2025-06-08, Piłka nożna
Piłkarze CFB Stilonu Gorzów zakończyli sezon trzeciej ligi na trzynastym miejscu.
Ekipa trenera Mateusza Konefała w meczu ostatniej szansy przegrała z LKS Goczałkowice Zdrój 0:1. Ta porażka i rezultaty innych spotkań oraz sytuacja w drugiej lidze sprawiły, że na ten moment nasz zespół spadł do czwartej ligi. Stilon skazany jest w tej chwili na pozasportowe dywagacje związane z problemami finansowo-organizacyjnymi innych klubów, co wiąże się z nieotrzymaniem przez nie licencji. Być może niebiesko-biali przez zbieg okoliczności, podobnie jak w poprzednim sezonie Warta Gorzów, zostaną w gronie trzecioligowców. Na ostateczne rozstrzygnięcia trzeba będzie poczekać pewnie do końca miesiąca.
Po awansie do trzeciej ligi kibice z tzw. młyna wywiesili transparent „Nigdy więcej czwartej ligi”. Niestety, z taką możliwością trzeba się obecnie liczyć.
Obecna sytuacja to nie przypadek, lecz efekt zaniedbań, którym zbyt długo pozwalano narastać. Niepokojące jest to, że od włodarzy klubu nie płynie jasny przekaz, o co ma walczyć drużyna, a szczytem marzeń jest ligowe utrzymanie. W efekcie coraz więcej kibiców wprost mówi o „śpiochach” w zarządzie. W poprzednim sezonie udało się pozostać w gronie trzecioligowców, a przed kolejną kampanią ligową nie zrobiono wiele, aby klub zasilili jakościowi zawodnicy. Jedyne posunięcie, które sportowo się obroniło, to było sprowadzenie Olafa Nowaka. Bez niego Stilon zupełnie „kulałby” w ofensywie i dawno straciłby szansę na walkę o pozostanie w lidze.
Po przegranym spotkaniu z LKS Goczałkowice Zdrój rozczarowania nie krył trener Stilonu.
- Zarząd musi zdecydować – albo będą poważne środki finansowe i jakościowi piłkarze, albo mówmy otwarcie, że stawiamy na młodzież. Nie może być półśrodków ani zakłamywania rzeczywistości. Bez inwestora z pieniędzmi to miejsce zaczyna wegetować i umierać. Dziadostwo nie powinno być tu akceptowane - powiedział trener Mateusz Konefał.
Jego ocena jest surowa, ale nie odbiega wiele od rzeczywistości. Każdy obiektywny kibic nie zaprzeczy, że w Stilonie marazm rozgościł się na dobre i nie widać szans na zmiany. Nie ma co ukrywać, że taka modyfikacja wiązałaby się z przyjściem do klubu poważnego sponsora, lecz to są mrzonki, które powtarzamy od lat. Dodatkowo, stan stadionu dopełnia obraz upadku – frekwencja na blisko 100-letnim obiekcie mówi sama za siebie.
Bulwersujący jest fakt podniesiony po ostatnim pojedynku przez redaktora Filipa Góreckiego z Radia Gorzów o tym, że osoby funkcyjne w Stilonie obrażają sędziów i przedstawicieli zespołów przyjezdnych. Taka praktyka nie przystoi osobom, które zarządzają klubem. Od osób pełniących funkcje kierownicze należy oczekiwać opanowania, odpowiedzialności i szacunku dla arbitrów oraz rywali. W końcu to tylko piłka, a nie pole walki. Takie zachowanie nie tylko razi, ale i szkodzi wizerunkowi klubu, który i tak balansuje na granicy sportowej wiarygodności.
Stagnację, bezsilność brak widoków na przyszłość na lokalnym podwórku piłkarskim dostrzegli nawet słabo orientujący się w „kopanej” sternicy miasta. To od nich wyszła propozycja fuzji gorzowskich klubów, poparta obietnicami większego dofinansowania. Jak wiadomo inicjatywa magistratu została storpedowana. Miasto może więc dziś mówić, że ma „czyste ręce”, ale realnie pozostawia kluby same sobie – skazując je na dalsze dryfowanie w przeciętności i stagnacji. Miejscy urzędnicy mogą teraz śmiało przecież zapytać: dla kogo w takim razie mamy budować stadion, jeśli kluby nie potrafią się porozumieć?
Kibicom pozostaje więc tylko marzyć o występach na wyższym poziomie rozgrywkowym, ale być może wśród nich są tacy, którym odpowiada balansowanie na krawędzi trzeciej i czwartej ligi.
Czy doczekamy się w bliskiej przyszłości kogoś, kto przerwie błędne koło stagnacji? Kogoś, kto nie tylko uwierzy w przyszłość piłki nad Wartą, ale odważy się ją realnie kształtować – nawet jeśli oznacza to konieczność rozmontowania całego systemu?
Przemysław Dygas
Eksperci z branży marketingowej śmieją się, że kryzysy wizerunkowe zawsze wybuchają w piątki wieczorem.