Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

Ocenianie musi być akceptowane przez uczniów i nauczycieli

2023-09-03, Nasze rozmowy

Z dr hab. Elizą Rybską, prof. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, gorzowianką, rozmawia Maja Szanter

medium_news_header_37829.jpg
Fot. Maja Szanter

- Żyjemy w erze lotów kosmicznych i sztucznej inteligencji, a szkoła zatrzymała się w XIX wieku na modelu pruskim. Czy nasza edukacja zmierza w kierunku zmian?

- W Niemczech Alex Krommer napisał książkę, w której model pruski nazwał mianem dydaktyki paliatywnej, która umiera. Musi przyjść era szkoły dostosowanej do nowoczesnego świata. Nie wiem, czy ktokolwiek o tym myśli. Mam wrażenie, że nie. 

- Idziemy ku przepaści?

- Wszystko, o co się nie dba, idzie w przepaść. A o edukację się nie dba. Nie dba się o nauczycieli. Nie da się pracować dobrze, jeśli decydenci pokazują, że mają nauczycieli gdzieś i że się do niczego nie nadają. Być może potrzebujemy czegoś takiego, co około dekadę temu zrobiła Kanada. Zwolnili tam naraz wszystkich nauczycieli, dali większe stawki i zatrudniali na dwu-trzyletnie kontrakty.

- To już nie reforma, a rewolucja.

- To była rewolucja, ale bardzo się przysłużyła systemowi. I tam zaczęło to powoli działać w ten sposób, że była robiona ewaluacja pracy nauczycieli. Ale ewaluacja nie polega – jak u nas – na krytykowaniu za wszystko, ale dostarczaniu informacji zwrotnej, na pokazaniu, w których obszarach jest dobrze, które są do poprawy, co można zmienić, co wzmocnić.

- Co wynika z ewaluacji w polskiej szkole?

- Ewaluacja nie jest wykorzystywana w pełnym tego słowa znaczeniu. Najczęściej w ogóle  prowadzone są kontrole. Przykładowo, co częściej robią kuratoria  –  kontrole czy ewaluacje? Funkcja wspierająca kuratorium jest wręcz pożądana, ale dużo częściej w szkołach na hasło ,,kuratorium” jest przerażenie. Dlaczego? Bo będzie wytykanie błędów. Oczywiście, nie ma szkoły funkcjonującej idealnie, natomiast w naszym systemie skojarzenie z kuratorium jest takie, że wytkną, a potem coś zrobimy, żeby naprawić lub będziemy udawać, że naprawiamy. Byle odpowiedzieć na pismo i zdjąć z siebie zarzuty.

- Wygląda to na instytucję reżimową.

- W odbiorze tak to może wyglądać, co nie oznacza, że każde kuratorium tak robi i musi robić. Ono jest powołane do nadzoru pedagogicznego, ale kojarzone jest z kontrolami.

- I dyrektorzy, a od razu za nimi nauczyciele, pracują pod presją. Musi tak być?

- Przez rok uczyłam biologii w Stanach, w Horace Greely High School w Chappaqua, w stanie Nowy Jork. Najlepsza high school w kraju. Elitarna, wymagający rodzice. Wtedy chodził do niej syn ministra obrony narodowej USA, wnuk kuzyna Paderewskiego czy siostrzeniec Susan Sarandon. Nogi mi się trzęsły, zwłaszcza że pierwszego dnia odwiedził mnie tamtejszy kurator. We wrześniu miałam dziewięć hospitacji, ale po każdej chciałam kolejnej. W ogóle nie czułam się oceniana. Dostawałam opinie na kilka stron, które później były omawiane. To było konstruktywne.

- Zajmuje się pani badaniami nad edukacją. Czy problem z polską szkołą nie zaczyna się już na uniwersytetach kształcących nauczycieli?

- To jest jedna z rzeczy, na które trzeba uważać, gdy się mówi o szkole i o nauczaniu, bo to jest układ złożony. Zmiana jednego elementu powoduje kolosalne zmiany wszędzie. To, że coś zadziała w jednej klasie nie oznacza, że zadziała w każdej innej, bo to nieprawda. Bo tam jest inny zestaw uczniów, każdy z nich ma inną wiedzę osobistą. Problem jest bardzo złożony. Nie można powiedzieć, że winne są uniwersytety, szkoły, nauczyciele. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy winni i niewinni jednocześnie. Na samym końcu o co chodzi? O ucznia i o to, żeby na końcu procesu uczenia się – na przykład w świetle idei oświeceniowych – był krytycznie myślącym obywatelem, żeby mógł świadomie podejmować decyzje polityczne.

- Ale model pruski, który jest trzonem polskiej edukacji, miał za zadanie ,,wyprodukować” robotników posłusznie wykonujących polecenia. Taka szkoła wbija w schematy, zabija ciekawość, kreatywność, bo o to jej chodzi. 

-  Ale nasza szkoła generalnie nigdy nie wyglądała inaczej. Nie znamy za bardzo innych systemów. Mamy pomysły, jak inaczej nauczać, ale to są wyspy. Nie można też powiedzieć, że wszyscy wyszliśmy z tego systemu bezkrytyczni, nieumiejący myśleć, podatni na manipulacje.

- Może życie nas do tego zmusiło i wyprostowało?

- Być może, ale też nie zawsze. To jest też układ złożony. Nie jest tak, że nie potrzebujemy żadnej bazowej wiedzy. To jest kwestia wyboru.

- Od lat mówi się o tym, że nauczanych treści jest po prostu za dużo. Uczymy pod testy, nie dla wiedzy – zakuć, zdać, zapomnieć. 

-  Podstawy są przeładowane. Uważam, że mniej oznacza więcej. To, co teraz znajduje się w podstawie programowej do biologii jest przerażające. Jest tego absolutnie za dużo. Po co tyle? Po co uczeń w szkole średniej, nawet na rozszerzonej biologii, ma znać różne typy fotosyntezy? To jest ewidentnie temat na studia.

- Ale mamy liczne reformy. Powinno być lepiej. 

- Dobra reforma z dobrą podstawą programową była w Polsce raz, w 1932 roku. Zaproszono wszystkich ekspertów ze wszystkich stron. Była dyskusja – czego chcemy nauczać? Przemyślano filary. Teraz wszystko jest robione na szybko. Podstawy piszą ludzie z łapanki. Z każdą kolejną reformą jest gorzej, a nie lepiej.

- I dlatego pojawiają się takie inicjatywy, jak Szkoła w chmurze, Budząca się szkoła, Szkoła bez ocen. W Gorzowie na blisko 40 szkół podstawowych i średnich ,,budzi się" jedna szkoła, bez ocen też jest tylko jedna... Boją się dyrektorzy, nauczyciele, rodzice.

-  Jestem za tym, żeby ocen nie było, absolutnie, ale... Do ocen jesteśmy przyzwyczajeni. Nauczyciele, rodzice, często dzieci. Są badania dotyczące oceniania kształtującego. Ono stawia duże  wymagania przed nauczycielem, bo musi on dostarczać indywidualnego feedbacku dopasowanego do wytworu, który właśnie otrzymał. Prawdziwe ocenianie kształtujące nie jest wyciąganiem informacji z rubryczek z programu,  tylko dotyczy faktycznie tego, co zostało wykonane przez ucznia. To jest umiejętność podkreślania waloru, ale też pokazywania obszaru do rozwoju. Sama, kiedy uczyłam w liceum, miałam system punktowy, nie musiałam dyskutować z uczniami, czy ma być taka ocena, czy taka. Wówczas to się sprawdzało. Ocenianie musi być dobre, akceptowane przez uczniów i nauczycieli..

- Takiego nie mamy.

- Jasne, ocenianie powinno mieć funkcję motywującą. A zdarza się, że dzieci dostają jedynki za brak kleju na plastyce czy brak koszulki na w-f. Nauczyciel to naprawdę bardzo trudny zawód. Jest się non stop ocenianym na każdym poziomie przez każdego, także przez osoby nieuprawnione. A to szalenie trudna, złożona praca. Niektórzy nie umieją zmotywować uczniów, nie są autorytetem.

- Finowie, których model nauczania uznawany jest za najlepszy na świecie, mieli te same problemy. Zaczęli od kampanii w mediach, by przywrócić zawodowi autorytet. Dopiero później zreformowali system. Może tędy musimy pójść? 

- Finowie zrobili kilka rzeczy fajnych. Na przykład coś, czego u nas w ogóle nie ma, bo nie ma do tego mocy prawnej – nie mamy eliminacji z zawodu ludzi, którzy do niego się nie nadają. Jako osoba, która kształci przyszłych nauczycieli widzę, że nie wszyscy mogą być nauczycielami, ale nic nie mogę zrobić, bo nie mam do tego narzędzi. Na Wydziale Biologii to jeszcze pół biedy, ale gdy takie osoby są na kierunkach edukacji wczesnoszkolnej czy na pedagogice, po której idą do przedszkoli? W Finlandii nauczyciele co dwa lata przechodzą weryfikację w postaci testów, czy się nie wypalili. Nie są w takim przypadku zwalniani, tylko przechodzą na przykład do biblioteki. Tam odetchną, później mogą wrócić do uczenia. A zanim zaczną w ogóle pracę w zawodzie, mają test kwalifikacji, czy się nadają się do zawodu, czy nie skrzywdzą dzieci.

- W Polsce edukacja jest ciągle spychana.

- Bo są ważniejsze problemy, słyszymy. To nie jest nośne, to nie kupi wyborców.

- Zmierzamy donikąd?

- Mam wrażenie, że obecny system musi upaść. Nie wiem, jak daleko jesteśmy od przepaści. A upadnie z kilku powodów. Średnia wieku nauczyciela to 52 lata. Niedługo pójdą na emerytury, a młodzi nie chcą iść do zawodu. Będzie poważny problem. Albo będzie tak jak w jednej szkole w Warszawie, gdzie dyrektor naucza siedmiu przedmiotów. Albo szkoły będą zatrudniały osoby bez kwalifikacji...

- To chyba naiwnym będzie pytanie o takie sprawy, jak wyniki badań naukowych, żeby lekcji nie zaczynać wcześniej niż o godzinie 9.00? Są ważniejsze problemy...

- Tak, ale jako biolog powtarzam, że budziki są wbrew naturze. Powinien nas budzić spadek melatoniny. Lekcje od 8.00 to jest koszmar. Czas trwania zajęć lekcyjnych też jest ważny. W USA lekcje kończą o 14.00, potem są tylko zajęcia dodatkowe, koła zainteresowań czy zajęcia sportowe. Mamy wiele problemów. Idealna klasa powinna liczyć 12 osób, bo tyle z punktu widzenia psychologicznego nauczyciel jest w stanie ogarnąć. Takich luksusów nie ma jednak nawet w systemie fińskim.

- Polską szkołę trzeba naprawiać. Jak?

- To jest bardzo trudne pytanie. Trzeba byłoby zacząć od pomyślenia, jaką chcemy mieć wizję szkoły? Kiedyś byłam w Niemczech na wymianie, rozmawiałam z nauczycielką niemieckiego, czyli jakby naszego języka polskiego. Pytaliśmy, czego uczy. Okazało się, że ona w ogóle nie omawia Goethego. Wspomina oczywiście, że był taki poeta, kiedy żył, ale w ogóle go nie czytają. Na lekcjach natomiast prowadzi się dyskusje o problemach życiowych, z którymi w przyszłości uczniowie się zetkną, na przykład czy lepiej niemowlaka karmić butelką czy mlekiem matki.

- A u nas dzieci czytają ogrom lektur, których w większości nie rozumieją.

 - Jakiś czas temu pojawiło się forum młodzieży, które wyszło z petycją, żeby w szkole podstawowej w ogóle nie było obowiązkowych lektur. Podstawówka miałaby zachęcać do czytania. I w poprzedniej podstawie programowej była taka opcja. Dawała pewną dowolność. Uczniowie sami sobie polecali, co warte jest czytania. Lektury wchodziłyby dopiero w liceum. Poznawajmy klasykę, oczywiście, ale później, świadomie. Połowy ,,Pana Tadeusza” i podobnych lektur dzieci nie rozumieją, bo nie znają ani języka, ani kontekstu dzieła. To nie zachęca. Niech coś poznają, ale nie tyle. Nie sądzę, żeby taki Norwid mógł dotrzeć do uczniów szkoły podstawowej.

- Ograniczenie treści wtłaczanych uczniom to jedno, drugie – jakie treści przekazujemy...

- Kocham biologię nad życie, ale uważam, że w szkołach powinna być na przykład ekonomia. Młodzi ludzie powinni rozumieć, jak to działa. Z badań wynika, że 25 proc. Polaków uważa, że nie płaci żadnych podatków, 30 proc. nie widzi, że zmieniła się wartość nabywcza pieniądza w stosunku do poprzedniego roku. 

- A tymczasem polscy nastolatkowie siedzą nocami nad rodzajami fotosyntezy czy innymi zagadnieniami, do niczego na tym etapie ich edukacji nieprzydatnymi.

- Odchudzenie podstawy programowej miało taki skutek, że można było dogłębnie wejść w temat, zrozumieć go. Ciągle narzekamy, że uczniowie wszystko wiedzą powierzchownie. A jak mają wiedzieć dokładnie, jak na nic nie ma czasu? Ich mózgi nie są w stanie tego ogromu wchłonąć. Coraz trudniej jest też dziś być nauczycielem, bo średnia zdolność do skupienia się u dzieci coraz szybciej się zmniejsza. Kiedyś było to 15 minut, teraz nie wiem, czy nie trzy minuty. Po zaledwie trzech minutach dzieci już chcą zmiany, ciągle muszą być aktywowane, pobudzane. Jakże więc trudno utrzymać ich uwagę, zaciekawiać. Sama metoda nie wystarczy. Czy nauczyciel będzie śpiewał czy tańczył – i tak na końcu dziecko nie jest w stanie przyswoić tego wszystkiego. Mózg weźmie tyle, ile uzna za wartościowe. Czysta biologia. 

- Może z tych wszystkich powodów młodzi ludzie po maturze mówią ,,włanczać”, ,,wziąść”, a na pytanie, kto wyzwolił obóz w Auschwitz, mówią, że Niemcy? W efekcie nadmiaru przekazywanej latami wiedzy, nie wiedzą prawie nic?

- Nisbett napisał fantastyczną książkę ,,Geografia myślenia”, w której między innymi porównał różne sposoby nauczania różnych przedmiotów w różnych częściach świata. Omawiając przykład historii napisał, że na poziomie podstawowym jest ona dużo lepiej nauczana w Japonii niż w krajach europocentrycznych i Europie. Tam historii naucza się kontekstowo, czyli mówi się, że wtedy na świecie panowała taka i taka sytuacja, były problemy związane z tym i z tym, rosły takie napięcia, w związku z tym tutaj pojawił się taki konflikt, a tam taki. A dopiero później, przy okazji, są wprowadzane nazwiska i daty. Ten system jest dużo bardziej wartościowy i lepszy do edukacji podstawowej. Potem, jak już chcemy zagłębiać się w historię, musimy przejść do sposobu, w jaki historia jest realizowana w Europie, natomiast powinno się zaczynać całkiem inaczej.

- Co według pani jest głównym problemem polskiego systemu edukacji?

- To, czego nie mamy, a co jest na przykład w Finlandii – tam minister edukacji jest żywo zainteresowany wszelkimi badaniami z zakresu edukacji oraz wynikami tych badań. Finowie zmieniają podstawę co dziesięć lat. Ale jak już ją opublikują, to nie znaczy, że przestają się tematem zajmować. Cały czas pracują, zbierają wyniki badań, analizują, dyskutują, myślą, w którą stronę chcą iść, co może im w tym  pomóc. Tego brakuje w Polsce bardzo. Mamy dużo badań, które idą tylko do publikacji, ale nikt z nich nie korzysta, ewentualnie inni naukowcy do swoich publikacji. Mamy oderwanie, nauka sobie, rzeczywistość sobie. To jest przykre.

- Dziękuję za rozmowę. 

  

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x