Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Zdarzyło się kiedyś »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

Uczeń o swoim mistrzu, Janie Korczu

2012-08-12, Zdarzyło się kiedyś

Na skwerku przy ul. Łokietka przycupnął malarz Jan Korcz (1905 – 1984). Ten pomnik wielkiego i legendarnego już gorzowskiego malarza postawiła grupa gorzowian, z Jerzym Synowcem i Arkadiuszem Grzechocińskim na czele.

medium_news_header_1132.jpg

Nim jednak powstał ten pomnik i Jan Korcz stał się prawdziwą legendą upłynęło wiele lat, ale wielu gorzowian pamięta, że już za życia otoczony był wielkim uznaniem i szacunkiem nie tylko swojego środowiska. Oto fragment wywiadu z uczniem mistrza Korcza, Juliuszem Piechockim, przeprowadzony w 1988 r. przez Krystynę Kamińską dla tygodnika „Ziemia Gorzowska”.

Droga w nieznane

Rozmowa z Juliuszem Piechockim, artystą – plastykiem

- Był pan ulubionym uczniem Jana Korcza, malarza – legendy Gorzowa. Jak zaczęły się wasze kontakty?

- W Gorzowie zamieszkałem w 1962 r., gdy rozpocząłem naukę w szkole średniej. Jana Korcza widywałem dosyć często, ale nie myślałem wówczas o malowaniu, a więc i o znajomości z malarzami. Po maturze zacząłem pracować w „Argedzie” i wówczas, sam dla siebie, namalowałem pierwsze akwarele. Trochę z ciekawości zgłosiłem je na wystawę zorganizowana w muzeum w 1969 r. Nie mogłem wziąć udziału w otwarciu wystawy, bo zostałem wcielony do wojska. Nie wiedziałem, że na otwarcie został zaproszony zastępca dowódcy mojej jednostki. Następnego dnia pilnie wezwano mnie do dowódcy. Przeraziłem się. Tu okazało się, że pragnie mi pogratulować drugiej narody za akwarele i nagrody publiczności. Prace zgłoszone na wystawę oglądał również Jan Korcz i nie znając mnie ani nic o mnie wiedząc powiedział: „Ten człowiek będzie malarzem”. Dowiedziałem się o tym kilka lat później.

- Chyba miał pan w wojsku lżejsze życie?

- Ogólnie nie było źle. Zostałem wojskowym pisarzem. W tamtym czasie namalowałem pierwsze prace olejne.

- Po skończeniu służby trafił więc pan do Korcza?

- Nie tak szybko. Minęły jeszcze ze dwa lata. Ale wówczas wiedziałem, że malowanie to jest to, co mnie najbardziej interesuje. A gdy Jan Korcz zaczął opiekować się grupą młodych amatorów, zgłosiłem się. W styczniu 1973 r. odbyła się w muzeum pierwsza nasza wystawa zbiorowa. Obok mnie swoje prace prezentowali : Andrzej Biały, Czesław Frątczak, Mirosław Maciążek, Jerzy Michalski, Jan Pastwa, Marek Pilarski. Grupa ta właściwie bardzo krótko pracowała wspólnie, bo pan Jan był niezwykle wymagający. Nie pozwalał nam malować. Twierdził, że malowaniem może zajmować się każdy, a my musimy nauczyć się przede wszystkim rysunku. Nie wszystkim to odpowiadało. Skończyło się to tym, że Jurek Michalski dostał się na studia, inni odpadli, a na lekcje rysunku przez cały rok chodziłem tylko ja. Andrzej Gordon odstąpił nam część swojej pracowni. Dwa razy w tygodniu musiałem przyprowadzić modela i pod okiem pana Jana rysować. Wreszcie przyszedł czas na egzamin wstępny. Pan Jan mówił wtedy o mnie : „ To jest pan Piechocki, który idzie zdać na studia”. Zwracano mu uwagę, ze mówi się raczej „idzie zdawać na studia”, lecz pan Jan był uparty: „Jak powiedziałem – zdać to zdać, a nie zdawać”. Był bardzo pewny, że zdam egzamin. Stało się tak, jak przewidział. Poszedłem i zdałem. Bez problemów. Było wówczas osiem osób na jedno miejsce.

- W 1985 r. przy okazji pana autorskiej wystawy w Gorzowie Jacek Antoni Zieliński napisał: „Ślad bezpośredniego związku ucznia z mistrzem zatrze się na pewno z czasem, ale bez względu na to,, w która stronę Piechocki podąży, pozostanie po nim to, co mu nadał nawiązany w młodości kontakt z Janem Korczem”.

- Nie usiłuję uciekać od tych źródeł. Są one moim bogactwem. Nie powielam Korcza, ale także nie chcę zerwać związków z jego twórczością.

- Wróćmy jednak do związków bezpośrednich, osobistych. Byliście sobie bardzo bliscy, a przecież utrzymywaliście między sobą formę zwracania się przez „pan”.

- Tak się utarło. Pan Jan był po imieniu z wieloma osobami, ale uznawał, że właśnie forma „pan” jest dla nas najlepsza. Mówił: „Możemy być po imieniu, ale dodawajmy – pan – i niech tak zostanie”.

- Jakie pamiątki po Janie Korczu zostały u pana?

- Niewiele tych rzeczy: paleta, okulary, napoczęte tubki z farbami. Mam jeden obraz Korcza na płótnie, jeden na płycie pilśniowej, który on sam przeznaczył na zniszczenie, a ja go odratowałem. Mam również namalowany przez siebie portret Jan Korcza. I to wszystko.(…)

Rozmawiała: Krystyna Kamińska
„Ziemia Gorzowska” nr 7 z 1988 r.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x