2022-12-29, Czy warto nad Wartą?
Szczęśliwie przebrnęliśmy przez pierwszą część grudniowych świąt.
Okazałe choinki na zdjęciach działaczy partyjnych kontrastowały z pasem zaciskanym przez elektorat. Mimo coraz powszechniejszej laicyzacji, nie wszystkim Polakom było zbyt radośnie. Czasy takie, że pospolity karp bywa droższy niż fruttti di mare z ośmiorniczkami włącznie. Na horyzoncie zaś nie widać, by szło ku lepszemu. Jesteśmy zmęczeni, bezsilni, poirytowani. Mamy prawo tak się czuć w obliczu kolejnego roku bez jakiejkolwiek stabilizacji, do której w znacznej mierze przyczyniła się wojna za wschodnią granicą, ale nie tylko ona zatapia finanse publiczne... Ostateczne koszty płacimy my, dramatycznie wysoką inflacją.
Co nas czeka w Nowym Roku? W rok 2023 wchodzimy bez euforii. Końca konfliktu nie widać. Zmieniły się jedynie akcenty zagrożeń. Oswoiliśmy lęk przez użyciem taktycznej broni jądrowej. Zapewne za sprawą stanowiska Chin taki scenariusz jest dziś mało prawdopodobny. Pojawiły się jednak nowe obawy. Infrastruktura krytyczna, ekonomiczne koszty wojny, surowce energetyczne. Im dłużej trwa konflikt, tym wyższą cenę płacą także mieszkańcy pozornie bezpiecznej Unii Europejskiej. Nieporównywalną wobec ceny krwi, która przelewana jest zza wschodnią granicą, ale także wysoką. Stosując medyczną terminologię, sytuacja geopolityczna przypomina nabrzmiały wrzód wypełniony ropą. Ze względu na ryzyko użycia broni jądrowej, jego chirurgiczna ewakuacja jest niemożliwa, a stosowana terapia rumiankiem mało skuteczna. Ten wrzód musi pęknąć samoistnie po przekroczeniu masy krytycznej. Pytanie kiedy i z jakim skutkiem. Byle bez SEPSY dla Europy.
Pogoda nas nie rozpieszcza. Wracając wieczorową porą odniosłem wrażenie, jakbym przeniósł się do mglistego listopada. Przynajmniej zaoszczędzimy na kosztownym ogrzewaniu. Przed nami kolejna podwyżka cen systemowej energii cieplnej, dostarczanej do naszych kaloryferów. Obowiązujący system rozliczeń w praktyce stawia mieszkańców bloków pod ścianą. Nawet jeśli wszyscy mieszkańcy danego budynku konsekwentnie oszczędzają energię, w praktyce i tak zapłacą prawie tyle samo. Wszystko przez tzw. moc zamówioną, za którą elektrociepłownia i tak obciąża odbiorców bez względu na faktyczne zużycie. Administrator budynku zobligowany jest do zamówienia mocy wynikającej z tzw. normatywów cieplnych budynku, czyli na bogato. Motywacji do oszczędzania energii brak. Nawet jeśli przysłowiowa para idzie w gwizdek, i tak za nią zapłacimy. Pomijam nawet fakt, iż za gaz z pobliskiego Barnówka płacimy światowe ceny rynkowe.
W trudnych czasach kryzysu energetycznego narzucony prawem algorytm rozliczeń wymaga zmian, jeśli rządzący chcą autentycznie ulżyć mieszkańcom. W przeciwieństwie do osób posiadających własny kocioł lub piec (nie grzeję - nie płacę), odbiorcy ciepła systemowego takiego wyboru nie mają. Horrendalnie wysoki rachunek i tak przyjdzie. Być może nasi parlamentarzyści nie dostrzegli tego problemu. Rozumiem. Nie mam pretensji. Ogrzewając dom w Kłodawie, Chwalęcicach czy Różankach zapewne płacą tylko za faktyczne zużycie. Bez mocy zamówionych i ustawowych normatywów. Dlatego, po licznych rozmowach z mieszkańcami, sygnalizuję konieczność działania.
Robert Trębowicz
Na modzie damskiej znam się jak na mongolskim balecie, ale z przyjemnością rzuciłem okiem na weekendowy event zorganizowany przy gorzowskiej willi Schroedera.