Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Miejsca wstydu »
Jakuba, Sławy, Wincentego , 6 sierpnia 2025

Były prezydent Gorzowa stawia ważne pytania

2025-08-05, Miejsca wstydu

Dlaczego dzisiaj nie da się, skoro 30 lat temu dawało się?! Zadziwiać musi ta ratuszowa niemoc i to dzisiaj - przy tak znakomitych możliwościach technicznych - pisze Henryk Maciej Woźniak, prezydent Gorzowa w latach 1994-98 i dalej stawia wiele ważnych pytań do dzisiejszych gospodarzy miasta.

medium_news_header_44342.jpg
Fot. H.M.Woźniak

Jest takie miejsce w Gorzowie, o którym niewielu mieszkańców miasta mogłoby powiedzieć – nie wiem, gdzie to jest. No bo któż nie był choć raz przy ulicy Jagiellończyka, w sercu Nowego Miasta, w centrum administracji rządowej województwa lubuskiego? Właśnie tam, naprzeciw siedziby Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego jest parcela, która przed wielu laty była zapleczem budowy Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie. Aliści, od kilkunastu lat jest to miejsce zapomniane przez Boga i… gorzowski ratusz. Nie przez ludzi, bowiem ludzie znaleźli sposób, na choćby tymczasowe wykorzystanie tej ziemi leżącej odłogiem i sprawiającej wrażenie niczyjej. A jednak ten duży i potwornie zaniedbany teren nie jest bezpański, jest bowiem własnością dużej firmy ubezpieczeniowej i… Miasta Gorzowa. Nie jest też nieużytkiem, albowiem mieszkańcy okolicznych ulic używają go do wyprowadzania swoich czworonogów. Za potrzebą, oczywiście. Ponadto, to wielkie klepisko z wybojami i dziurami, a po deszczu z kałużami służy interesantom wojewódzkich instytucji przyjeżdżającym z całego województwa do parkowania aut, których nie mogą pomieścić skromne parkingi przy ulicach.

Tak, tak ten dziki parking, jakiego trudno szukać nawet w zapyziałej mieścinie, na którym uszkodzono wiele samochodów, znajduje się w mieście wojewódzkim, obok siedziby wojewody lubuskiego! Nie będzie zapewne przesadą stwierdzenie, że to najbardziej niechlubna wizytówka Gorzowa. Nooo, wraz z popadającym w ruinę starym ratuszem, na którego żałosny widok dzień w dzień z okien Urzędu Miejskiego, od kilkunastu lat patrzą rządzący miastem!   

Patrzą i dziwią się mieszkańcy miasta, dziwią się też Lubuszanie odwiedzający służbowo liczne w tym miejscu wojewódzkie agendy, a i zapewne również dziwią się ważni oficjele – goście wojewody lubuskiego. Bo jakże nie dziwić się, że działka, w takiej lokalizacji może tak wyglądać? Czyż nie jest to miejsce wstydu dla gorzowian?

Czy jednak dla wszystkich? Zapewne nie dla władz miasta, które nie robią z tym nic! Zgoda, na początku rządzenia można mieć braki kompetencyjne – czasem trzeba czasu by do wszystkiego dojrzeć, ogarnąć sprawy skomplikowane. No dobrze, ale ileż tego czasu potrzeba? No i żeby nie było, że władza skazana jest tylko na własną inwencję. Wiele osób zwraca władzy uwagę na ten wstydliwy problem, podpowiada rozwiązania, inspiruje do działania…

A, że jednak można, najlepiej świadczą budynki, które są owocem magistrackich decyzji w połowie lat 90. Gorzowianie doskonale je znają – budynek tzw. „złotej kancelarii”, hotel Qubus czy gmach „Warszawska”. Każda budowla to inny przypadek, jeden od drugiego trudniejszy i wymagający decyzji na szczeblu prezydenckim. Zatem, pozwolę sobie przypomnieć - budowa „złotej kancelarii” wymagała rozwiązania problemu przyłącza energetycznego przebiegającego przez działkę. Z kolei norweski inwestor wskazał lokalizację, która nie była wyłączną własnością miasta, przy ul. Orląt Lwowskich, na zasadzie – ta i żadna inna. Wymagało to przygotowania działki miejskiej, na której był cały szereg komórek, w których okoliczni mieszkańcy gromadzili na zimę węgiel do palenia w piecach w swoich mieszkaniach. Wówczas to, pierwsza narada i kolejne robocze w gabinecie prezydenta Gorzowa przyniosły rozwiązanie – Zakład Gazowniczy (chwała za to dyrektorowi śp. Józefowi Piaskowskiemu) doprowadził do działki przyłącze gazowe, a ZGM umożliwił mieszkańcom w przylegających budynkach ogrzewanie gazowe oraz rozebrał zbędne komórki na podwórkach. Trzeba było przekonać mieszkańców i jeszcze właściciela baru „Zagłoba” do sprzedaży swojej działki - czy ktoś jeszcze pamięta? 

Z kolei przy ul. Warszawskiej, naprzeciw nieistniejącego już kina Kopernik, po PRL-u pozostały wykopy tajemniczej inwestycji. Otóż, za wysokim płotem, kryły się fundamenty rozpoczętej budowy… pałacu ślubów. W Gorzowie ślubów udzielano - po dłuższym oczekiwaniu na ciemnym i ciasnym korytarzu, do tego obok toalet - w sali na drugim piętrze urzędu miejskiego. Taki stan rzeczy zastałem obejmując urząd prezydenta miasta w 1994 roku, a że przed laty osobiście doświadczyłem tego „komfortu”, to rozwiązanie tego wstydliwego problemu było jednym z moich priorytetów. 

Zbudowanie pałacu ślubów na fundamentach przy ul. Warszawskiej nie wchodziło w grę, bowiem miasta nie było na to stać. Była jednak na Piaskach willa landsberskiego przemysłowca Carla Bahra. Mocno już zaniedbana, w której mieściła się wcześniej przychodnia lekarska, a tuż po wojnie siedziba NKWD ze śladami (zachowane kule karabinowe w zachodniej ścianie) egzekucji metodą „pod mur i kula w łeb”, została przekazana w ostatnich dniach urzędowania moich poprzedników zaprzyjaźnionym z nimi osobom. Drogą, powiedzmy sobie perswazji, udało się rozwiązać umowę i odzyskać dla miasta ten budynek. Willa, mimo iż wymagała znacznych nakładów finansowych na przywrócenie jej dawnej świetności, to jednak warto było zamienić ją w wymarzony przez gorzowian „pałac ślubów”!

Śródmiejskie ulice Gorzowa, odgruzowane po wojennej zawierusze i zabudowane w „czasach gomułkowskich”, w połowie lat 90. w wielu miejscach były jeszcze wciąż „szczerbate”. W celu „zagojenia tych wojennych ran” został na ratuszu opracowany „Program zabudowy plombowej”, który był katalogiem działek, bez względu na ich własność, z opisem warunków geodezyjnych, architektonicznych i infrastrukturalnych, który był narzędziem pozyskiwania inwestorów. Ta inicjatywa z miejsca przyspieszyła zagospodarowanie wielu działek - pustostanów po spalonych i rozebranych przedwojennych budynkach.

Dzięki temu programowi powstał m.in. Park 111, kamienice przy ul. Hawelańskiej, Warszawskiej, Teatralnej, Kos. Gdyńskich, Borowskiego, m.in.  po dawnej wędzarni ryb, czy też McDonalds nad Kłodawką przy ul. Wybickiego, po dawnej wytwórni musztardy. Ta inicjatywa w ciągu kilku lat zmieniła wizerunek śródmieścia, czego najbardziej spektakularnym przykładem jest szklany budynek przy ul. Mostowej, zwany „Titanikiem”. To pokazuje, że można… jeśli tylko dysponuje się wystarczającą wyobraźnią i determinacją przełamującą bariery, w tym urzędniczą niemoc. Ten „Program…”, można rzec, dokończył dzieła leczenia wojennych ran w miejskiej zabudowie. Po gomułkowskiej zabudowie czteropiętrowymi blokami parceli, w miejscu spalonych, a następnie wyburzonych kamienic śródmieścia, po 1995 roku zabudowane zostały pozostałe jeszcze plomby. Tak naprawdę już niewiele zostało do dokończenia dzieła, a tamte doświadczenia postawiłem do dyspozycji aktualnemu gospodarzowi miasta, choćby w pismach kierowanych w 2018, w 2019 i w 2023 roku. Niestety, odpowiedź w sprawie zagospodarowania działki przy ul. Jagiellończyka, jeśli już jest to taka, że… się nie da. Nie da się, bo w większości ten grunt jest prywatną własnością, nie da się, bo jest tam ciepłociąg… 

Dlaczego dzisiaj nie da się, skoro 30 lat temu dawało się?! Zadziwiać musi ta ratuszowa niemoc i to dzisiaj - przy tak znakomitych możliwościach technicznych, pozwalających na przełożenie ciepłociągu, czy posadowienie budynku w części na palach, nie mówiąc już o ewentualnym odkupieniu lub zamianie działek z prywatnym właścicielem i scalenie z działką miejską. Rok temu zajaśniało światełko nadziei, bowiem w Urzędzie Miejskim przywrócone zostało stanowisko architekta miasta. Niestety, tak szybko jak się zaświeciło, tak szybko światełko zgasło. Pełen nadziei wystąpiłem do pani architekt 14 maja 2024 roku w wielu innych kwestiach, ale i także zagospodarowania działki przy ul. Jagiellończyka, niestety bez echa.   

Banałem jest sprzedać działki i wydać pozwolenia na inwestycje typu „green field” - to potrafi każdy urzędnik. A przecież nad magistrackimi urzędnikami są jeszcze ich szefowie – prezydenci, jak widać i dla nich też się nie da. Wiadomo też, że spraw skomplikowanych raczej nie rozwiązują urzędnicy, one zazwyczaj wymagają inicjatywy i szerszej wiedzy, włodarzy gmin. Tak się dzieje w miastach dobrze rządzonych. A jak się dzieje w Gorzowie? - ano jak widać na obrazkach…

Tekst i zdjęcia: Henryk Maciej Woźniak

Prezydent Gorzowa w latach 1994-98

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x