2023-01-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Oto jest pytanie. I jednocześnie kij w mrowisko czyli podpałka w stosiku miłujących miasto na siedmiu wzgórzach.
Nie od dziś wiem, że każde słowo krytyczne pod adresem najpiękniejszego w galaktyce, a raczej we wszechświecie miasta powoduje natychmiastową reakcję miłujących owo miasto. Przekonała się o tym wczoraj moja prześwietna koleżanka Maja Szanter, która napisała znakomity – moim oczywiście zdaniem – tekst o tym, czy w owym mieście musi być brzydko.
Natychmiast odezwali się miłujący, padły argumenty jak zwykle – że nie jesteśmy portalem gorzowskim, a niegorzowskim, że jak nam się miasto nie podoba, to można się z niego wyprowadzić, czyli standard. Było kilka rozsądnych głosów, że rzeczywiście jest coś na rzeczy.
Bo na rzeczy jest, i to nawet dużo. Oczywiście, kwestia gustu, czy się komu co podoba, czy nie pozostaje poza sferą dyskusji. Bo nie da się pogodzić fanów disco polo z fanami klasyki. Zresztą takich opozycyjnych par da się zestawić miliony. Jeśli odejdzie się od kwestii indywidualnych gustów i spojrzy obiektywnie na miasto, to jednak trzeba skonstatować, że brzydkie jest i to za sprawą ostatnich działań. Bo – konsekwentnie niszczona jest zieleń – kiedyś jeden ze znaków firmowych miasta. Konsekwentnie układa się tu kilometry płyt, płytek i innego współczesnego badziewia w miejsce ładnych i niebanalnych chodników. A wystarczy spojrzeć poza opłotki owego najpiękniejszego miasta w galaktyce, aby zobaczyć, że wszyscy pielęgnują stare i niebanalne.
Zniszczono stary układ komunikacyjny, który ma proweniencję średniowieczną, jeśli nie starszą. Uparcie forsuje się remont straszydła pod tytułem Przemysłówka. Nie potrafi się zadbać o wizytówkę, miejsce styku, jakim jest dworzec kolejowy i okolica – Dworcowa to dramat i jasny sygnał – uciekajcie, póki daleko od dworca nie odeszliście i jeszcze pociąg nie odjechał. Grzechów zaprzeszłych też się sporo znajdzie.
I co? Można labidzić i na tym koniec. Można usiąść do dyskusji i coś w końcu sensownego wydyskutować. Problem polega jednak na tym, że w tym mieście nie ma z kim dyskutować. Przykładem kardynalnym dla mnie jest dyskusja na temat zieleni na skwerku przy Łaźni. Gdyby nie opór nas – zwykłych ludzi, to urzędnicy wycięliby w pień wszystko. Pamiętam i nigdy nie zapomnę pewnej pani urzędnik – nie znam nazwiska – która arogancko dowodziła, że urzędnicze koncepcje są najlepsze. Miała mnie po remoncie zaprosić na spacer, abym się przekonała, że wyszło cudownie. A że nie wyszło, więc mnie nie zaprosiła. I tak jest ze wszystkim.
Kiedyś takie teksty o miłości bezwzględnej do miasta mnie zadziwiały, dziś mnie śmieszą. Bo Gorzów, niegdyś przyjemne miasto, średniej wielkości bez zadęcia do wielkości stał się miastem brzydkim, bez pomysłu, tracącym resztki poprzedniej urody.
I to między innymi powiedziała Majka w swoim tekście. Można kochać miasto, ale dobrze by było, żeby z tej miłości, prócz wielkich słów, których jednak często używać nie należy, coś wynikało. A nie wynika poza hasłami, na które zaczynam być uczulona.
Acha, i tym, którzy mi poradzą wyjazd, tylko przypomnę – już raz Polacy Polaków skutecznie z Polski wygonili. Było to w 1968 roku. I jeśli ktoś kogoś z miasta czy kraju przegania, to jest to kompromitujące i ujmujące dla niego właśnie.
A o miasto zadbać trzeba i temu właśnie służą takie teksty, jaki napisała Maja Szanter.
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija 60 lat od chwili, gdy Irena Byrska objęła dyrekcję Teatru im. Osterwy, którym kierowała do 1966 r. To na długi czas były złote lata Osterwy. Na kolejne trzeba było poczekać coś ze 40 lat.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.