2025-07-11, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Ireneusza Macieja Zmory, byłego prezesa Stali Gorzów
- W najbliższą niedzielę 13 lipca czekają nas kolejne derby lubuskie. Tym razem Stal Gorzów pojedzie w Zielonej Górze. Jaki przewiduje pan scenariusz tego meczu i kto wygra?
- Stal Gorzów nie jest faworytem tego spotkania. Powiem więcej, mam obawy, że może to być mecz – mówiąc piłkarskim językiem – do jednej bramki. Niestety, obecna dyspozycja liderów gorzowskiego zespołu nie napawa optymizmem i po ładnej serii sześciu zwycięstw z rzędu od 2020 roku przyjdzie nam zapewne przełknąć gorzką pigułkę. W tej chwili w Gorzowie wszyscy związani z żużlem myślą już tylko o walce o utrzymanie się, play-off dawno nam odjechał. Natomiast klub dodatkowo musi cały czas toczyć walkę w wymiarze nie tylko sportowym, ale również organizacyjno-finansowym.
- Ewentualna porażka w Zielonej Górze tak naprawdę nie zmieni pozycji Stali w walce o utrzymanie się w PGE Ekstralidze. Każdy kolejny mecz powinien przybliżać jednak drużynę do uzyskania optymalnej formy na decydującą fazę sezonu ligowego. Czy pana zdania widać w drużynie jakiś pozytywny ruch, bo do decydujących spotkać pozostało już tylko kilka tygodni?
- Powiem wprost, że na obecnym etapie drużyna jest w rozsypce, a nawet dobrym określeniem byłoby powiedzieć, że nie istnieje. Brakuje nam liderów. Odnoszę wrażenie, że nikt nad drużyną nie panuje. Ostatni domowy mecz z Betard Spartą Wrocław dobitnie to pokazał. Odnieść na własnym torze zaledwie dwa indywidualne zwycięstwa to nie wynik, z którego możemy być dumni. O słabej dyspozycji zawodników świadczą też ich występy w innych imprezach. Ostatnie Grand Prix w Malilli i postawa Martina Vaculika czy Andersa Thomsena mogła załamać każdego kibica gorzowskiej drużyny. Stal jest w dużym dołku i na obecną chwilę nie ma praktycznie szans na obronienie miejsca wśród najlepszych drużyn w kraju. Dlatego mecz w Zielonej Górze powinien być takim początkiem stawiania zespołu na nogi.
- Byt żółto-niebieskich w PGE Ekstralidze wisi na włosku, a kibice zewsząd słyszą, iż zarząd prowadzi zaawansowane rozmowy z zawodnikami innych klubów na temat ich startów w Gorzowie w 2026 roku. Czy to jest naturalna sytuacja?
- To jest pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi. Jeżeli Stal w tej chwili nie byłaby aktywna na rynku transferowym i przespałaby ten czas, to w październiku nie miałaby już kogo zakontraktować, gdyż inne kluby już by to za nią uczyniły. Problemem jest motywacja zawodników. Jeżeli przykładowo niektórzy obecni żużlowcy Stali zorientują się, że może zabraknąć dla nich miejsca w zespole na następny sezon, to ciężko będzie im oddać serce w meczach o utrzymanie się w lidze. Dlatego prowadząc rozmowy kontraktowe trzeba również prowadzić je z obecnymi zawodnikami, dając im sygnał, że przy odpowiednio dobrej jeździe znajdzie się dla nich miejsce w zespole, jeśli są tym zainteresowani. To jest ta delikatność i umiejętność prowadzenia rozmów. Jest jeszcze jeden problem. Anders Thomsen jest kuszony przez Włókniarza Częstochowę, a to z tą drużyną prawdopodobnie pojedziemy w pierwszej fazie play-down, gdzie stawką dwumeczu będzie bezpośrednie utrzymanie się w PGE Ekstralidze. I jeśli Duńczyk byłby już w tym momencie dogadany z Włókniarzem, to ciężko byłoby mu ,,spuścić’’ swojego przyszłego pracodawcę do niższej ligi. Słowem, sytuacja panująca na rynku transferowym w polskim żużlu jest bardzo niezdrowa.
RB
Trzy pytania do Ireneusza Macieja Zmory, byłego prezesa Stali Gorzów