Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Miejsca wstydu »
Laury, Leszka, Marcjana , 17 czerwca 2025

Wizualizacja Kosynierów Gdyńskich gotowa

2025-06-16, Miejsca wstydu

Gdyby zastosować tu zabawę ,,Znajdź różnice", znalazłoby się ich sporo. Wzór jest, tylko czy w Gorzowie się da?

medium_news_header_43820.jpg
Fot. Maja Szanter

Tytułowe zdjęcie to nie wizualizacja. To prawdziwa ulica w Belluno, niewielkim miasteczku północno-wschodnich Włoch. W gminie mieszka około 36 tysięcy osób. Zasadniczo nie jest znane z niczego, może poza tym, że jak każde najmniejsze choćby miasto w Italii ma kilka zabytków, leży w Dolomitach, a w latach 2011-2012 w Spes Arena grał tu męski klub siatkarski z pobliskiego Treviso, najbardziej utytułowany włoski klub siatkarski i jeden z najlepszych klubów na świecie. Gmina ani szczególnie bogata, ani turystyczna, choć górskie położenie zdecydowanie zachęca do odwiedzin. Ma jednak to, co większość miasteczek zbliżonej wielkości w całej Europie – spójność, ład, gust i widoczną troskę o wygląd zarówno władz, jak i mieszkańców. Tu nic nie jest przypadkowe.

 

 

Teraz przenieśmy się na niemal identycznie skonstruowaną ulicę w stolicy województwa lubuskiego. Bliźniacze ujęcie nie było zaplanowane. Po prostu się zdarzyło i stało inspiracją. Że można inaczej. Że może by tak u nas.

Zabytki, które marnieją

Przy okazji omawiania w naszym cyklu ,,Miejsc wstydu" okolic Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego obiecaliśmy, że do fragmentu ulicy Kosynierów Gdyńskich wrócimy w osobnym artykule. Czynimy to, ponieważ odcinek od skrzyżowania z Jagiellończyka do siedziby PWiK aż się o to prosi.

Jak wygląda ten kawałek miasta, opisywać nie trzeba. Wystarczy krótki spacer i rzut okiem od frontów i podwórek, by mieć wątpliwości, czy aby ostatnia wojna światowa na pewno skończyła się aż 80 lat temu i kto ją wygrał... Jak informuje Agnieszka Dębska, miejski konserwator zabytków, mieści się on na obszarze tzw. Nowego Miasta. Obecna ulica Kosynierów Gdyńskich powstała w XIX wieku w miejscu średniowiecznej drogi łączącej Młyńskie Przedmieście ze wsią Chwalęcice. Miała kilka zmienianych niemieckich nazw, aktualna polska nazwa obowiązuje od roku 1946. Kamienice pochodzą z końca XIX lub początków XX wieku.

Cały odcinek, tj. od numeru 54 do 73 znajduje się w rejestrze zabytków i każda kamienica po kolei i bez wyjątku jest zabytkiem. Pod numerem 54 i po remoncie mieści się przychodnia. Pozostałe na remont czekają, w tym najwęższy dom w Gorzowie, tzw. Dom Kereta.

Stan tych kamienic, zarówno od strony ulicy, podwórek, jak i wewnątrz budynków można opisać słowami Jerzego Synowca z jednej z interpelacji, w której pytał prezydenta Jacka Wójcickiego o najwęższy dom pod numerem 59a: ,,Takich widoków nie ma nawet w Albanii".

 

 

Problem jest złożony, ale sprowadza się głównie do finansów oraz zabytkowego statusu budynków. Kompleksowy remont zwykłej kamienicy, bo tu tylko o przemalowaniu elewacji nie można mówić, to koszty od kilkuset tysięcy złotych. Jeśli remontuje się zabytek, koszt może wynieść i kilka milionów złotych.

Pojawia się więc zasadne pytanie – czy na pewno każda kamienica będąca formalnie zabytkiem nim jest? Nikt nie podważy tego w przypadkach oczywistych, jak katedra, mury obronne czy poniemieckie wille, ale czy na pewno co druga czy co trzecia kamienica w Gorzowie jest aż tak wartościowa?

Stwarza to sytuację, że Gorzów ma ewidencje i rejestry zabytków, będące tego konsekwencją konserwatorskie nakazy, zakazy, wytyczne, ograniczenia remontowe, słowną troskę o tę tkankę i popadające w stan zniszczenia miasto.

Chcą, ale za co?

Jak przyznaje Robert Jankowski, zastępca dyrektora Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, perspektywa możliwego remontu tego odcinka Kosynierów wygąda dziś słabo. - Sto procent budynków należy do Miasta. Na to, co najbardziej szpeci, czyli fronty, wspólnoty nie mają środków i nie są z tego powodu remontami zainteresowane. Wolą wyłożyć pieniądze na remonty klatek schodowych czy elewacji od podwórek. Miejski konserwator zabytków nic nie da, bo sam nie ma – mówi R. Jankowski.

Przypomnijmy, że tegoroczny budżet konserwatora wynosi 325 tysięcy złotych. Wspólnoty oczekują 50-procentowego dofinansowania. Tyle nie ma. Pat.

Problem nie jest w tym, że wspólnoty wolą mieć brzydkie fronty, bo jednak wolą je mieć odnowione, natomiast zaporą są koszty remontu zabytku oraz kwoty kredytów, jakie musiałyby wziąć i spłacać przez wiele lat. Nie można więc winić mieszkańców, że nie decydują się na wzięcie na siebie kolejnych tak dużych obciążeń finansowych. Nie można też winić konserwatora zabytków, bo po pierwsze musi on stosować się do przepisów konserwatorskich, a po drugie – nie konserwator przyznaje sobie tak małe środki z budżetu. Kłopot bardziej jest w tym, jakie kwoty prezydent proponuje konserwatorowi i dlaczego zatwierdzają je potem radni. Nie jest bowiem tak, jak podczas sesji absolutoryjnej odpowiedział prezydent gorzowianinowi Jakubowi Słomińskiemu, który zarzucił, że śródmieście jest w ruinie. Prezydent odesłał go na ulicę Chrobrego, bo jest przecież wyremontowana. Zachwyt J. Wójcickiego jest jednak niezrozumiały patrząc na to, jak ta Chrobrego się zaczyna – obskurnym płotem i zamkniętą Letnią, obskurnym kinem Słońce, sypiącą się szkołą muzyczną i garażowisko-klepisko-śmietniskiem niemal naprzeciw szkoły. Dalej też nie jest lepiej, bo mimo remontów, ulica umiera.

Jak słusznie zauważył J. Słomiński, śródmieście to nie tylko Chrobrego. Zachęcił szefa miasta do wizyty na przylegających do niej ulicach - Armii Polskiej, Borowskiego, Krzywoustego, innych. Pan Jakub miejsca te odwiedza. Gorzowianie również. Ofertę spaceru po bocznych od Chrobrego ulicach powinien raczej złożyć prezydent wszystkim gorzowskim radnym oraz sam sobie, a nie odsyłać tam mieszkańców. Tam uśmiech może szybko zejść z twarzy. I tu znów dochodzimy do Kosynierów.

Ratujmy, co się da

Czy jest szansa na zmianę wizerunku ulicy, szczególnie omawianego fragmentu? Zabytkowość wszystkich kamienic skutecznie blokuje kompleksowe remonty. Przytoczony przykład Belluno może być inspiracją dla Gorzowa. Faktem jest, że domy na zdjęciu nie powstały w czasach Cesarstwa Rzymskiego, choć samo miasteczko swoje początki ma już w starożytności. Ale dokładnie tak wygląda tam i starówka, i jej okolice. Nie porównujemy architektonicznie Gorzowa do Paryża, Rzymu czy Madrytu. Bierzmy przykład z miast zbliżonych wielkością do naszego. I niekoniecznie za granicą. W Polsce to my szorujemy po wizualnym dnie. Są wyjątki, ale jest i reguła.   

Może warto w Gorzowie zmodyfikować mapę obszaru, który faktycznie zasługuje na to, by pozostał w rejestrach lub ewidencjach zabytków. Nie upierać się, że musi do nich należeć pół miasta? Po co nam utrzymywanie takiego status quo? Zabytki, które popadają w stan zniszczenia pod każdym względem to wstyd dla miasta. Po co nam kwieciste mowy o potrzebie ich zachowania i dbałości o nie? Na pewno tak powinny wyglądać obiekty godne zachowania? W takich warunkach powinni żyć ludzie w centrum Europy w XXI wieku? Może warto albo wręcz trzeba na nowo zdefiniować, czym jest zabytek i co chcemy zachować? Tradycje i architekturę niemiecką? Polską? Adekwatną do nazwy miasta – wielkopolską? 

Nie spowoduje to od razu napływu środków na remonty, ale z pewnością ułatwi podejmowanie decyzji remontowych przez wspólnoty i zarządców nieruchomości, nieobarczonych wówczas ścisłymi wytycznymi dla tego typu obiektów. Włodarze miasta powinni też nieco bardziej pochylać się co roku nad budżetem i celami, na jakie przeznaczają publiczne środki. Jeśli znajdują się miliony na Przemysłówkę, Stal, centrum przesiadkowe czy Schody Donikąd, to na kamienice da się coś wysupłać. W przeciwnym razie Kosynierów Gdyńskich i reszta śródmieścia będzie przypominała peryferie w Bangladeszu czy Albanii nie tylko za kolejnych pięć, ale i dwadzieścia lat. O ile wcześniej się zwyczajnie nie zawali. 

I na koniec – o ile barierą dla całościowych remontów są koszta i generujący komplikacje zabytkowy status kamienic, o tyle to, co znajduje się przed budynkami, jest już inwencją mieszkańców. Może na razie mogą sobie pozwolić tylko na klepiska i kilka kwiatków wetkniętych w stare opony. Może nie interesuje ich wygląd z okna. A może brakuje pomysłu i lokatorów, ale i Miasta, na to, że można niewielkimi środkami spróbować inaczej, estetyczniej. Może trzeba podejść do tematu na zasadzie ,,ratujmy, co się da"?

Tekst i zdjęcia: Maja Szanter

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x