Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Brakuje społeczników, którzy by dali się pokroić za Gorzów

2016-09-14, Nasze rozmowy

Z Jerzym Synowcem, prawnikiem, radnym i społecznikiem, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_16091.jpg

- Pracuje pan nad przygotowaniem niezwykłego albumu o Gorzowie. O czym będzie on opowiadał?

- Pod koniec września chcę wydać album zatytułowany ,,100 miejsc wstydu’’. Będzie on poświęcony tylko ścisłemu centrum miasta i będzie przedstawiał miejsca niezwykle zaniedbanie; ruiny, zniszczone i zaśmiecone place, walące się płoty. Chcę pokazać, że gdybyśmy zmienili oblicze tych miejsc miasto od razu zyska na wizerunku. Dobrym przykładem niech będzie gruzowisko w miejscu, gdzie dawniej miał powstać pałac ślubów przy Warszawskiej. Przez 30 lat mieliśmy tu bałagan, a teraz powstaje nowoczesny apartamentowiec, który ucywilizuje okolicę. Jeżeli posprzątamy inne miejsca Gorzów stanie się estetyczny, a o to powinno nam chodzić. Miejsc wstydu jest znacznie więcej, ja pokażę w albumie tylko te symboliczne.  

- Dlaczego nie potrafimy zadbać o porządek?

- Rozumiem, że dla gorzowian ważniejsze są inne sprawy, jak dobrze płatna praca, jak dobra uczelnia, jak dostępność do żłobków i przedszkoli. Pamiętajmy jednak, że nie wszystko zależy od woli miasta, a na przykład od koniunktury gospodarczej w kraju. Poza tym wszystkiego nie można zrobić w krótkim czasie. Ja skoncentrowałem się tylko nad tym, co daje miastu wygląd, charakter. Najbardziej zależy mi na tym, żeby Gorzów był naszym miastem, takim do którego chętnie się wraca.

- A może po prostu nas nie stać, żebyśmy żyli w ładnym i czystym mieście?

- Można zapytać się czy stać było Niemców, Holendrów, Belgów, Austriaków na to, żeby ich miasta stały się piękne? Też mieli kiedyś je zrujnowane i nie zawsze byli bogaci. Spójrzmy jak wygląda cała Europa, miasteczka, nawet wsie. I to na Węgrzech, Czechach, czy w Rumunii. Wszędzie kładzie się duży nacisk na wygląd, bo jest on ważny dla mieszkańców. To jest jak z ubiorem. Można chodzić schludnie, ładnie i nowocześnie ubranym, ale można też założyć na siebie szmaty.

- Jest coś, co pana cieszy w mieście?

- Na pewno remonty ulic. Ostatnio dużo pod tym względem się dzieje i remonty nie dotyczą tylko dużych i wcześniej zaplanowanych arterii, ale wykonuje się mniejsze prace, jak choćby na Konstytucji 3 Maja czy ulicy Warszawskiej za rondem Santockim. Mamy z tego powodu spore kłopoty komunikacyjne, ale one są przejściowe. Będę cieszył się dalej, jak temat remontów dróg zostanie w dalszych latach kontynuowany i zaczniemy naprawiać kolejne ważne ulice w mieście, jak Kosynierów Gdyńskich, Kazimierza Wielkiego, Armii Polskiej, Drzymały. To wstyd dla miasta, że takie ulice przypominają tor przeszkód. Przecież one są dla nas, to my codziennie nimi się poruszamy. Miasto nigdy nie będzie przyjazne dla ludzi, jak nie będzie miało równych dróg. Jesteśmy społeczeństwem, które jest zdane na poruszanie się samochodami czy transportem miejskim.

- Osiem lat temu powiedział pan, że nasze miasto nie ma charakteru. Nie kojarzy się zupełnie z niczym. Czy od tamtej pory zmieniło się coś na korzyść?

- Nadal mamy problemy, żeby ktoś nas z czymś kojarzył, ale zrobiliśmy ważny krok do przodu. Zwróciliśmy uwagę na coś co mamy najcenniejsze, mianowicie ponownie skierowaliśmy swój wzrok w kierunku Warty. Gorzów nie ma centrum, bo nie ma starówki. I nigdy nie będzie miał, bo została ona bezpowrotnie utracona. Rzeka jest jednak cenną rzeczą. Zrobiliśmy fajny bulwar, lada dzień pójdziemy w kierunku mostu Lubuskiego z quasi-bulwarem. Drugi brzeg już powoli zaczyna prezentować się przyzwoicie. Zawarcie, jako dzielnica, również nabiera kolorytu. Jest tam największa galeria w mieście, mamy nowoczesny stadion żużlowy, pole golfowe, niedługo zostanie zagospodarowany kwartał przy Wale Okrężnym. I na samej Warcie dzieje się wiele dobrych rzeczy.

- Skoro Warta ma nam zastąpić starówkę, to może nie ma sensu robić deptak przy ul. Sikorskiego?

- Budowa deptaku przy ul. Sikorskiego od początku jest pomysłem poronionym. Zawsze to mówiłem i będę mówił, licząc że nastąpi opamiętanie. Zresztą teraz mamy dobitny przykład co oznacza zamknięcie kawałka ulicy Warszawskiej. W godzinach szczytu tworzą się tu gigantyczne korki samochodowe, a ul. Teatralna nie jest w stanie przyjąć wszystkich aut. Tu jest naprawdę Armagedon. I jak zamkniemy kawałek Sikorskiego takie sceny będziemy mieli na co dzień, a po deptaku nikt nie będzie chodził, bo i po co? Mamy naturalne deptaki, które trzeba ucywilizować. Hawelańską, Pocztową, Chrobrego, a przede wszystkim Strzelecką. Idźmy w jedną stronę do Warty, w drugą do parków, Kłodawki, a nie wymyślajmy cudów. To gorzowskie rzeki i rzeczki wyznają kierunki rozwoju miasta, a nie politycy.

- Gdyby miał pan ocenić ostatnie lata życia Gorzowa, to powiedziałby pan, że śmiało idziemy do przodu czy bardziej drepczemy w miejscu?

- Myślę, że raczej marnujemy ten czas. Są rzeczy, które dawno powinniśmy zrobić i dzięki temu Gorzów miałby wreszcie swoją twarz, a tak ciągle mam wrażenie, że wizerunkiem miasta jest brzydka gęba, która pozostała po dawnych czasach.

- Ostatnio nie oszczędza pan prezydenta Jacka Wójcickiego, podnosząc na niemal każdym kroku liczne wątpliwości co do jego działalności merytorycznej. A przecież przed niespełna dwoma laty zachęcał pan do zmiany przywództwa w Gorzowie?

- Oczywiście prezydent nie ma czarodziejskiej różdżki, którą co nie dotknie wszystko się zmieni. Jestem zawiedziony jedną kwestią. Otoczeniem pana prezydenta. Brakuje wokół niego kompetentnych ludzi. Pierwszy przykład z brzegu. Co się dzieje z gorzowską kulturą i sportem? Swary narastają w tempie astronomicznym. Wszyscy zaczynają się kłócić. Czy naprawdę nie można znaleźć kogoś kompetentnego, kto by się tym zajął, ale tak od serca, nie urzędniczo. I odciążył profesjonalnie prezydenta od tych spraw. Wystarczy wytyczyć proste kierunki rozwoju i potem punkt po punkcie to realizować. Dotychczasowi ludzie kompletnie się nie sprawdzają, jest bezhołowie. Prezydent powinien tupnąć nogą, a najlepiej walnąć pięścią w stół. I zamiast wyznaczyć kogoś, zwleka, a wszystko się rozłazi. Boleję nad tym, że kulturą czy sportem zajmują się ludzie trochę z przypadku. W tych obszarach można niewielkim nakładem pokazać się najszybciej. I tak jest w kilku innych kwestiach. Dobór kadrowy jest zły, co wszyscy stwierdzają.

- Nie brakuje opinii, że prezydent po prostu nie ma zaufania do środowiska gorzowskiego w różnych obszarach. Stąd sięga po znajomych lub nawet obcych z Polski. Ale to chyba są opinie wygłaszane przez zazdrośników?

- Nie wiem czym kieruje się prezydent przy wyborach kadrowych, ale to że w magistracie pojawiają się ludzie daleko spoza Gorzowa nie jest dobrym sygnałem. Bo czy rzeczywiście przykładowo taka Piła ma więcej zdolnych fachowców niż Gorzów? Nie wierzę w to i tego nie potrafię zrozumieć. Fachowców w naszym mieście można znaleźć. Sam bez trudu mogę ich wskazać, ale nie chciałbym ich tu ,,spalić’’.

- Czy po blisko dwóch latach widzi pan w działalności prezydenta wizję rozwoju miasta na miarę naszych  skromnych jednak możliwości?

- Hm… To jest ciężki temat. Okres dwuletni jest wystarczający, żeby takie wizje przedstawić. Nie mówię tu o bieżącej działalności, takiej na 2-3 lata, ale na 10-15 lat. Na pewno Gorzów za obecnego prezydenta mocno się zmieni. Będziemy mieli nowe torowiska, nowe tramwaje, nowe autobusy, wyremontowane drogi. Są to super ważne rzeczy, ale czysto techniczne, które muszą być zrobione i byłyby bez względu na to, kto dzisiaj by rządził miastem. Siłą prezydenta powinno być odpowiedzenie nam wszystkim na pytanie, na co chcemy stawiać, na czym chcemy budować wspólnotę? Najłatwiej jest postawić na masowy sport, który w każdych okolicznościach będzie nas wyróżniać. Czy to się komuś podoba czy nie. Dzisiaj brakuje tej odpowiedzi. Podobnie brakuje odpowiedzi na pytanie, czy chcemy mozolnego czy błyskawicznego rozwoju akademii gorzowskiej? W tej chwili mam wrażenie, że są prowadzone działania formalne, takie, ponownie użyję słowa, techniczne. W mojej ocenie powinniśmy wybrać dwa-trzy obszary i w ich kierunku rzucić wszystkie możliwe siły.

- Czyli?

- Postawmy na rozwój akademii, sportu, kultury, upiekszenie miasta i remont kamienic. Wszystkie ręce na pokład i jedziemy do przodu. Proste hasło, prosty plan i działajmy. A my mamy takie fokusowe pomysły typu remont willi Jaehnego za ponad 20 mln, chcemy remontować nowy ratusz za ponad 100 mln, kupić i wyremontować Przemysłówkę za kolejne miliony czy budować deptak na Sikorskiego. 30 lat temu z takimi pomysłami można było wyskakiwać. Dzisiaj żyjemy w innym świecie, w innych realiach. Proszę mi powiedzieć, co wniosą te inwestycje w rozwój miasta? Kompletnie nic. Nie potrzeba nam nowych budynków na potrzeby magistratu, tylko sprawnych urzędników z komputerem w ręku, którzy mogą w domu obsługiwać petentów i nie będzie to wcale ze szkodą dla mieszkańców. Czemu ma służyć willa Jaehnego? Jakimś niszowym kwestiom kulturalnym? Za gigantyczne pieniądze? Dom historii miasta? Jak najbardziej. Dajmy parę złotych Robertowi Piotrowskiemu i niech w interesie nas wszystkich realizuje te swoje wizje. Po co mamy natomiast płacić wielkie pieniądze za jakieś muzea z gablotami i kapciami, które nikogo nie interesują.

- A nie jest czasami tak, że skupił się pan na budowie silnej pozycji nowej partii, jaką jest Nowoczesna i stąd nie jest panu po drodze z prezydentem, którego coraz częściej pan krytykuje?

- Jestem szeregowym członkiem tej partii, w której widzę duży potencjał. Z obecnie rządząca partią PiS nie jest mi po drodze, PO obumiera, dlatego postawiłem na Nowoczesną. Wszyscy, którzy jednak mnie znają wiedzą doskonale, że moje aspiracje nie sięgają żadnych stanowisk. Nie chcę być parlamentarzystą, nie chcę być nawet wysoko w lokalnych strukturach partii. Co najwyżej mogę być radnym. Nigdy nie będę aspirował do żadnych stanowisk. Zawsze gdzieś tam politycznie działałem, ale zawsze w trzecim szeregu. To nie ma nic wspólnego z działalnością na rzecz miasta, które kocham i chcę, żeby wyglądało pięknie i było nowoczesne. Dla mnie naprawdę nie ma znaczenia, jaka partia rządzi Gorzowem. Poprę każde rozwiązanie zmierzające do autentycznego rozwoju.

- Dlaczego rada miasta nie wykorzystuje dany przez społeczeństwo mandat, nie jest inicjatorem ciekawych propozycji? Słowem, dlaczego jest taka miałka?

- Z dwóch powodów. Rada w znacznej części jest słaba personalnie. Zwłaszcza ci, którzy zastępują kogoś i do końca nie wiedzą po co tam są. Nie mają pomysłu na funkcjonowanie w radzie. Drugi powód to brak społeczników, którzy by dali się pokroić za Gorzów. Dla większości radnych bycie tu to trzecie, czwarte zajęcie w kolejności. Do tego w ostatnim czasie rada stała się bardzo upolityczniona w tym sensie, że powstał taki bezpartyjny blok współpracujący z prezydentem, ale i nastawiony na własny interes, nie miejski. To jest smutne, niepokojące. Niestety, ważniejsze jest załatwianie dla siebie posad lub realizowanie innych prywatnych interesów. I to widać gołym okiem. Martwi też, że przychodzi taki radny i jak tylko otrzyma ciekawą posadę natychmiast rzuca swoją działalność na rzecz miasta. Mandat radnego powinien być czymś znacznie ważniejszym niż inne posady.

- Można wierzyć w to, że ta rada jest w stanie się obudzić?

- Nie wierzę, aczkolwiek jest sporo ludzi dobrej woli. I wszyscy, którym zależy na mieście, wyborcach a nie posadach powinni się zgrupować i stworzyć luźne ugrupowanie, by ten głos był silniejszy niż dotychczas. Mam nadzieję, że za dwa lata wybory wygra takie właśnie ugrupowanie. Ludzi nastawionych tylko na rzecz Gorzowa, nie na sięganie po stanowiska, apanaże lub inne konfitury. Obecnie rada stała się odskocznią do robienia karier zawodowych.

- Jesteśmy dziś przedmiotem kpin w Zielonej Górze – powiedział były prezydent Tadeusz Jędrzejczak. Podpisał by się pan pod tymi słowami?

- W znacznej części tak. Mamy, niestety, fobię antyzielonogórską. Ciągle ich krytykujemy zamiast czerpać z ich wzorów. Po wojnie Zielona Góra była mniejszym miastem niż Gorzów. Potrafiła jednak przez te lata trzy razy lepiej wykorzystać dane im szanse. Postawiła na uczelnię w czasach, kiedy my nawet o tym nie pomyśleliśmy. Poszła w takie kierunki, że warstwa technokratów, intelektualistów jest tam 20 razy większa niż u nas. To powoduje swoje pozytywne skutki w wielu płaszczyznach. Oni nie mają kompleksów filharmonii. Oni mają filharmonię, którą dotuje marszałek i świetnie to funkcjonuje. Oni nie mają kompleksów na tle stadionu żużlowego, oni wybudowali piękną halę. Oni nie mają kompleksów, że gorzowski szpital coś dostaje, bo sami rozwijają swoją lecznicę z większym rozmachem. Problem tkwi w tym, że w wielu obszarach za bardzo nie wiemy jak się za wszystko zabrać. Efekt jest taki, że oni robią, my gadamy. Przykładem jest jeden z obecnych wiceprezydentów Gorzowa. Przez ostatnie lata tylko krytykował Zieloną Górę zamiast samemu tryskać  pomysłami co zrobić, żebyśmy mieli lepiej niż w Zielonej Górze. To wszystko pokazuje nasze kompleksy.

- Prezydent Jędrzejczak wskazuje również, że nie potrafimy sięgać po środki unijne. Jest on członkiem zarządu województwa, to chyba wie co mówi?

- Wie i rzeczywiście nie jesteśmy na tym polu aktywni. Moja żona jest radną sejmiku wojewódzkiego i dzięki temu mam pełną informację. Często nawet nie potrafimy aplikować, a jak już to czynimy, to bywa, że byle jak. W ogóle jestem zaskoczony tym co się u nas zaczyna dziać. Taki drobny przykład. Marszałek województwa przekazała środki na remont i zmianę oblicza naszego teatru. Poproszono nasze miasto, żeby wyłożyło 30 tysięcy złotych na remont ogrodzenia. I co usłyszeliśmy? Skoro marszałka stać na utrzymywanie lotniska w Babimoście to tym bardziej stać na nowy płot wokół gorzowskiego teatru. Ręce opadają. Zamiast natychmiast sięgnąć po te środki, żeby wokół teatru było ładnie, to wystawiamy sobie smutne i żałosne świadectwo. Ten przykład powinien być wszędzie pokazywany jako wzór gorzowskiej głupoty.

- Jak tak dalej pójdzie, to zaczniemy tęsknić za prezydentem Jędrzejczakiem?

- To jest zamknięta karta, prezydent Jędrzejczak również miał pomysły, które odbijają się czkawką i będą odbijać się jeszcze przez wiele lat. Takim czołowym pomysłem było usadowienie filharmonii za miastem. Kiedyś odwiedził mnie w Gorzowie jeden z największych polskich malarzy i zaprowadziłem go do filharmonii. Popatrzył i powiedział, że architektura jest w takim powiatowym stylu, ale to się jeszcze da jakoś obronić. Zapytał się jednak, dlaczego ten obiekt stoi za miastem? Zobaczył pola i pomyślał, że jesteśmy gdzieś na obrzeżach.

- Dlaczego gorzowskie środowisko sportowe nie potrafi ze sobą współpracować, a jedynie podstawia sobie na każdym kroku nogę?

- To jest kolejna zasługa prezydenta Jędrzejczaka, który rozbił to środowisko. Hołubił tylko jednej dyscyplinie sportu, niszcząc wiele innych. Przypomnę choćby, że wystarczyła niewielka pomoc w uratowaniu pierwszoligowej piłki w mieście czy siatkówki. Nie chciał tego zrobić.

- Zgoda, ale wcześniej przeznaczał duże miliony na wszystkie dyscypliny i kluby nie potrafiły tego właściwie zagospodarować.

- To fakt, kluby nie zawsze potrafiły to spożytkować.

- Mówimy jednak o historii. Co zrobić, żeby dzisiaj to środowisko współpracowało we własnym interesie?

- Duża rola w tym obecnego prezydenta. Powinien wreszcie przyjąć do wiadomości, że wszystkie gorzowskie dzieci są jednego Boga, a nie lepszego i gorszego. A dzisiaj te lepszego Boga mają wypasiony, najnowocześniejszy w świecie żużlowy stadion, a dzieci gorszego Boga nie mają nawet boisk, na których mogłyby pograć w piłkę czy pobiegać. Niestety, ale dzisiaj mamy żużel i resztę, która musi żywić się ochłapami spadającymi ze stołu. To jest fatalny kierunek. Musi zostać niewielkim nakładem wyremontowany do końca stadion Warty, postawiona skromna hala dla sportów halowych i musi być zmodernizowany etapami stadion Stilonu. Bez tego nie będzie gorzowskiego sportu, nie będzie zgody środowiska. Kibice innych dyscyplin niż żużel muszą czuć, że są również szanowani i doceniani. Dzisiaj tak nie jest, co wzbudza frustrację, wściekłość. Nie namawiam, żebyśmy z dnia na dzień to wszystko zrobili. Budżet tego nie udźwignie. Róbmy powoli, za niewielkie pieniądze, ale róbmy, nie gadajmy tylko o tym. A dzisiaj już możemy zrobić poważny krok do przodu. Dajmy miejskie obiekty sportowcom za symboliczną złotówkę. Niech ten sport się rozwija, niech na te boiska przybędzie jak najwięcej dzieciaków i niech trenują. W tej chwili jedną ręką dajemy takim klubom 100 tysięcy, drugą zabieramy pod płaszczykiem wynajmowania boisk. Takie przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej generuje tylko niepotrzebne koszty.

- Razem z innymi radnymi z Nowoczesnej chce pan, żeby samorząd sfinansował program leczenia bezpłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego. Złożony został nawet w tej sprawie projekt uchwały, a prezydent Wójcicki zapowiedział, że rozważy ten pomysł. Po co jednak robić nadzieje rodzinom, chcącym skorzystać z tego programu, skoro i tak uchwała raczej nie wejdzie w życie, bo nie dopuszczą do tego prawicowi  radni?

- Nie wierzę w to. Myślę, że większość radnych podpisze się pod tą uchwałą. Nie wyobrażam sobie, żeby radni przykładowo proprezydenckiego klubu Gorzów Plus, w większości o poglądach lewicowych, byli przeciwni tej uchwale. Podobnie jak radni PO czy niektórzy z klubu Ludzie dla Miasta. Nie wierzę, że niezależna radna Grażyna Wojciechowska również miałaby być przeciw udzieleniu pomocy kilkudziesięciu gorzowskim parom rocznie, które marzą o własnym dziecku a jedynym sposobem dla nich jest in vitro. Gdyby tak się stało,  to znaczy że koniunkturalizm, oportunizm sięgnąłby niedopuszczalnych granic. Jestem przekonany, że większość radnych przyjmie tą uchwałę.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x