2023-06-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Ja go kocham od dokładnie 35 lat. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam na osobiste patrzałki pierwszy oryginalny obraz Johannesa Vermeera w moim życiu i nigdy tego nie zapomnę. A teraz, okazuje się, kolejni się zakochują.
A było tak. Szłam sobie do pracy. Wcześnie rano, bom z tych co bladym świtem wstają i najlepiej im się bladym świtem pracuje. No i nagle spotkałam dawno niewidzianą znajomą. Po standardzie – Cześć, jak miło, a co u ciebie?, moja znajoma nagle – Renata, a powiedz, jak tam w tym Amsterdamie stałaś przed obrazami Vermeera, to co czułaś? Przyznam, zwyczajnie na chwilką zabrakło mi konceptu. Bo co można powiedzieć? Zachwyt? Radość? Szczęście? Coś na kształt spełnienia? Może odrobinę żalu, że się dokonało?
No i moja miła znajoma rzuciła mi na ten moment koło ratunkowe takim oto stwierdzeniem – Bo wiesz, ja tam za bardzo się nie znam, ale poszłam czas jakiś temu do Heliosa na film, znaczy dokument o tych obrazach i mnie trafiło. Muszę choć jeden obraz sama zobaczyć. Wiem, że ty wiesz, gdzie, to powiedz. No i się rozgadałyśmy na temat mego uwielbianego malarza. Oczywiście poleciłam Gemäldegalerie w Berlinie, gdzie można zobaczyć Kielich wina i coś absolutnie cudnego, czyli Sznur pereł oraz Galerię Starych Mistrzów – Zwinger w Dreźnie, gdzie jest Dziewczyna czytająca list – początek mego fisia i uwielbienie wielkie oraz U stręczycielki – tego obrazu jak raz nie lubię. No i oczywiście Amsterdam oraz Hagę, gdzie jest dzieło absolutne – Dziewczyna z perłą.
Znajoma się ucieszyła, zapytała, czy się do Berlina na miniszlak Vermeera nie wybiorę, bo jak nie, to ona sama. Pożegnałyśmy się i …. No właśnie i.
Jakiś czas temu, za sprawą wystawy – dla mnie klejnotu – którą Rijksmuseum przygotowało, ogólnogalaktyczna moda na oglądanie prac Johannesa Vermeera osiągnęła punkt niewyobrażalny Tłumy pojechały do Amsterdamu. Ja oczywiście też. Stałam w niemym zachwyceniu…. Byłam maks szczęśliwa. Szkliły mnie się oczy. Nigdy bowiem nie myślałam, że będzie mi dane.
A potem okazało się, że choć wystawa już zamknięta, to dzięki cudnemu dokumentowi – brawa realizatorom – wzmożenie trwa. Bo kto się zagapił, a lubi, i nie zdążył lub nie miał możliwości kupić biletu i pojechać do Niderlandów, zyskał niezwykłą możliwość zerknięcia na wybitne obrazy mistrza z Delft. I to tak na nie popatrzeć, że ciarki po krzyżu latają. A do podtrzymania gorączki zainteresowania tym malarstwem dołożyła się komercyjna sieć Helios.
To rzecz zwyczajnie niezwykła, że Helios, który już raz pokazał ten film, ale zainteresowanie jest tak wielkie, tyle zapytań i próśb dostał, że zdecydował, iż znów ów niezwykły dokument pokaże. W całym kraju, w tym także w Miasteczku na Wzgórzach. I jak kto nie zdążył, lub się zagapił, to może się wybrać do naszego Heliosa 25 czerwca lub 12 lipca.
Ja wiem, że film to namiastka, proteza. Ale może stać się zachętą do wyjazdu do Berlina czy do prześlicznego, koronkowego Drezna. To jest w zasięgu każdego. I wiem, że wielu, którzy nie dali rady na wielką wystawę w Amsterdamie, już planują wyjazdy do Berlina właśnie. Potem czas przyjdzie na Drezno.
Mój fiś pod tytułem Vermeer zaczął się dokładnie 35 lat temu od obrazu Czytająca list. Nic wówczas nie wiedziałam o mistrzu z Delft, nic, poza szczątkiem informacji ze studiów. Barok, mistrz, spokój, małe prace. Tyle. Nigdy, po prostu nigdy nie zapomnę tego uczucia, kiedy patrzyłam na ten niewielki obraz. Przewodniczka coś mówiła, a stałam i się gapiłam. Oczy mnie się szkliły.
Przez lata do niego wracałam i wracam. Raz mnie się zdarzyło, że przyjechałam, a tu zonk …. znalazłam puste miejsce i napis – w renowacji. Szybko, choć nie planowałam, wróciłam. Moi drezdeńscy znajomi się śmiali, że jak przyjeżdżam do Drezna, żeby posiedzieć z nimi w krzakach i z nimi pogadać, to tak, czy inaczej nagle jest moment i pada tekst – muszę iść. Muszę do tego obrazu.
W Zwingerze drezdeńskim jest mnóstwo cudnych prac, mnóstwo znanych obrazów. Ale ja musiałam, muszę i zawsze będę musiał iść, żeby się na nią, tę piękną panią czytającą list przy oknie pogapić. I wiem od wielu moich tutejszych znajomych, że też tak mają. Jeżdżą do Berlina, jeżdżą do Drezna, jeżdżą do Amsterdamu, do Hagi i … No właśnie te obrazy.
Helios, komercyjna sieć, a takie propozycje. Oczywiście jeszcze Opera i Koncert, oczywiście jeszcze Kino Konesera, oczywiście i Kino Polskie oraz wydarzenia sportowe. I kto by się spodziewał, że komercyjna sieć będzie robić takie rzeczy. Przecież absolutnie nie musi. A jednak. Holendrzy przypomnieli, choć nie musieli, o swoim geniuszu, a Helios wyszedł ze ścieżki komercja, nie pierwszy raz, ale po raz pierwszy tak bardzo cudnie, w aleję – wielka kultura i trzeba o niej mówić. A skoro ludzie pytają, chcą oglądać, to czemu nie.
Za film o Vermeerze podzięka nieustająca.
Renata Ochwat
Ps. Mija dokładnie 651 lat od chwili, gdy rada Landsbergu zwróciła się do biskupa poznańskiego o wyłączenie wsi Deszczno i Ulim z parafii w Karninie i przyłączenie ich do parafii św. Jerzego za mostem w Gorzowie. Jest to pierwsza informacja, iż kościół św. Jerzego był ośrodkiem parafialnym. A cały czas jednak budzi dyskusje….Bo jakoś co niektórzy nie wierzą, że był.
Fot. Wolne zasoby wiki
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.