Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Zdarzyło się kiedyś »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2024

Malowane na ścianie z pomysłem

2012-07-07, Zdarzyło się kiedyś

Coraz więcej reprezentacyjnych ścian w naszym mieście zdobią malowidła, która czasami są wręcz działami sztuki. Jednym z pionierów takiego zdobienia gorzowskich murów był przed laty, nieżyjący już Bolesław Kowalski, artysta malarz. Oto fragmenty rozmowy z nim, opublikowanej  w 1984 r. na łamach tygodnika „Ziemia Gorzowska”.

medium_news_header_835.jpg

Narysować to, co tkwi w ludziach


Z Bolesławem Kowalskim  rozmawia Krystyna Kamińska

- (…) Proszę na początek powiedzieć coś o sobie. Od dzieciństwa chciał pan rysować?

- Jak tylko sięgam pamięcią, najprzyjemniejszym zajęciem dla mnie było ryzowanie i malowanie. Mieszkałem wtedy w Dębnie. W pierwszej klasie szkoły średniej o mały włos miałbym dwóję z rysunków na koniec roku, bo nie robiłem tego, co nauczyciel polecił. Nudziły mnie te programowe zajęcia. Ale gdy było już  tak źle, poprosiłem pana Pucha, mojego profesora o to, aby obejrzał rysunki zrobione przeze mnie w domu. Nie uwierzył, ze to sam narysowałem, kazał mi usiąść i rysować przy nim. A potem powiedział :”Bolek! Powinieneś iść do liceum plastycznego.” I poszedłem. Skończyłem Liceum Plastyczne w Szczecinie

- Start na studia był już wówczas łatwy?

- Ale. Pierwszy egzamin oblałem, a właściwie nie zostałem przyjęty z powodu braku miejsc. Dziś, po latach mogę otwarcie powiedzieć, że na ustnym egzaminie byłem zbyt pewny siebie, nawet nietaktowny, zwłaszcza, ze wiedziałem o bardzo dobrej ocenie za malarstwo. Po roku znów zdawałem do PWSP w Gdańsku. I proszę sobie wyobrazić, ze egzamin przebiegał w tej samej Sali, że rysowało się tę samą modelkę, ze podszedł do mnie prof. Kazimierz Śramkiewicz i powiedział: „Przypominam sobie pana z ubiegłego roku.” Byłem przekonany, że i tym razem mnie odrzucą. Na ustny poszedłem blady i roztrzęsiony. To przekonało profesorów jak bardzo zależy mi na studiach. Przyjęli.

- Jaki kierunek Pan kończył ? Malarstwo?

- Tak. Dyplom zrobiłem z malarstwa (…). W latach moich studiów można było równolegle kilka specjalizacji. Chodziłem więc na zajęcia z malarstwa architektonicznego, tzn. uczyłem się robić mozaiki, freski, witraże (…), studiowałem grafikę oraz ceramikę artystyczną. Na studiach przygotowano nas bardzo dobrze  do otrzymania patentu artysty. Oddychało się artystyczną atmosferą, miało się wiedze o konwencjach, formach, prawach kompozycji itd. Ale dopiero później, już w praktyce musiałem poznawać wiele tajników technologicznych. Było to czasem odkrywanie Ameryki, ale tego mnie nie nauczono na studiach. Szkoda.

- I osiadł pan w Gorzowie.

- Był to rok 1969. Wcześniej trochę tułałem się po świecie. Szukałem dla siebie miejsca. Potem, już z Gorzowa, też chciałem kilkakrotnie wyjeżdżać. Z czasem moje szukanie miejsca dla siebie przeniosło się ze sfery terytorialnej w – że tak powiem - duchową. Ciągle w sobie czegoś szukałem, ciągle konstatowałem, że to jeszcze nie to, co zrobiłem, nie to co mogę i powinienem przez sztukę powiedzieć. Sądzę, że dopiero teraz, po tylu latach, zacząłem się odnajdywać. Moje ostatnie rysunki dały mi sporą satysfakcję, a ich rezonans w kraju utwierdził mnie , że jestem na właściwej drodze.

- Swoją obecność w Gorzowie zaznaczył pan różnorodnymi pracami. Wielu mieszkańców przechodzi codziennie obok Pana praca na murach domów. Proszę je przypomnieć.

- Myślę, że nie są one powodem do chwały, ale nie chciałbym się ich zdecydowanie wypierać. Wielu osobom podobała się żyrafa, inni chwalili malowidło na tzw. samotniaku na rogu Sikorskiego i Cichońskiego. Malarstwo tego typu jest bardzo nietrwałe. Trwalsze są mozaiki ceramiczne, jak np. na budynku Zrembu. Razem z kolegą Andrzejem Gordonem robiliśmy mozaikę w kawiarni Sezam, w hali i stołówce Zrembu. Ulice powinny być zdobione według pewnych założeń kompozycyjnych, a nie przez przypadkowo dobrane malowidło, nawet niezłe samo w sobie.

- To jest refleksja z czasów, kiedy był Pan plastykiem miejskim?

- Tak. Chciałem wtedy, by identyczne dzielnice identycznych bloków różnicować natężeniem koloru bądź przewagą w kierunku jednego z nich. Chciałem, by budynki przy ul. Sikorskiego od katedry w kierunku stacji kolejowej, gdzie nie ma zieleni,  ozdobić jak na gdańskim Starym Mieście : mozaikami, a freskami, technikami i scgrafitto i el-fresco. Przygotowałem projekty. Nie udało mi się tej koncepcji przeprowadzić, choć rozpocząłem, bo wiadomo, że na tym co ładne a co nie, zna się każdy, a najbardziej ten, kto piastuje jakiś urząd. Sprzeciwy okazały się bardzo silne. Moje koncepcje nie były tanie, a nigdy nie mieliśmy nadwyżek pieniędzy. Trudno. Zrezygnowałem ze stanowiska plastyka miejskiego. Później parę razy proponowano mi powrót, a także objecie funkcji plastyka wojewódzkiego. Nie. Podziękowałem. (…).

„Ziemia Gorzowska” nr 3 z 1984 r.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x