2023-02-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Rzeczy ładne czasami nam umykają, bo stoimy nie tam, gdzie można by było. Rzeczy ładne czasami nam umykają, bo nie umiemy na nie patrzeć.
Rzeczy ładne – pejzaż, architektura, drobny szczegół, duża instytucja kultury, chodnik z drobnej kostki bazaltowej, smok na fasadzie, drugi smok zawieszony gdzieś tam wysoko, też na fasadzie, Meduza patrząca groźnym wzrokiem. Ale i inne wizerunki Meduzy wiszące nad nami. Do tego rzeczy niematerialne – jak literatura – nasi pisarze i poeci, bo dramaturgów nam brak (Iwona Kusiak jest jedynym wyjątkiem), teatr, w tym nasi aktorzy, jak muzyka, w tym nasi muzycy, ale i nasi kompozytorzy, jak sztuka – w tym nasi artyści – świetni i trochę mniej świetni malarze, fotografowie, scenografowie, to wszystko nam umyka. Po prostu.
Proza życia, rachunki, drożejące życie, walka o swoje powoduje, że nie zauważamy. Nie zauważamy, że jednak – redaktor (mam nadzieję) wybaczy i państwo przemili czytelnicy też (mam nadzieję jeszcze większą niż w przypadku redaktora) – w tym kurniku, za jaki mam miasto owe jest mnóstwo rzeczy zwyczajnie ładnych. Takich, że człowiek czasami mówi tak – no szlag. Jednak jest.
Początek złośliwca – ta lista, ułomna niestety, jest ukłonem i ściągą z niego – z mego ukochanego filmu The Pillow Book w reżyserii Petera Greenawaya. Miałam nadzieję, że jak Sei Shōnagon uda mnie się ułożyć listy rzeczy ładnych, rzeczy nieładnych, rzeczy ważnych…. Ściągnęłam tylko jedną listę. I przy niej zostańmy. O tym, że miasto traci resztki urody miasta bombonierki wszyscy wiedzą. Ale są właśnie te śliczne. To te drzewa o złotej lub miedzianej godzinie. Łażę tamtędy często. To muzeum, to Filharmonia, to Biblioteka, to Archiwum, to Mała Galeria. To te rzeczy bardzo ładne.
Lubię patrzeć na płoty – najbardziej mnie uwodzą te sztachetowe, których w okolicy prawie nie ma. Stoję czasem w deszczu przy muzealnym płocie. I mój zachwyt rośnie. Lubię się gapić na płot, który powinien być – zielony, czarny, złoty, pomarańczowy…. Jakikolwiek. Byle zadbany. Lubię się gapić na muzealny płot w takich chwilach jak ta. Złoty moment. Widać piękno muzealnego parku i płot. Niepiękny niby jest, ale w tej chwili… jest zwyczajnie ładny.
Miasto to, nazwane dawno temu – bombonierką przez bardzo ważną mieszkankę, już nie jest bombonierką. Jest…. Ale jak się spojrzy na nie, miasto dziwne, to widać, że bombonierką jest. Cały czas, choć każda kolejna władza usiłuje temu miastu urodę bombonierki mu zabrać. No cóż.
I z drugiego kąteczka. Żegnam się z wami. Moimi ulubionymi i niekoniecznie ulubionymi (wasza decyzja – nie moja) czytającymi. Każdego kocham. Znikam. Wyjeżdżam. Przestaję pisać. Odetchnięcie od złośliwców. Miłego czasu.
Renata Ochwat
PS. Bo trzeba. 36 lat temu Teatr Osterwy zaprezentował warszawskiej publiczności na deskach Teatru Żydowskiego przedstawienie „Iwona, księżniczka Burgunda” w reż. Ryszarda Majora (1948-2010); warszawskie tournée trwało 2 dni. A co niektórzy bredzą, że Gorzów to zaścianek. Ja tak bredzę. No cóż…
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.