2025-05-08, Czy warto nad Wartą?
Krakowem nie jesteśmy. Od majestatycznego Paryża dzielą nas lata świetlne. Mimo wszystko również w sennym Gorzowie pojawiają się turyści.
Nie tylko zabłąkani. Także turyści z wyboru. Nie mam tu na myśli świadomej (pato)turystyki po miejscach zdegradowanych cywilizacyjnie, lecz ciekawość naszego miasta. Co gościom może zaoferować Gorzów?
Od lat zadaję sobie pytanie, czym pozytywnym wyróżniamy się na tle innych miast o nienachalnej ofercie turystycznej? Uważnie obserwuję reakcje znajomych. Niewątpliwie gorzowsko-landsberską atrakcją są secesyjne kamienice, które przetrwały powojenny najazd czerwonych barbarzyńców zza wschodniej granicy. Można od biedy zrozumieć wywożenie za Bug wszystkiego, co dało się zdemontować, ale puszczenie części centrum z dymem to o jeden cywilizacyjny most za daleko. Całe szczęście po odwiedzinach czerwonoarmistów coś tam jeszcze pozostało.
Goście miło wspominają nadwarciańskie bulwary. Nie jest to może doznanie na miarę spaceru brzegami Sekwany, ale niewątpliwie dobry punkt na miejskiej mapie atrakcji. Jak bulwary to także Janusz na leżaku. Niemcy mieli swoje krasnale ogrodowe. My mamy plastikowego seniora, na widok którego wzdychać mogą co najwyżej zaawansowane wiekiem kuracjuszki sanatorium miłości. Na dodatek z zaawansowanym Alzheimerem. Ku mojemu zdziwieniu Janusz jest obowiązkowym punktem zdjęciowym (poza)gorzowskich znajomych. Mało tego! Wywołuje pozytywny uśmiech na twarzy. Lokalna osobliwość? Celebryta na miarę potencjału naszego lubuskiego miasta zagubionego w nazewniczej Wielkopolsce? Diabli wiedzą. Ważne, że robi dobrą robotę! Zaczynam go lubić.
Wieść niesie, że ostatnio Januszowi trochę się pochorowało po bliskich kontaktach trzeciego stopnia z miejscową patologią. Na jakiś czas zniknął z leżaka. Czekamy aż wróci z sanatorium.
Teoretycznie jest jeszcze katedra, ale w porównaniu do innych kościołów trudno nazwać ją architektonicznie urodziwą. Nawet jak na gotyk. Żużel, na którym próbuje pozycjonować się wizerunkowo magistrat to także nisza. Dla kibiców to zapewne herezja, ale motorki jeżdżące wokół murawy dla większości turystów są tak pasjonujące, jak dla nas gra w polo czy krykieta.
Niestety, na tym moja subiektywna lista miejskich atrakcji się kończy. Lubuskich winnic w naszym rejonie niewiele. Cydr z renety landsberskiej, jako przeciwwaga dla trunków winnego grodu, także nie przebił się na rynku. O ile próbowano go promować.
Pozostaje nam jedynie cierpliwie czekać na nowe atrakcje turystyczne. Może schody donikąd, które obiecał odtworzyć prezydent? Oby tylko na etapie projektu nie poległy jakościowo jak deptak. Kolejnego bubla mógłby nie zdzierżyć nawet nadwarciański Janusz. Chyba że prezydent chce, by wku… Janusz cisnął mu chińskim klapkiem wprost na biurko.
Robert Trębowicz
Forum Interesów Komunikacyjnych Gorzowa
Krakowem nie jesteśmy. Od majestatycznego Paryża dzielą nas lata świetlne. Mimo wszystko również w sennym Gorzowie pojawiają się turyści.