2025-02-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Martyna Cyrko wydała swoją pierwszą płytę i tylko trzeba było pięciu dni, aby zyskała status Złotej. Tylko gratulować trzeba i się cieszyć.
Martyna Cyrko, czyli gorzowianka, absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia przebojem weszła na scenę muzyczną w Polsce. Zaczynała od filmików w Internecie. Nagrywała własne piosenki i nagle okazało się, że jej twórczość podoba się milionom. Takie bowiem miała zasięgi oglądalności dwa lata temu. Pamiętam, jak sama była zaskoczona, kiedy okazało się, że ma pierwszy milion odsłon. Potem tych milionów przybywało.
Zobaczyli ją łowcy talentów firmy Sony i efekt jest taki, że właśnie wyszła jej płyta, ma już status Złotej, a za chwilę będzie może i Platyna. Czego bardzo serdecznie jej życzę, bo ją znam i lubię.
Tym bardziej trzeba się cieszyć i gratulować, bo to dziewczyna stąd, z małego, coraz bardziej zapyziałego miasta, w którym naprawdę rzadko trafiają się talenty. Choć po prawdzie ostatnimi czasy trochę ich się pokazało, jeśli chodzi o muzykę. Trzeba się cieszyć i gratulować.
Ale ja chciałam też i o innej stronie sukcesu. Jak już ktoś go osiągnie, to dzięki rynsztokowi, jakim stały się tak zwane media społecznościowe, musi się liczyć z mową nienawiści. I właśnie z tym musi się Martyna mierzyć. Anonimowi ludzie piszą pod jej adresem gadzie teksty – i to teksty ad personam, nie ad art. Polski cham i nieudacznik objawił się Martynie z całą mocą. Trzeba mieć bardzo grubą skórę, aby sobie z tym dać radę. Nie każdy umie i nie każdy lekce sobie waży opinie obcych ludzi ziejących jadem tylko dlatego, że komuś się nudzi.
Ja Martynie życzę jak najlepiej, mocno trzymam za nią kciuki, choć po prawdzie jej twórczość to nie moja bajka. A hejterom życzę tego samego. Choć jak się na hejterów patrzy, to im jak raz mowa nienawiści kierowana pod ich adresem nic nie robi.
Trzymajmy kciuki za Martynę Cyrko i dawajmy odpór hejterom.
Renata Ochwat
Ps. Mija dokładnie 245 lat od urodzin Marianne Diederike von der Mark, naturalnej córki króla Prus Fryderyka Wilhelma II Hohenzollerna i Wilhelminy Enke, hrabiny Lichtenow, właścicielka majątku Zieleniec oraz Licheń. Ach cóż to był za romans, cóż to była za historia….
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.