Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Zdarzyło się kiedyś »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2024

Rajdy, wyścigi i crossy Stanisława Lisowskiego

2012-07-01, Zdarzyło się kiedyś

Nazwisko Stanisława Lisowskiego młodym gorzowianom, sympatykom sportu niewiele albo i nic już nie mówi. A przecież  były lata, kiedy jego nazwisko mówiło wszystko nie tylko kibicom. 3 lipca br. obchodzi 83 urodziny. Z tej okazji przypominamy reportaż o nim z 1986 roku.

medium_news_header_762.jpg

Rodzina pasjonatów

Najefektowniej wyglądają przejazdy przez rzekę. Oczywiście niezbyt głęboką i szeroką. Wystarczająco jednak głęboką i szeroką, by zalany niemal równo z maska Willys, GAZ, Aro Muscel lub Tarpan – mim o swych koni mechanicznych – grzązł na środku, stając się bezładną kupą żelastwa. Pilotowi nie pozostaje wówczas nic innego, jak zostawić samochód z przemoczonym kierowcą i brodząc samemu po pas w wodzie udać się na przeciwległy brzeg, aby przeciągnąć linę doczepioną do samochodu spełniającego rolę holownika. I z jego pomocą wyjechać na stały ląd. (…)
Prób sprawnościowo-terenowych w trakcie rajdu jest kilka. Każda z nich to niezwykle  wyczerpująca jazda w niezwykle trudnych . W kopnym piachu, rozlazłym błocie, bagnistym rozlewisku. Najczęściej slalomem między tyczkami z nagłymi spadkami terenu, stromymi podjazdami, głębokimi wyrwami i gwałtownymi nawrotami.
Żaden normalny samochód osobowy nie miałby szans na dotarcie do mety. Żaden też nieobeznany i niedoświadczony kierowca nie może mieć nadziei na zwycięstwo. Jazda samochodem terenowym w tych warunkach wymaga mistrzowskiego opanowania. Tylko mistrzowskie umiejętności pozwalają ubiegać się o mistrzowskie laury.

Stanisław Lisowski jest mistrzem co się zowie.

Starsi sympatycy sportów motorowych pamiętają Stanisława Lisowskiego z czasów, gdy się ścigał na motocyklu. I to ścigał się z dużym powodzeniem. Był bodajże najlepszym motocyklistą w Gorzowie i jednym z najlepszych w kraju.. Ech, co to były za rajdy, wyścigi, crossy …Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych niemal każdy, kto w Gorzowie posiadał motocykl próbował swych sił w wyścigach ulicznych, trawiastych, rajdach, a nawet na żużlu. Przybysz, Czabara, Uniecki, Cieślicki, Prońko, Przybylski, Rzeczyński, Kempka, Wendorf, Drobny, Jarkowski … 

St. Lisowski siedzi na motocyklu po wygranym wyścigu.

 

To tylko nieliczni, którzy dali początek sekcji crossowej w gorzowskiej Stali. Znalazł się w niej również  Stanisław Lisowski.

Początek motocyklowej pasji dało przypadkowe znalezisko, jakim był stary,  poczciwy Diamand, który wielkim nakładem sił udało się jakoś uruchomić. 20-letni wówczas St. Lisowski także dał się namówić do sportowej rywalizacji. Wkrótce przesiadł się na Harleya 750 i na tej maszynie zaczął odnosić sukcesy. W 1950 roku był już mistrzem okręgu w klasie powyżej 350 ccm.

- Była to najmocniej obsadzona klasa – wspomina. – Startowało w niej 40 zawodników i zwycięstwo w tym gronie było czymś wspaniałym.

W następnym roku wziął udział w ogólnopolskim Rajdzie Przyjaźni odbywającym się w Koszalinie. I znów najmocniej byłą obsadzona klasa powyżej 350 ccm, w której on startował. I wygrał wszystko, co było do wygrania. Zwyciężył w klasie, w ogólnej punktacji oraz zgarnął nagrodę przeznaczoną dla zawodnika, który punktualnie przyjeżdżał na punkty kontroli czasu.
- Pamiętam, że było to 22 lipca, bo w tym dniu w Gorzowie otwarto most na Warcie - mówił.
Tak St. Lisowski zaczął kolekcjonować zwycięstwa. Nie ma jednak róży bez kolców… W 1953 roku startując na torze trawiastym na Służewcu w Warszawie złamał nogę. (…)

Z czasem wysłużonego Harleya zastąpiła Jawa 250. I na niej również odnosił sukcesy. Zdobył mistrzostwo strefy zachodniej, do której włączono okręgi poznański, koszaliński, szczeciński i wrocławski. Jawa byłą jednak za słaba dla niego. Przesiadł się na Junaka, na którym w 1959 roku zdobył tytuł II wicemistrza kraju w klasie powyżej 350 ccm.

Wydawało się, że kariera sportowa stoi przed nim otworem. Niestety, a może na szczęście, wówczas sport był tylko dodatkiem do pracy zawodowej. Interesującym, pociągającym, ale dodatkiem. W 1960 roku St. Lisowski jako pracownik ds. gwarancyjnych gorzowskiego Ursusa otrzymał polecenie służbowego wyjazdu do Brazylii, gdzie eksportowano słynny ciągnik gąsienicowy o wdzięcznej nazwie Mazur. W Brazylii przebywał prawie 2 lata, przyczyniając się m.in. do zawarcia kontraktu na dostawę ciągnika Ursus 308.
W Brazylii poznał smak jazdy jeepem, z Brazylii tez przywiózł osobowego Mercedesa. Oba te fakty zaciążyły na jego późniejszym życiu. Na razie, po powrocie, usiłował wrócić do wyścigów i crossów motocyklowych. Nie miał jednak za bardzo na czym jeździć, gdyż zaczynały królować motocykle Esso, które dla takich amatorów jak on, były nieosiągalne. Nie było też warunków dla rozwoju sekcji crossowej w Stali. W 1965 roku dał sobie spokój ze sportem.
Na początku lat 70-tych w Zakładach Mechanicznych zaniechano produkcji ciągników. Nie widział więc tam dla siebie perspektyw, ciekawej pracy. Założył prywatny interes – warsztat samochodowy zajmujący się głównie Mercedesem, bo przed tym samochodem widział przyszłość. Poza tym, będąc samoukiem, poznał ten samochód dokładnie. Sam przecież takim jeździł.Rajdami samochodów terenowych zainteresował się trzy lata temu. Pojechał na jedną z „Tarpaniad” do Poznania i spodobało mu się.

- Po latach pracy na swoim czegoś się dorobiłem i przestało mi to wystarczać. Czegoś mi brakowało. I tym czymś stały się starty w crossach wozów terenowych. W 1984 roku dowiedział się o starej bezużytecznej amfibii o nazwie MAW. Długo się nie zastanawiał. Nabył ją za grosze i sam w swoim warsztacie doprowadził do stanu, który pozwala używać ja nawet do celów reprezentacyjnych, o czym wielokrotnie mogli się przekonać uczestnicy zawodów żużlowych na stadionie Stali.

W podobny sposób sprawił sobie Willysa, na którym właśnie startuje  w rajdach. Też za bezcen i też własnym wysiłkiem oraz kosztem doprowadził do stanu świetności. Z czasem wstawił silnik Mercedesa i to było już to.

Swa pasją zaraził innych. Niewiele trwało a w Automobilklubie Gorzowskim – za jego sprawą – powstała sekcja samochodów terenowych, która prężnie się rozwija. Jak żadna inna. Jej członkami są ludzie parający się zawodowo lub amatorsko motoryzacją, którzy chcą i potrafią miesiącami szykować samochód, by kilka razy do roku spotkać się w gronie podobnych pasjonatów i rywalizować o miano najlepszego. (…).

 

 

 

S.Lisowski: Za kierownicą swojego  terenowego Willysa.

 

Jan Delijewski
„Ziemia Gorzowska” nr 44 z 1986 r.

Od redakcji: Stanisław Lisowski indywidualnie oraz wspólnie z kolegami z Automobilklubu Gorzowskiego wielokrotnie stawali na podium mistrzostw Polski, zdobywali tytuły najlepszych w rajdach samochodów terenowych. Były lata, że nie mieli sobie równych w kraju. I to jeszcze całkiem niedawno ....

 

 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x