2023-02-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Dziwnie się to układa. Była restauracja, nie ma. Wiktoria Koronienko przeniosła swój punkt pomocy Ukraińcom w nieodległe miejsce. Ale restauracji na razie nie będzie.
Szkoda wielka. To był rozpoznawalny punkt na planie miasta. Jak tylko wybuchła wojna, gromadzili się tam ci, co pomagali i potrzebowali pomocy. I teraz, na dokładnie trzy dni przed rocznicą wybuchu tej krwawej jatki, niknie to miejsce.
Nie wnikam, co się tak naprawdę stało, co zdecydowało, że już nie będzie tego miejsca. Nie mam wiedzy, a spekulować nie chcę i nie bardzo lubię. Zwyczajnie mi szkoda i tyle. Dobrze jest, że jednak będzie punkt pomocy. Wiktoria zapowiada, że postara się uruchomić restaurację w innym punkcie, ale na te chwilę jeszcze nie wie, kiedy. Po prostu szkoda.
A teraz z drugiego kątka. Otóż z uwielbieniem czytam debaty na temat centrum przesiadkowego – jak ma wyglądać, jak zmieni się ulica Dworcowa, kiedy zostanie zamieniona w deptak, jak cudnie będzie, kiedy powstaną nowe zatoki dla autobusów dalekobieżnych i takie tam różne. I pusty śmiech mnie ogarnia, bo nic innego nie może.
Milion razy pisałam o tym, że dopóki nie zmieni się standard komunikacyjny, dopóki rzeczywiście miasto nie zostanie skomunikowane zarówno z resztą kraju, jak i z Berlinem, to tworzenie różnych centrów nie ma zwyczajnie sensu.
Przykłady? Proszę bardzo. Ostatnie coś w kierunku Zielonej Góry wyjeżdża o 18.55 – teoretycznie, bo nigdy nie wiadomo, czy pojedzie. Przecież to groteska, żeby w kierunku drugiej i moim zdaniem faktycznej stolicy województwa nie można się było wydostać po 19.00. Nie ma praktycznie żadnego pociągu, który byłby skomunikowany z połączeniami do Berlina. Każdy musi odsiedzieć swoje godzinki – krótsze lub dłuższe w Kostrzynie. Podobnie zresztą jest w obojętnie którą polską stronę.
Mam wrażenie, że Gorzów to jakaś taka wyspa, do której coś dojeżdża albo nie dojeżdża, bo komuś się coś tam przypomni lub nie przypomni. Dlatego też po raz milionowy – zanim o centrach przesiadkowych mocno ingerujących w historyczną tkankę miasta, to może lepiej o polityce komunikacyjnej. Bo będzie centrum, a nie będzie nikogo lub garsteczka, która z niego korzystać.
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija setna rocznica śmierci Friedricha Quilitza (93 l.), zasłużonego mieszkańca Landsbergu, właściciela destylarni i banku, byłego radcy miejskiego (1890-1902), filantropa i fundatora parku swego imienia, dziś parku Siemiradzkiego.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.