Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Zdarzyło się kiedyś »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Był sobie stadion Warty nad Kłodawką

2012-05-15, Zdarzyło się kiedyś

Piękne miejsce, ze względu na otoczenie, jakim jest dawny stadion dawnego Kolejowego Klubu Sportowego Warta przy ul. Dąbrowskiego, od lat czeka i nie może się doczekać sensownego zagospodarowania.

medium_news_header_235.jpg

Prezydent Tadeusz Jędrzejczak całkiem niedawno zaproponował, by teren ten korzystnie sprzedać na cele budownictwa mieszkaniowego, co natychmiast spotkało się z protestami radnych i ludzi związanych ze sportem, którzy nie bez racji domagają się przywrócenia temu miejscu dawnej roli i znaczenia. A kiedyś kwitło tu życie sportowe i towarzyskie – grali piłkarze, startowali lekkoatleci, odbywały się imprezy rekreacyjne, festyny rozrywkowe. Całe miasto tam bywało… I dzisiaj czy w dającej się przewidzieć przyszłości byłoby to znacznie wartościowsze rozwiązanie niż stawianie akurat tutaj kolejnych bloków.
W naszym cyklu przypominania tego, co zdarzyło się kiedyś, publikujemy reportaż Jan Delijewskiego z 1983 roku, który ukazał się na łamach Ziemi Gorzowskiej”, a w którym opisane są kulisy upadku klubu i stadionu… Przy okazji, to także ciekawy kawałek historii naszego miasta.


S.O.S. dla piłkarzy Warty – wyrzuceni z boiska


1 marca zadzwonił do redakcji trener piłkarzy „Warty” Gorzów Jerzy Wandelt, który zrozpaczonym głosem  oświadczył , nie mniej, ni więcej tylko tyle, że sekcja piłki nożnej znalazła się nad przepaścią. Grozi jej unicestwienie i dlatego w imieniu piłkarzy prosi o pomoc.
Umówiliśmy się więc na spotkanie na dawnym stadionie „Warty”, gdzie zawodnicy tego klubu mieli odbyć kolejny swój popołudniowy trening. Być może już ostatni, choć nie wiadomo było czy w ogóle do niego dojdzie.
W drodze na stadion zastanawiałem się, jak to jest możliwe, żeby klub posiadający największe tradycje Gorzowie, rzesze oddanych działaczy i sympatyków mógł dopuścić do takiego stanu rzeczy. Tym bardziej, że niecałe dwa tygodnie wcześniej odbyło się spotkanie zarządu „Warty” z władzami miasta, na którym powiedziano wiele pięknych słów o potrzebie odbudowania dawnej świetności najstarszego klubu w mieście, przedstawiano śmiałe plany dalszego rozwoju i deklarowano wszechstronną pomoc.
Gdy pojawiłem się na stadionie, trening już trwał. Na niewielkim skrawku boiska, nadającym się jeszcze od biedy do prowadzenia zajęć (pozostałą część przypominała istne grzęzawisko), ćwiczyli w osobnych grupach seniorzy, juniorzy i trampkarze. W pocie czoła realizowano, pod fachowym okiem szkoleniowców, poszczególne elementy treningu piłkarskiego mającego na celu wypracowanie sprawności ogólnej i szybkości. Żmudne i wyczerpujące zajęcia zakończyła zabawa z piłka.
Po skończonym trening rozmawiam z weteranami sekcji piłkarskiej : Leszkiem Janowiakiem – kapitanem drużyny seniorów (na co dzień pracownikiem Silwany), który na 32 przeżyte lata w „Warcie” spędził 14; Januszem Soroką – zawodnikiem i jednocześnie szkoleniowcem trampkarzy (pracownik Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej) mającym 29 lata, z czego 17 uganiał się na boiskach w barwach swojego klubu; Januszem Bryzkiem – 26 - letnim piłkarzem, którego staż klubowy wynosi 13 lat (pracuje w Kuratorium Oświaty i Wychowania) oraz trenerem Wandeltem – rozpoczął 35 rok życia i 22 działalności w klubie, w tym ostatnie 5 jako trener (zatrudniony jest w Spółdzielczym Przedsiębiorstwie Budowlanym).
Jednym słowem, „warciarze” z krwi kości, choć nie kolejarze.
Z potoku nagromadzonych przez lata żali, pretensji, goryczy moich rozmówców wyłania się powoli obraz „Warty”, jakiej nie znałem. Zawsze mówiło się o niej w superlatywach, stawiano innym za wzór. A tu nagle okazuje się, że był to tylko mit pieczołowicie przez lata kultywowany i rozbudowywany..
Na to przynajmniej wygląda.
Kroplą, która przelała kielich goryczy sportowców i szkoleniowców jest fakt pozbawienia ich możliwości trenowania i gry na stadionie stanowiącym ongiś własność ich klubu i nie dania nic w zamian. Rozumieją potrzebę modernizacji, oczekiwania pierwszoligowych lekkoatletów. Tylko dlaczego potraktowano ich jak powietrze? Co mają teraz z sobą zrobić?
- O tym, że stadion idzie do remontu – mówi trener Wandelt – wiedziano już od dawna. Zarząd  klubu zakomunikował mi o tym w lutym tego roku, obiecując jednocześnie, że znajdą nam coś zastępczego. Od września mamy kłopoty z ciepłą wodą, a ostatnio zawodnicy zmuszeni byli nawet myć się po treningu w brudnej wodzie Kłodawki. W niedziele, 27 lutego graliśmy mecz pucharowy, nie mieliśmy nawet za bardzo gdzie przyjąć drużyny gości. Nie było szatni. Tego samego dnia gospodarz obiektu powiedział mi nieoficjalnie, ze muszę oddać klucze do naszej szatni i innych pomieszczeń, z których korzystaliśmy dotychczas. 28 lutego kazano mi się stawić z kluczami na stadionie, gdzie w obecności wiceprezesa i sekretarza klubu zdałem je. Wtedy dopiero też oficjalnie dowiedziałem się, iż jesteśmy pozbawieni szatni, bo zaczyna się remont. Następnego dnia miano mi z dać klubu informację, co dostaniemy w zamian, a na ten dzień zaplanowany był normalny trening. Informacje otrzymałem. Miałem skontaktować się z kierownikiem sali AWF w parku Słowiańskim. Po skontaktowaniu się okazało, że jednak guzik załatwiono i szatni dla nas nie będzie. I dzisiaj trening odbył się tylko dlatego, że w jednej z szatni na stadionie jest wyłamany zamek u drzwi i mogliśmy się tam rozebrać. Ale co będzie z nami dalej, nie wiem.
W tym momencie trzeba cofnąć się w przeszłość. W latach pięćdziesiątych piłkarze „Warty” walczyli o II ligę. Później wiodło im się różnie, ale w starej lidze okręgowej wciąż  mieli sporo do powiedzenia. Od 1975 roku rozpoczął się kryzys trwający do dzisiejszego dnia.
- A to dlatego – stwierdza Leszek Janowiak – że w 1975 odszedł trener Kassjan, który miał dosyć już tego bałaganu panującego w naszym klubie. Dopóki on był, wszystko trzymało się jeszcze kupy, dzięki jego zaangażowaniu i pracowitości. Był trenerem, lekarzem, zaopatrzeniowcem, kierownikiem drużyny i czym tylko potrzeba było być. Bo zarząd  do pomocy zbytnio się nie kwapił.
Na przełomie  roku 1977/78 drużyna seniorów zostaje, ni stad ni zowąd, rozwiązana przez zarząd klubu. Ówcześni piłkarze są tym mocno zaskoczeni, ale nie mają nic do powiedzenia. Praktycznie zamiera działalność całej sekcji piłkarskiej, chociaż próbuje się robić coś niecoś z dziećmi i młodzieżą.
W 1978 roku zapada decyzja o reaktywowaniu sekcji, która w głównej mierze ma się zająć szkoleniem piłkarskiego narybku dla „Stilonu”. W 1981 roku zweryfikowano poprzednie zamierzenia i na bazie juniorów oraz starych zawodników, którzy chętnie wrócili, wystartowano w rozgrywkach seniorów zaczynając od klasy „B”. Po roku awansowano do klasy „A”, gdzie obecnie – po rundzie jesiennej – drużyna stanowiąca zlepek uczniów, studentów i ludzi dojrzałych zajmuje czwarte miejsce w tabeli ze strata trzech punktów do lidera.
Trenują i grają dla przyjemności , dla satysfakcji i dlatego, że są związani z „Wartą” od lat.
- Ćwiczymy 4-5 razy w tygodniu – opowiada trener – bo inaczej niczego nie osiągniemy. A my chcemy coś osiągnąć, lecz w obecnej sytuacji nie wiem czy nam się uda. Chłopaki czują się zawiedzeni, oszukani i przegrani. Włożyli tyle pracy, kosztem swego czasu wolnego, rodziny i zdrowia. A potraktowano ich jak pętaków.
- O wszystkim dowiedzieliśmy się dopiero dzisiaj przed treningiem – mówi Janusz Bryzek. – Nikt nie raczył nas o tym powiadomić. Ludzi z zarządu oglądamy od wielkiego święta, najczęściej jak przypinają sobie ordery. W większości ich nie znamy. Nie tak dawno zapewniano nas, że nie mamy się czym martwić. Wszyscy nam pomogą. No i trenowaliśmy pełni chęci i zapału, a teraz z bezsilnej złości ręce opadają.
- A przecież tylko dzięki takim starym wariatom jak my, jak Kulczycki i paru innych – dodaje Leszek Janowiak – ten klub jeszcze istnieje. Od lat czterdziestych działa zarząd w tym samym właściwie składzie i po raz kolejny wpuszcza nas w maliny. Gdyby nie Paweł Macierzewski, który jako jedyny coś robi, przestalibyśmy istnieć. I jak na ironie losu, ten człowiek czujący piłkę jak mało kto w Gorzowie, który tyle dla niej zrobił, został oddelegowany do pracy w sekcji tenisa stołowego. A opiekuna piłkarzy nie widzieliśmy na oczy.
- Dlaczego nikt osobiście nie pokwapił się, żeby z nami się spotkać – pyta Janusz Soroka. - W tym klubie nigdy nie umiano ani z ludźmi pracować, ani nawet im podziękować za pracę. Właśnie tym, którzy pracowali na chwałę zarządu. Co ja mam teraz powiedzieć swoim trampkarzom, którzy mnie pytają, czy to prawda, że „Wartę „ rozwiązują? Jakie ja mam warunki do pracy z nimi? I dziwić się, że coraz mniej chętnie przychodzą na treningi?!
Po tym co zobaczyłem i usłyszałem wcale się temu nie dziwię. Nie dziwię się też rozgoryczeniu piłkarzy i trenerów. Dziwię się tylko, że do tego doszło, że druga po „Stilonie” sekcja piłkarska w stutysięcznym mieście traci racje bytu. I to na skutek indolencji i beztroski ludzi odpowiedzialnych za nią z urzędu.
Kto naprawi teraz ten błąd?
Jan Delijewski
„Ziemia Gorzowska” nr 10 z 1983 r.
Od redakcji: Błędu już raczej nikt nie naprawił. A zapowiadany remont, jak widać na zdjęciu,  trwa do dzisiaj…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x