2024-10-30, Nasze rozmowy
Z Markiem Towalskim, byłym żużlowcem i wielokrotnym mistrzem Polski ze Stalą Gorzów, rozmawia Robert Borowy
- W niedługim czasie powinniśmy poznać wyniki audytu licencyjnego. Czy pana zdaniem Stal Gorzów dostanie licencję na przyszłoroczne starty w PGE Ekstralidze?
- Rozmawiamy przed ostatecznym terminem spłaty wszelkich zadłużeń wobec podmiotów, w tym zawodników, co może otworzyć bramkę do starania się o otrzymanie licencji. Z informacji posiadanych przeze mnie na chwile obecną wynika, że powinniśmy z optymizmem spoglądać na dalsze działania klubu. Zadłużenie w tym zakresie ma zostać spłacone do końca miesiąca i mam nadzieję, że w procesie licencyjnym obecne władze klubu spełnią wszystkie inne stawiane regulaminem wymagania, żeby organ przyznający potem licencję nie miał podstaw jej nie przyznać.
- Do obecnej sytuacji w Stali jeszcze powrócimy, ale na razie porozmawiajmy o sporcie. Za nami kolejny ligowy sezon w polskiej PGE Ekstralidze. Jak oceni pan tegoroczną rywalizację o medale?
- Nie był to jakiś wyjątkowy sezon, nie pozostanie on chyba zbyt długo w naszej pamięci, aczkolwiek było kilka historycznych chwil. Zacznę od tego, że główni faworyci do zdobycia mistrzowskiego tytułu nie mieli większych problemów z tym. Mowa oczywiście o Motorze Lublin.
- Wejdę w słowo, ale niektórzy żartują, że to nie Motor zdobył mistrzostwo a polski podatnik.
- Fakty są takie, że lublinianie dysponują sporymi środkami finansowymi pozyskanymi od spółek Skarbu Państwa, ale ja jednak doceniłbym wkładaną tam pracę. Same pieniądze nie pojadą. Trener Maciej Kuciapa nie jest może postacią medialną, lecz to co robi naprawdę zasługuje na szacunek. Oczywiście, on nie nauczy lepiej jeździć Bartka Zmarzlika, FredrikaLindgrena czy Jacka Holdera, ale proszę zwrócić uwagę, ilu na przestrzeni ostatnich lat,,niechcianych’’ zawodników w innych klubach trafiło do Lublina i odzyskało tam dawny blask. Fajnie tam się rozwijają też juniorzy, choć przychodzą również z innych klubów.Wiem, jak to wszystko tam wygląda od kuchni, bo mam dobry kontakt z tamtejszym środowiskiem. Warto brać z Motoru przykład, a nie tylko ich krytykować.
- Powróćmy do innych historycznych chwil w minionym sezonie.
- Najbardziej zasmucił mnie spadek Unii Leszno, którą bardzo szanuję i uważam, że jest to drużyna zawsze wnosząca pozytywną energię do rywalizacji. Gratulacje należą się za to ekipie z Grudziądza za pierwszy awans do play-off. W nagrodę Robert Kościecha został trenerem roku. Taki był wybór kibiców, choć ja bym postawił w tym miejscu duży znak zapytania. Mieliśmy też obustronny walkower, co nie przyniosło splendoru nie tylko ukaranym klubom, ale przede wszystkim całej lidze. To był błąd, choć kwestią czasu było, że do takiej sytuacji kiedyś dojdzie.
- Dlaczego?
- Zawodnicy startujący w Polsce zostali rozpieszczeni i badali granicę, do której mogą dojść w swoich utyskiwaniach na jakość torów. W innych krajach siedzą cicho i jeżdżą, u nas często narzekają. W Gorzowie były trudne warunki torowe, zawodnicy zaczęli więc tradycyjnie kręcić nosem i władze ligi to wykorzystały, żeby utrzeć im tego nosa. Mówię, że władze ligi, bo przecież nie jest tajemnicą, iż sędzia konsultował swoje decyzje z przedstawicielami Speedway Ekstraligi. Kiedyś nie byłoby to do pomyślenia. Szkoda tylko, że do tej sytuacji doszło w Gorzowie z udziałem Stali. Reperkusje tamtego zdarzenia są widoczne do chwili obecnej.
- Stal Gorzów zakończyła rozgrywki na czwartej pozycji, czyli w górnej połówce tabeli, ale aspiracje sięgały chyba medalu. Jaka jest pańska ocena występu gorzowian w minionym sezonie?
- Dla mnie to czwarte miejsce jest rozczarowaniem. Potencjał zespołu był dużo większy niż osiągnięty wynik. Nie ukrywam, że widziałem stalowców w finale ligi. Niestety, nie wszystko potoczyło się jakbyśmy tego chcieli. Wiele czynników złożyło się na to, walkower był jednym z nich.
- Przed fazą play-off nie brakowało stwierdzeń, że Stal wybrała sobie rywala nie tylko na ćwierćfinałową fazę, ale potem jeszcze ,,wprowadziła’’ torunian do czwórki, by na końcu przegrać z nimi walkę o medal. Zwykłe plotki?
- Kibice mają prawo spekulować na każdy temat i budować różne teorie. Natomiast ja mam wątpliwości, czy zawodnicy wybierali sobie rywala. Każdy jedzie o swoje, każdy w każdym biegu walczy na tyle, na ile potrafi i może. Żużlowcy raczej nie myślą kategoriami, że tam coś odpuścimy, żeby wszedł tenzespół, bo wygodniej z mini się walczy. Nie wierzę w takie rozwiązania pozasportowe.
- Gorzowianie przegrali kilka spotkań, w których na początku wysoko prowadzili. Jak na kandydata walczącego o awans do finału było to zastanawiające.Skąd brały się te kryzysy w drugich częściach meczów?
- Trudno tak jednoznacznie odpowiedzieć. Po niektórych spotkaniach pojawiły się komentarze, że zawodnicy w ten sposób wybierali sobie rywala na fazę play off, ale ja się z tym nie zgodzę. Zupełnie inaczej ogląda się i analizuje mecze z trybun, a zupełnie inaczej wygląda to od środka. Wiem, bo sam wiele lat jeździłem, teraz kibicuję z trybun, ale wiem, co czują zawodnicy. Oni nie myślą naszymi kategoriami, a jedynie skupiają się, żeby w każdym kolejnym wyścigu pojechać jak najlepiej. Pamiętajmy też, że oni jadą o swoje pieniądze, o swoją pozycję w zespole, o swoją również pozycję w przyszłości.
- Nadal nie rozumiem, podobnie jak większość kibiców, że można przegrać kilka meczów wyraźnie prowadząc w początkowej fazie? Były też takie ledwo wygrane, pomimo wysokiego prowadzenia.
- Jak wspomniałem, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, zwłaszcza że takie mecze przytrafiały im się na swoim torze, ale również na wyjazdach. Mogę jedynie przypuszczać, iż problem – przynajmniej w domu - tkwił w tym, że przygotowując nawierzchnię toru w Gorzowie zawsze mamy lekko przyczepną i na takiej nasi zawodnicy czują się najlepiej. W trakcie meczów nawierzchnia już się nie odsypuje jak na innych torach, lecz wyślizguje i tor staje się twardszy. I pojawiają się kłopoty, rywale po pierwszych wyścigach dopasowują swoje motocykle, nasi jadą według starej zasady, ,,że jak coś idzie, tego nie zmieniamy’’ i pojawiają się kłopoty. Zwłaszcza z bardzo dobrymi zespołami. Pamiętajmy, że zawodnicy w Ekstralidze prezentują bardzo zbliżony poziom i o wygranych w danych biegach decydują niuanse. Można pewnie wygrać bieg, a chwilę potem na tych samych ustawieniach zdecydowanie przegrać. Oczywiście, dobra drużyna nie powinna dopuszczać do takich sytuacji, stalowcy mieli w tym sezonie chwile słabości i przeciwnicy to od razu wykorzystywali.
- Czy zwolnienie trenera Stanisława Chomskiego po półfinałowych meczach z Betard Spartą Wrocław a przed spotkaniami o brązowy medal z Apatorem Toruń całkowicie rozłożyło morale w zespole?
- Dobra atmosfera w zespole jest bardzo ważna, trenerzy czy menadżerowie muszą na to zwracać uwagę. Na wynik drużyny składa się suma indywidualnych występów poszczególnych zawodników, ale bez ,,team spirit’’ naprawdę trudno o dobry wynik. Nie wiem, czy ze Stanisławem Chomskim Stal pojechałaby w meczach o brąz lepiej i wywalczyła ten krążek. Wiem natomiast, że takie gwałtowne zwolnienie kompletnie rozbiło zespół i to się nie powinno wydarzyć. Walcząc o medal drużyna powinna mieć całkowity spokój i skupiać się tylko na elementach czysto sportowych. Po odejściu trenera Chomskiego wszyscy w zespole się pogubili. Wymownym obrazkiem był krótki wywiad z Martinem Vaculikiem w telewizji, kiedy został zapytany o zwolnienie osoby, z którą wiele lat współpracował. Słowak lekko zbladł i nic tak naprawdę nie powiedział, bo nie wiedział, jak zostanie to odebrane przez pracodawcę.
- Zarządy klubów sportowych chyba mają prawo zwalniać trenerów skoro ich wcześniej zatrudniają?
- Mają, ale na pewno nie powinny robić to w takiej formie, w takim stylu. Mnie zaskoczyły późniejsze wyjaśnienia prezesa, z których wynikało, że trener Chomski jest najlepszym trenerem w Polsce i należy na niego głosować w plebiscycie PGEE. Potem dodał, że nie został on zwolniony, gdyż dalej jest pracownikiem klubu i w ogóle jest idealnym człowiekiem. Można było się w tym wszystkim pogubić, podobnie jak w przypadku Szymona Woźniaka, który w dniu Grand Prix w Toruniu był przekonany, że jest zawodnikiem Stali na przyszły rok, a nazajutrz wieczorempo pierwszym meczu z Apatorem dowiedział się, że może szukać sobie nowego klubu. Cała żużlowa Polska z tego się śmiała. To wszystko zostało fatalnie przeprowadzone.
- Kolejne dni pokazały, że poza problemami wizerunkowymi Stal boryka się z ogromnymi kłopotami finansowymi. Może tu tkwi zarzewie wszystkich problemów?
- Zacznę od tego, że Gorzów, bo może wielu kibiców już o tym zapomniało, nie jest ośrodkiem, w którym funkcjonują potężne firmy mogące przeznaczać na cele sponsorskie duże kwoty. Powiem więcej, zasoby pod tym względem są u nas bardzo skromne, a my chyba wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego, że corocznie muszą u nas leżeć na stole wielkie miliony. Jesteśmy pod każdym względem małym środowiskiem i wszystkie bolączki powinniśmy rozwiązywać we własnym gronie, a na zewnątrz powinny wychodzić przemyślane komunikaty.
- Czyli przekroczyliśmy w Gorzowie granicę finansowego rozsądku?
- Myślę, że problem ten dotyczy nie tylko Gorzowa. O nas zrobiło się teraz głośno z powodów wizerunkowych, ale kłopoty finansowe dotyczą praktycznie wszystkich. Branżowe media niemal codziennie o tym informują. I nie chodzi tutaj tylko o licytowanie się w sprawach płac dla zawodników. Zwróćmy uwagę, że w ostatnich latach wprowadzono nowe zapisy regulaminowe, które spowodowały, że kluby corocznie zostały obciążone bardzo dużymi pieniędzmi.
- Mowa o powołaniu drużyn na rozgrywki U-24 Ekstraligi?
- To akurat może jest dobrym rozwiązaniem, ale popatrzmy, że kluby musiały zatrudnić dodatkowe osoby, które pełnią różne zadania. Rozbudowany został system szkolenia, a to oznacza, że kluby muszą mieć w swoich warsztatach odpowiednią liczbę motocykli i osprzętu do nich. Jednoroczne utrzymanie motocykla to koszt rzędu wielu tysięcy złotych, a skoro jest ich przykładowo 40, to mówimy o kwotach idących już w setki tysięcy. Kolejne wydatki to przygotowanie iluś tam obowiązkowych treningów, to rozwój miniżużla.Bardzo droga jest organizacja imprez, w tym meczów ligowych. I tak dalej, i tak dalej. W sumie z tych wszystkich dodatkowych zadań uzbiera się kwota idąca już w miliony złotych.
- Co robić w tej sytuacji?
- Potrzebne są pilne zmiany na wielu płaszczyznach, bo przykład gorzowski zaraz rozejdzie się na inne kluby i o kryzysach finansowych będziemy mówić częściej niż o sporcie i ładnych wyścigach. Ale co zrobić, i jak, to już jest temat na zupełnie inną rozmowę.
- Dziękuję za rozmowę.
Z Markiem Towalskim, byłym żużlowcem i wielokrotnym mistrzem Polski ze Stalą Gorzów, rozmawia Robert Borowy