi na Stolicę Piotrową kardynała Karola Wojtyły, Ojca Świętego Jana Pawła II. Na placu Zwycięstwa w Warszawie w 1979 r. wypowiedział słynne i zapalające rodaków słowa: „Niech stąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!”. Wcześniej jednak, w 1978 r. powiedział do zebranych na Placu Św. Piotra: „Nie lękajcie się! […]”. Uruchomiona została energia robotniczej Solidarności, która w 1980 r. powstała w Stoczni Gdańskiej i która następnie objęła większość zakładów Trójmiasta oraz przeniosła się na wszystkie polskie zakłady. 21 postulatów Solidarności (tzw. Porozumienia Sierpniowe) zostało podpisanych 31 sierpnia 1980 r. w Sali BHP Stoczni Gdańskiej, w tym postulat powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Tak się zaczęła droga do ustrojowych zmian i niezależnej Polski.
W Gorzowie opozycja antykomunistyczna była bardzo aktywna. Pierwszym przewodniczącym Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” w Gorzowie był Edward Borowski, wybrany 25 kwietnia 1981 r. na I. Walnym Zjeździe Delegatów Regionu Gorzowskiego, w klubie Chemik. Zjazd poprzedzono Mszą Św. odprawioną przez ks. Witolda Andrzejewskiego, podczas której poświęcono sztandar zaprojektowany przez Jana Korcza i Jerzego Klincewicza.
1 maja 1981 r. po raz pierwszy nie odbył się u nas pochód pierwszomajowy, a w to miejsce Międzyzakładowy Komitet zorganizował w tym dniu Mszę Św. przy tzw. Schodach Donikąd z udziałem 11 tys. osób, którą odprawił ks. Jerzy Płóciennik oraz ks. Witold Andrzejewski. Towarzyszyła temu orkiestra dęta ZWCh Stilon, a aktorzy Teatru im. Juliusza Osterwy recytowali wiersze m.in. Zygmunta Krasińskiego i Juliana Tuwima.
Solidarność liczyła w Polsce ok. 10 milionów członków i nikomu nie przyszłoby do głowy, że komuna może zaatakować tak zorganizowane społeczeństwo. Komunistyczna władza ostateczne rozliczenie się z Solidarnością przygotowywała już w lutym 1981 r. W sierpniu 1981 r. do Moskwy udał się wysłannik rządu w związku z planami wprowadzenia stanu wojennego. W tym celu wydrukowano tam 6 ton obwieszczeń Rady Państwa, bez daty, a 4 września ukryto je w gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. O północy 13 grudnia 1981 r. aparat komunistyczny wyprowadził czołgi i wojsko przeciw społeczeństwu. Oddziały ZOMO rozpoczęły w całej Polsce akcję aresztowań działaczy Solidarności. Czołgi wjechały też do gorzowskiego Ursusa. Na ulice Polski wyszło 100 tys. żołnierzy i milicjantów; wyjechało 1750 czołgów, 1400 pojazdów opancerzonych i 9 tys. wojskowych samochodów. Zaraz po północy zamilkły telefony, a kilka tysięcy milicjantów oraz żołnierzy obsadziło obiekty radia i telewizji.
Wieczorem 12 grudnia w Gdańsku członkowie Komisji Krajowej „Solidarność” kończyli obrady i nie spodziewali się, że większość z nich Urząd Bezpieczeństwa jeszcze tego dnia aresztuje. Na obradach KK w Gdańsku z Gorzowa byli Edward Borowski i Anatol Konsik, a wielu innych gorzowskich działaczy przebywało w tym czasie we Wrocławiu na zjeździe demokratycznym na Politechnice Wrocławskiej. Byli tam Zbigniew Bełz, Stanisław Żytkowski, Ryszard Sawicki, Adam Opiel, Irena Ptaszek, Marek Koliński i Ryszard Kotarski, który wymienia Jerzego Wierchowicza, Jerzego Synowca oraz Danutę Iżykowską. Część gorzowskich związkowców w tym czasie przebywała w Zarządzie Regionu: J. Gospodarek, F. Konaszewicz, J. Klincewicz, J. Bozacki, Z. Wyszyński oraz M. Haczkur (wg Dariusza A. Rymara, w: NSZZ Solidarność w Regionie Gorzów Wlkp. w latach 1980-1982). UB i milicja ok. północy zajęły Zarząd Regionu. Zaczęły się przesłuchania, rewizja, rekwirowanie dokumentów, niszczenie urządzeń poligraficznych... urządzono istny horror, a cała akcja zakończyła się o trzeciej nad ranem. Wszystkich zawieziono potem do celi na „dołek” przy ul. Kosynierów Gdyńskich. Na drugi dzień, 13 grudnia, do Zarządu Regionu przyszedł drukarz Andrzej Majewski, żeby ratować sprzęt drukarski. Zdarł milicyjne plomby i jak mówi, zastał tam wszystko zniszczone. Zaczęły się łapanki i internowanie. Do domów przychodziło trzech milicjantów, którzy mieli listy osób i zabierali do „suki”, a później do zakładów karnych. Pierwszego internowali Jerzego Klincewicza do Zakładu Karnego w Wawrowie. IPN podaje, że w regionie gorzowskim było 57 zatrzymanych w nocy z 12 na 13 grudnia. Niektórym udało się ukryć, jak np. Jerzemu Wandeltowi, który natychmiast spotkał się z ks. Jerzym Płóciennikiem w celu pomocy uwięzionym. Główny punkt pomocy organizował ks. Witold Andrzejewski, do pomocy któremu jako pierwsza przyszła żona Jerzego Klincewicza oraz Grażyna Pytlak. 20 grudnia UB dokonał najścia na dom Bozackich. Byli tam działacze Solidarności – Majka Basikiewicz oraz drukarze Stanisław Jakubowski i Andrzej Majewski. Internowano też Stefanię Hejmanowską, Grażynę Pytlak, Annę Szlachciuk oraz Danutę Iżykowską i Marię Tężycką, a następnie m.in. Teresę Klimek i Annę Marczyk.

Dzień 12 grudnia 1981 r. dobrze pamiętam. Około godz. 22.30 do drzwi mojego mieszkania ktoś mocno załomotał. Ze zdziwieniem z żoną ujrzeliśmy lekarza z Krosna Odrzańskiego, Janusza Cebulę, naszego przyjaciela. Przywiózł go żołnierz wojskowym gazikiem i od razu w progu mi powiedział: „Zgaś światło i dwa dni nie wychodź z domu”. I dodał: „Z dowódcą Wojsk Ochrony Pogranicza w Krośnie Odrzańskim siedziałem w jego gabinecie, który wskazał mi na stole teczki oznaczone nazwiskami i powiedział: „Za chwilę wykonam tajny rozkaz. Czy kogoś z tych ludzi znasz?” Jedno było mi znane – Augustyn Wiernicki. Zajrzałem do tej teczki. Powiedział: „Weź mojego kierowcę z gazikiem i jedź powiadomić go, niech dwa dni nie pokazuje się w pracy i w mieście, bo służby go zatrzymają. Jego mieszkanie ma być zamknięte, a ja o nim na chwilę zapomnę.” Miał już chyba wcześniej rozkaz gen. Wojciecha Jaruzelskiego wprowadzający stan wojenny. O godz. 6.00 radio podało wystąpienie gen. Jaruzelskiego, który ogłosił stan wojenny dla całej Polski. Przed moim domem pojawiła się zielona nysa, a w niej dwóch smętnych panów, chyba z Urzędu Bezpieczeństwa. W południe odjechali. Telefony były wyłączone i żadnej z nikim łączności. Boczną drogą poszedłem jednak do pracy. Szukali mnie już pracownicy, bo nie wiedzieli, co mają robić. W moim gabinecie siedziało dwóch komisarzy wojskowych, młodych oficerów WOP z Krośna Odrzańskiego, w randze porucznika i kapitana. Poczułem się nieprzygotowany na areszt... ale oni zameldowali tylko, że przejmują nadzór nad zakładem pracy i wszystkie decyzje mam konsultować z nimi. Wiedziałem, że to już koniec mojej 10-letniej dyrektorskiej przygody... i skorzystałem z przepisów Dekretu o stanie wojennym i dostałem specjalną przepustkę do poruszania się służbowo po Polsce. Pojechałem do kliniki w Szczecinie, do znanego mi profesora i uzyskałem zwolnienie lekarskie. Było ono jednak niewiele warte, ponieważ wszystkie przepisy zostały w tamtym czasie zawieszone, a obowiązywał tylko Dekret o stanie wojennym oraz rozkazy komisarzy wojskowych. Miałem świadomość, że moja działalność antykomunistyczna w Solidarności Wiejskiej na tamtym terenie, a byłem działaczem ruchu ludowego i nie należałem do PZPR, nie pozostanie bez konsekwencji. Szybko zwolniono mnie z pracy w trybie pilnym na mocy Dekretu z przyczyn politycznych, odebrano mi mieszkanie służbowe i zmuszono do wyjazdu z Cybinki. Żona z małym Jackiem wyjechała do Gorzowa kilka miesięcy później, a ja w tym czasie znalazłem mieszkanie. Tak pod przymusem zaczęliśmy nowe życie w Gorzowie - bezrobotni i w warunkach kończących się oszczędności.
Dopiero w 1983 r. kupiłem mały kiosk i podjąłem w nim pracę razem z żoną przy Placu Grunwaldzkim w Gorzowie. Działalność pomocowa prześladowanym koncentrowała się wówczas w Duszpasterstwie Akademickim i wokół patrona gorzowskiej opozycji ks. Witolda Andrzejewskiego, którego wtedy w swej biedzie poznałem.
Konsekwencje stanu wojennego w Polsce były tragiczne – ZOMO zastrzeliło wtedy 40 osób, w tym 9 górników z kopalni Wujek, 21 było rannych, a 10131 osób internowano i uwięziono bez wyroku. Gospodarka podupadła i pojawiła się ogromna bieda. Solidarność nie zaprzestała działalności opozycyjnej, która przeszła w stan „Gorzowskiego Podziemia”, co zaowocowało później wydarzeniami gorzowskimi 1982 r., kiedy to 31 sierpnia 5 tys. osób przy gorzowskiej katedrze protestowało przeciw stanowi wojennemu i komunistycznej władzy.
Uwolnienie Polaków od sowieckich komisarzy przyszło dopiero w 1989 r. Pod rozwagę tą historię podaję dzisiaj, bo dzisiaj toczy się dyskusja, czy Polska, która swoją wolność zdobyła z tak ogromnym trudem i ofiarami, ma być państwem samodzielnym, czy mamy oddać swoją wolność znowu komisarzom… unijnym? Jest tylko jedna odpowiedź – „Non possumus.”
Augustyn Wiernicki
44 lat temu, w nocy 13 grudnia 1981 roku, na wniosek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) na terenie całej Polski wprowadzono stan wojenny.